- Niewysoki, szczupły mężczyzna w kominiarce. Z bronią w ręku, lub z jej atrapą. Skierowaną w moją stronę. „Dawaj k...a pieniądze” - warknął do mnie. Na początku pomyślałam, że to może jakiś głupi żart – mówi nam jedna ze sprzedawczyń w sklepie spożywczym na ulicy Diamentowej.
To właśnie tam, 22 grudnia około godziny 20. doszło do napadu. Sprawca sterroryzował sprzedawczynię i zabrał z kasy kilkaset złotych. - Wszystko potoczyło się bardzo szybko. W sklepie była jeszcze jedna klientka, ale na widok broni uciekła na zaplecze – mówi sprzedawczyni. - Ładne Święta miałam, nie ma co. Jeszcze do teraz nie mogę się otrząsnąć, jak się robi ciemniej na dworze, to boję się stać sama w sklepie.
- Sprawców było najprawdopodobniej dwóch. Nasi klienci opowiadali nam później, że kiedy siedzieli w samochodzie przed sklepem, podszedł do nich mężczyzna, wyjął broń i kazał im odjeżdżać. Przestraszyli się i odjechali. Ale widzieli dwóch mężczyzn, jeden z nich wszedł chwilę później do sklepu – relacjonują inne pracownice sklepu.
Stróże prawa szukają bandytów. Policyjni technicy pobrali odciski palców ze sklepowej kasy, której dotykał sprawca. - Prowadzone są czynności, śledczy badają wszystkie tropy. Nie możemy jednak podać żadnych szczegółów – mówi nam Aleksandra Siewiert, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
Policjanci nie narzekają na brak pracy. Kilka dni wcześniej bandyci obrali sobie za cel inny sklep spożywczy na Oruni, tym razem na Trakcie św. Wojciecha. O zdarzeniu poinformowała nas czytelniczka, która poprosiła o zachowanie anonimowości. Policja potwierdza, że doszło do kradzieży. - Mężczyzna wyrwał sprzedawczyni kasetkę z pieniędzmi i uciekł. Nie miał broni – mówi Siewiert.
Śledczy nie chcą odpowiedzieć, czy napadu i kradzieży dokonały te same osoby. - Zbyt wcześnie na podawanie tego typu informacji – mówią policjanci.
Co ciekawe, w listopadzie miały już miejsce dwie podobne kradzieże na Oruni. Sposób działania przestępców był podobny: jeden z nich odwracał uwagę sprzedawczyń w sklepie, drugi wyrywał kasetki z pieniędzmi. - Sprawcy tamtych kradzieży zostali już zatrzymani – informuje Siewiert.
- Siedzą już za kratkami? - dopytuję.
- Prokurator nie wnioskował o trzymiesięczny areszt, podejrzani czekają na rozprawę na wolności – pada odpowiedź.
Policjanci zapewniają jednak, że w pierwszej kolejności sprawdzili, czy za „grudniowymi” zdarzeniami (napad i kradzież) nie stoją ci sami podejrzani. Jak podają stróże prawa wygląda na to, że napadu na Diamentowej i kradzieży na Trakcie św. Wojciecha dokonały inne osoby.
Napad z bronią (lub jej atrapą) w ręku i kradzież pieniędzy z kasy – w ostatnich dniach bandyci obrali za cel sklepy na Oruni. Policja zapewnia, że jest na tropie sprawców. I... przypomina o swoich sukcesach z listopada.