Czy chcielibyście zobaczyć spektakl, gdzie przewija się Adria i inne kultowe dla Oruni adresy, a na dodatek są tam wątki ze „Sky Orunia”, oruńskie historie z czasów wojny, te świeżo po wojnie i z okresu realnego socjalizmu?
Jeżeli tak, to rezerwujcie czas na najbliższą sobotę (29 listopada), na godzinę... 16:54.
Tak, tak to nie pomyłka. Wszystko zacznie się od oruńskiego peronu (kierunek Pruszcz Gdański) i pociągu, który wtedy nadjedzie. Zrobiliśmy Państwu choć odrobinę „smaka”? Jeszcze nie? No cóż, może naszym rozmówcom powiedzie się odrobinę lepiej.
- Wie Pan, ja będę w sztuce śpiewał! To smutna piosenka – mówi głos w słuchawce. A po chwili na własne uszy słyszę, jak starszy mężczyzna zaczyna nucić i śpiewać.
Czuć, że mój rozmówca jest przejęty. Może i czuć lekką tremę. Ale umówmy się, gdybyście mieli wystąpić przed publicznością i nie bylibyście zawodowym aktorem też pewnie byście ją czuli. Śpiewanie mi do słuchawki (to się nazywa wywiad!) to prawdziwy pikuś, „na poważnie” zrobi się dopiero w najbliższą sobotę.
75-letni Edward Namięta, posiadacz ładnego głosu, mieszkaniec ulicy Koralowej, oruniak od 1961 roku jest odrobinę zestresowany. - Trochę się boję, żeby słów nie zapomnieć – mówi. - W mojej scenie przestrzegam syna, że nie ma chodzić do Matzkau, bo tam budują obóz, bo tam Niemcy – dodaje wyraźnie przejęty.
Pan Edward to jeden z ponad 20 aktorów (większość to oruniacy), którzy zagrają w sztuce „Ohra Ora Orana”. Spektakl wieńczy trwający od marca 2014 roku projekt „Historie po Oruńsku”.
O 60 wiosen młodszy, 15-letni Michał Bryńczak z ulicy Żuławskiej mówi mi krótko: - Ta sztuka jest wyjątkowa, bo jest o Oruni, w której mieszkamy i żyjemy. I jest wyjątkowa, bo to teatr „chodzi” po Oruni. Kolejne sceny zagramy na peronie, w kuźni, koło Gimnazjum nr 10, w Domu Kultury – wylicza nastolatek.
- Najtrudniejsza była integracja, najgorzej było się zgrać razem, wiadomo, różni ludzie, starsi, młodsi. Pierwsze próby, dwa i pół miesiąca temu, a te ostatnie to po prostu niebo a ziemia. Świetny klimat się zrobił – mówi Michał, który z kolei żadnej tremy nie czuje. - Gram trzy sceny: raz jako władza, raz jako obywatel, który odpompowuje Orunię, a raz jako „leżak”, to znaczy, wie Pan, pijany człowiek.
W sztuce występują głównie oruniacy. Młodsi, dorośli, seniorzy. Recytują, śpiewają, kolejni grają na akordeonie. Niektórzy przyszli z klubu seniora, inni ze szkół, jeszcze kolejni zostali „zgarnięci” prosto z ulicy.
- Idziemy sobie z kolegami po ulicy i gdzieś koło GAK-u (Gdański Archipelag Kultury – przyp. red.) nagle woła do nas jakaś kobieta. „Chodźcie! Jesteście idealni!” - krzyczy. Podeszliśmy, pytamy co się dzieje. I tak dowiedzieliśmy się o sztuce i o tym, że jako oruniacy musimy w niej zagrać – śmieje się 15-latek.
"Wołająca kobieta" to Rita Jankowska, założycielka, dyrektor artystyczny i reżyser Teatru Błękitna Sukienka w Gdańsku i tak się złożyło, że również osoba, która pisała scenariusz oruńskiej sztuki.
- To jest jedyny taki projekt w Gdańsku, to ewenement, to co robimy na Oruni jest innowacyjne – mówi Jankowska. - To sztuka współtworzona przez mieszkańców, którzy nie są zawodowymi aktorami. Spektakl został stworzony z oruńskich historii, spisanych w ramach projektu „Historie po Oruńsku”. Korzystałam jednak także z historii, które od 2009 roku pojawiały się na portalu MojaOrunia.pl – mówi scenarzystka.
Czujemy się wyróżnieni, no i nasi rozmówcy doczekali się naprawdę fajnego upamiętnienia.
- O czym będzie ta sztuka? Zobaczymy historię Oruni z czasów wojny i tuż po wojnie, zobaczymy Orunię w czasach realnego socjalizmu, z lat 70-tych i końca komunizmu. Kultowa mordownia Adria, Sky Orunia, odwadnianie Żuław, los gdańszczan w powojennej Oruni, będzie też feministyczna scena - Jankowska wymienia niektóre sceny ze sztuki.
- Musi nam się udać ta sztuka, nie ma wyjścia. Byle tylko pogoda dopisała i ludzie przyszli... - dopowiada Michał.
To jak, przyjdziecie?