- Jestem przekonany, że Orunia powinna znaleźć się w następnym etapie rewitalizacji, by dało się z niej wyciągnąć całe piękno – na środowym spotkaniu w Gościnnej Przystani mówił Jan Kozłowski, polityk Platformy Obywatelskiej, który ubiega się teraz o mandat europosła.
Polityk został zaproszony przez Krzysztofa Kosika, byłego radnego miasta Gdańska. W zeszłym tygodniu w ramach tego samego cyklu oruniaków odwiedził Jarosław Sellin, polityk Prawa i Sprawiedliwości.
W dyskusji z byłym marszałkiem wzięło udział kilkanaście osób. Oruniacy żalili się na źle zaprojektowane przejazdy kolejowe w ich dzielnicy i fakt, że miasto nie zdecydowało się zbudować tutaj tunelu/wiaduktu z prawdziwego zdarzenia. I że gdańscy prezydenci, Biuro Rozwoju Gdańska i miejscy radni nadal się do tego nie kwapią.
- Jesteśmy ciągle z premedytacją odstawiani na bok. Orunia nadal jest na ostatnim miejscu – kreślił pesymistyczny obraz Kosik. - Na Boga, panie marszałku, przecież ta dzielnica leży tak blisko centrum miasta, tak blisko Starówki, tak blisko Urzędu Marszałkowskiego. Nie jesteśmy gorsi! - zwracał się do byłego marszałka.
Kozłowski przyznawał rację i przedstawił swoistą receptę na poprawę sytuacji. Jego zdaniem ważna jest rewitalizacja i większy nacisk oruniaków na lokalne władze. - W listopadzie są wybory samorządowe. Dobrze byłoby wprowadzić swoją reprezentację do Rady Miasta. A później postawić twarde warunki – przekonywał.
Zdaniem oruniaków, istnieją poważne przesłanki na to, że wymagane przez prawo konsultacje przed rozpoczęciem remontu linii kolejowej były niczym więcej niż fikcją. Pytali kandydata na europosła, czy taki fakt mógłby podważyć inwestycję i skłonić polityków do naprawienia błędów. A na Oruni koszt takich błędów z pewnością byłby niemały – mieszkańcy dzielnicy jak jeden mąż domagają się tutaj budowy wiaduktu lub tunelu.
- Oczywiście można wskazywać, że nie było tutaj rzetelnych konsultacji, że rozmowy były fikcją. Doradzałbym jednak, by raczej iść w kierunku nowych rozwiązań, nowych możliwości. Spróbuję namówić marszałka i prezydenta Gdańska, by się tematem zajęli – obiecywał Kozłowski.
- Pan marszałek jest tutaj ostrożny w słowach, ale my wszyscy wiemy, że winne jest tutaj BRG. To Biuro opłacane przez nasze podatki powinno bronić naszych interesów w kontekście kolejowych inwestycji – komentował Kosik.
Uczestnicy spotkania zastanawiali się też, jak spowodować, by Orunia wreszcie przestała być dzielnicą „B” (a nawet „C”). Pojawiły się tezy o zrównoważonym rozwoju i pytania, czemu politycy pozwalają, by jedne rejony rozwijały się szybciej, a inne wolniej, albo wcale.
Kozłowski wskazywał, że są środki unijne, które przeznaczane są na walkę z właśnie taką dyspropocją. Jego zdaniem, polskie miasta powinny być bardziej aktywne w zdobywaniu nisko oprocentowanych pożyczek, które powinny służyć biedniejszym rejonom. - Nadal w Polsce są dzielnice w miastach, które wyglądają gorzej niż obszary wiejskie – przyznawał.
Polityk Platformy Obywatelskiej chwalił dokonania Unii Europejskiej. Wskazywał na szereg inwestycji w Polsce, m.in. na nowe drogi, obwodnice, czy szpitale.
Jego argumenty nie trafiły jednak do wszystkich. Jeden z mieszkańców, cytując wypowiedzi innych polityków, przekonywał, że Polacy już od jakiegoś czasu więcej dopłacają do Unii Europejskiej niż od niej otrzymują. - To nieprawda. Dopłacamy średnio 3 miliardy, otrzymujemy od 7 do 10 miliardów – przekonywał Kozłowski. - Pan kłamie! - ripostował mieszkaniec, wskazując na fakt, iż w Polsce rośnie zadłużenie, a budowane tutaj drogi, czy stadiony są jedne z najdroższych w Europie.
Inny uczestnik spotkania jeszcze bardziej nie przebierał w słowach. - Niech Pan nie opowiada bajek! Najwięcej na Unii skorzystali rolnicy. A tacy ludzie jak my, mieszkający na Oruni? Wielu pracuje na czarno, za 5-6 złotych za godzinę!
- Wie Pan, europosłowie mają inne zadania niż radni miasta, czy politycy sejmowi. Czasami cele kłócą się z codziennością. W nowej kadencji Europarlamentu chcemy walczyć o jak największe środki dla Polski – argumentował były marszałek.
Pieniądze z Unii pozwoliłyby, zdaniem Kozłowskiego, na wzrost zatrudnienia i na powstanie nowych firm. Niestety polityk PO nie wyjaśnił, jak w praktyce miałoby to wyglądać.
Takich ogólników ze strony Kozłowskiego było więcej, ale oruniacy i tak są zadowoleni. - Cykl spotkań, gdzie na Orunię zapraszamy najwybitniejszych polityków Wybrzeża daje nam pozytywny lobbing dla tej dzielnicy. Łatwiej będzie nam zabiegać o sprawy, z którymi urząd miasta i lokalni politycy nie mogą sobie poradzić – tłumaczył Kosik.