- Seminarium to konsekwencja naszych działań w ostatnich miesiącach. Nasi studenci pracowali na Oruni i wymyślali "małe" strategie rozwoju tej dzielnicy, strategie, wykorzystujące potencjał ogrodniczy i rolniczy oruńskich terenów. Teraz chcemy nasze pomysły przedyskutować w szerszym gronie. Przyjadą fachowcy ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, także z różnych stron Polski – mówi Gabriela Rembarz, urbanistka z Katedry Urbanistyki i Planowania Regionalnego Politechniki Gdańskiej, która od kilku miesięcy na Oruni prowadzi warsztaty dla swoich studentów.
- W sobotę do dyskusji zapraszamy gości z Oruni, tutejszych radnych osiedla i społeczników. Przeprowadzimy warsztaty, zastanowimy się, czy i z których koncepcji warto korzystać – dodaje.
Organizatorzy (wspomniana wyżej Katedra Politechniki Gdańskiej i Gościnna Przystań) chcą w trakcie konferencji spróbować odpowiedzieć na kilka pytań.
„Czy historyczny, miejski obszar rewitalizacji na granicy żyznych pól uprawnych Żuław może stać się dzielnicą oferująca alternatywny styl życia ponad podziałami społecznymi i przestrzennymi?
Czy pojęcie „ miejskiego rolnictwa” może posłużyć jako łącznik między tradycją a przyszłością i stać się napędem rozwojowym?” - czytamy w ulotce, reklamującej majowe seminarium.
- To nie jest tak, że jeden panel dyskusyjny zrewolucjonizuje wszystko. Planowanie przestrzenne można przyrównać do zakładania ogrodu. Nawarstwiają się pomysły, pojawiają się nowe koncepcje. Chcemy przekonać mieszkańców, że warianty rozwoju ich dzielnicy mogą być różne – mówi Rembarz.
- W grę nie wchodzi tylko śródmiejski styl życia. Prace studenckie pokazują, że Orunia ma unikalny potencjał, że jest częścią Żuław, że ma tradycję ogrodową. Naszym zdaniem warto wykorzystać ten potencjał – kontynuuje architektka.
Co ciekawe, na Oruni ta swoista burza mózgów trwa już od dłuższego czasu. Póki co nie uczestniczą w niej jednak miejscy urzędnicy. A przecież nie jest tajemnicą, że Orunia stoi bardzo wysoko w kolejce dzielnic do rewitalizacji.
Zdaniem Grzegorza Sulikowskiego, szefa gdańskiego Referatu Rewitalizacji, o tym, czy i ile pieniędzy trafi na rewitalizację Oruni (są to środki unijne) przekonamy się najwcześniej w 2015 roku. „Nie mamy gotowych rozwiązań, jesteśmy otwarci na różne propozycje” - mówił nam miesiąc temu Sulikowski.
Problem w tym, że na ten moment magistrat właściwie żadnych, bardziej szczegółowych rozwiązań nie przedstawia. - Nie słyszeliśmy, by w planach rewitalizacji Oruni wątek „rolniczo-ogrodniczy” się pojawił – zauważa Rembarz.
Być może urzędników z gdańskiego Referatu Rewitalizacji zobaczymy na Oruni już w czerwcu. Wtedy to zostaną zaprezentowane gotowe koncepcje rozwoju tej dzielnicy, którzy przygotowują studenci gdańskiej Politechniki. Krytyczne głosy ekspertów, które z pewnością pojawią się na opisywanym tutaj, majowym seminarium, mają pomóc w „dopieszczeniu” prezentacji.
- Następnym krokiem będzie zaproszenie na Orunię niemieckich i amerykańskich studentów, by zajęli się problemami tej dzielnicy – mówi Rembarz.
Architektka cieszy się ze współpracy jej uczelni z dzielnicowymi społecznikami. Taki model wcale nie jest tak często spotykany. Z reguły eksperci ze szkół wyższych pracują z miejskimi urzędnikami. Tutaj jest inaczej. - Moi studenci mają poczucie, że ich praca to nie tylko teoria. Tworzą coś, co może realnie wpłynąć na życie ludzi – komentuje Rembarz.
Pewnym zgrzytem, na który mogą zwracać przynajmniej niektórzy mieszkańcy Oruni, jest fakt, iż na ulotkach promujących majowe seminarium, pojawia się nazwa „Orunia Dolna”.
„Czy Orunia musi się dzielić na Górną i Dolną? Czy rozwój w konwencji „Smart” może objąć takie miejsce jak Orunia Dolna?” - czytamy na ulotce.
Kwestia nazwy może wydawać się mało istotna, ale oruńscy społecznicy sądzą inaczej. - Po pierwsze, formalnie nie ma „Oruni Dolnej”. A po drugie utarło się mówić o tej części Gdańska „Orunia Dolna”, w sposób pogardliwy. My jednak jesteśmy mieszkańcami Oruni – komentowali niedawno radni osiedla.