Muszę przyznać, że kiedy jeden ze znajomych zaproponował mi taki właśnie temat, raczej nie byłem zaciekawiony. - Zasnąłem po trzech Twoich słowach – żartowałem, delikatnie dając do zrozumienia, że historia mnie nie porwała.
Cóż, znajomy nie odpuszczał, usłyszałem więcej szczegółów, nie zasnąłem, zostałem przekonany. Ciekawe, ilu naszych czytelników przekona się również.
Dla tych co nie lubię czytać, temat podany w pigułce: Alicja Janczur ma 21 lat, mieszka na Oruni od urodzenia. Jest lokalną patriotką, ale i taką „większą” także. Katoliczka, udzielająca się w lokalnym kościele, zwolenniczka Ruchu Narodowego, studentka Stosunków Międzynarodowych.
Wszystko ciekawe, ale najsłodsze zostawiłem na koniec: od kilkunastu miesięcy pani Alicja robi znakomite, fikuśne, wymyślne ciasta.
I tyle? Moment, moment. Będzie o miłości, „pszepisach”, ciastach z filiżanki, słodkościach a la Angry Birdsy, będzie też o marzeniach 21-latki i trochę o polityce. Spokojnie, „Marysi” bis tu nie uświadczymy, powstrzymamy się od manifestów.
Marzenia, tak? Własna cukiernia na Oruni? Dlaczego nie? Ale za kilka lat, bo teraz nie ma na to jeszcze za bardzo czasu i nie ma też pieniędzy.
- Bardzo chciałabym, aby cukiernia „A'la na słodko” została otwarta właśnie na Oruni. Może na Gościnnej, tam gdzie kiedyś był bank? - zastanawia się pani Alicja. Siedzimy nieopodal, na tyłach zabytkowej kuźni przy tej samej ulicy. - Tylko w dużym mieście trochę trudniej o kredyty z Unii Europejskiej. Myślałam więc, że może łatwiej byłoby założyć biznes w miejscowości mojego chłopaka, który mieszka nieopodal Wejherowa.
- To teraz już nie sposób założyć małej firmy bez dofinansowania z Unii Europejskiej? - pytam, będąc dość sceptycznie nastawiony do wszelakich rządowych programów „wspierających przedsiębiorczość”. Jakoś pisanie „wniosków” i znanie odpowiednich ludzi mnie nie przekonuje. Ciężka praca (niestety często tylko w teorii) jak najbardziej.
Tak sobie więc rozmawiamy.
- Nie, nie. Jestem eurosceptyczką, rozumiem o czym Pan mówi. Zresztą jadę w wakacje do Niemiec, by zarobić trochę pieniędzy. Część odłożę na firmę – deklaruje moja rozmówczyni.
Chwilę rozmawiamy na temat polityki. Ruch Narodowy, ekonomista Roman Rybarski, Janusz Korwin Mikke, „Marysia”, Adam Michnik, takie tam przełamywanie lodów ze studentką Stosunków Międzynarodowych. - Sesja zdana, stypendium też jest – mówi dumna.
Jeżeli nie zasnęliście, teraz zbliża się prawdziwe „mięso”. Bardzo słodkie. - Pani Alicjo, o co chodzi z tymi ciastami? Jak Stosunki Międzynarodowe mają się do cukierni? - rzucam kolejne pytania.
Po kolei. Żeby było mniej sztywno, przechodzę w tekście na „ty”.
Już od małego Alicja lubiła kręcić się w kuchni i przygotowywać coś według swoich „pszepisów”. Tak, wiem, „rz”, a nie „sz”, ale dla 6-latków ortografia raczej nie istnieje. A właśnie tyle lat miała Alicja, kiedy na kartce papieru dumnie spisała listę składników swojego ciasta. Oglądam sobie na zdjęciu tę kartkę papieru i się uśmiecham. „Puł kostki” , czy „stuka masła” wygląda tak, hmmm, słodko?
- Później była duża przerwa, wyszłam z kuchni – śmieje się studentka. - Ale półtora roku temu poznałam swojego chłopaka i na pierwsze spotkanie postanowiłam upiec dla niego babeczki – Alicja ciągnie swoją opowieść.
- Babeczki na pierwszej randce? Przez żołądek do serca, rozumiem – komentuję.
Chłopak był zachwycony słodkościami, jak i kucharką. W naszej historii skupiamy się jednak na tym pierwszym wątku.
I tak „jakoś” się zaczęło. Pani Alicja znów załapała bakcyla. Zaczęła piec niewielkie ciasta, obdarowywać nimi swoich znajomych. Posypały się pierwsze zamówienia. Ktoś chciał „artystyczny tort” na 18-tkę, inny na chrzciny, ciasta Alicji wjeżdżały na wieczory panieńskie, wesela, balangi urodzinowe. - Nie zarabiam na tym właściwie za wiele. Póki co zależy mi, aby zdobywać doświadczenie. Na pewno mi się przyda, jak otworzę cukiernię – słyszę.
Klienci są z Oruni, z innych dzielnic Gdańska również, ba nawet z Piły, czy Torunia. Interes się kręci, ale póki co jeszcze wielki biznes to nie jest.
Pomaga z pewnością Facebook, który pozwala dotrzeć do coraz to większej rzeszy potencjalnych odbiorców. Komentarze facebookowiczów pod zdjęciami kolejnych ciastek, babeczek, rurek z kremem, tortów mówią same za siebie. „Pychaaa” - i wszystko w temacie.
No prawie wszystko, bo kalorii jest tu z pewnością sporo. Choć Alicja twierdzi, że od kiedy zaczęła przygotowywać te smakołyki na poważnie, schudła 10 kilo. Taka zagadka. - Nie wykluczam jednak ciast dietetycznych, bo wiem, że na to też jest szał – mówi.
A widząc, że „nie kumam” o co chodzi. - Wie Pan, ciasta z fasoli zamiast mąki na przykład – tłumaczy.
Nie rozumiem tego nadal, ale lecimy dalej.
21-latka nazywa swoje smakołyki: „ciastami artystycznymi” i jej zdaniem właśnie taka specjalizacja najbardziej może się tutaj opłacić. - Takie typowe torty przestały być modne. Przyszłościowe są właśnie „ciasta artystyczne”. Z tego co wiem w Gdańsku są tylko dwie cukiernie, które się w tym specjalizują. Jak widać, rynek jest więc wciąż otwarty – przekonuje moja rozmówczyni.
O co chodzi z tymi ciastami artystycznymi? Psz/rzepisy Alicji są pełne różnorakich eksperymentów i tak zwanego kuchennego fristajlu. Nie ma tu miejsca na sztywne trzymanie się reguł. Wszystko może zostać zastąpione wszystkim.
Przykuwa uwagę także wygląd ciast. Są takie, które mają kształt hamburgera, inne przybrały postać z popularnej gry Angry Birds. Jest ciasto, zwieńczone zrobionym ze słodkiej masy „ciachem” (w znaczeniu facet, za którym oglądają się kobiety).
Do wyboru, do koloru. Widać, że to prawdziwa pasja. Pasja, którą Alicja chce realizować między innymi na Oruni. O cukierni już było, ale pomysł „na teraz” jest taki, by niektóre ze smakołyków były dostępne w oruńskiej kuźni przy Gościnnej.