Raz w roku, kto posiada własne „m” – płaci daninę w postaci podatku gruntowego...
Nie są to jakieś kwoty, nie pozwalające zasnąc. W moim przypadku to 17 PLN ;-))
Również w tym roku terminowo, posłałam tę sumę na chwałę MIASTA! Nie minęły dwa pacierze, przychodzi opieczętowane pismo wzywające mnie do zapłaty 17 zł, pod karą i tak dalej... Myślę sobie, jak mam jechac do urzędu z dowodem wpłaty, żeby tam się handryczyc i udowadniac, to taniej i mniej wkurzająco wyjdzie mi posłanie im znowu tej kasy. Tak zrobiłam!
Minęło parę dni, przyszło kolejne pismo z urzędowymi pieczątkami, w którym stwierdzono, że mam nadpłatę...18 zł, co jakby wskazuje na fakt, że w momencie wysłania do mnie upomnienia leżała już na koncie zapasowa złotóweczka... O.K – niech sobie leży nadpłata, wszyscy wiemy, że lepiej więcej niż mniej:-)) O sprawie zapomniałam...
Co jest u diabła, znowu pismo??? – Co tym razem??? Teraz Urząd zawiadamia mnie, że na moim koncie jest nadpłata 35 zł.... Mam się stawic osobiście i złożyc dyspozycję, czy kasę zabieram, czy zostawiam na koncie.... (wszystkie liściki podpisane przez inne osoby).
W tym momencie złapał mnie objaw potocznie nazywany „pianą na ryju”! Dzwonię, na podane liczne numery, celem grzecznego powiedzenia paniom urzędniczkom co myślę o ich indolencji i trwonieniu kasy na niepotrzebną korespondencję!
Zamiar spełzł na niczym! Jak wiadomo od czasów wprowadzenia powszechnej telefonizacji, do urzędu nikt się jeszcze nie dodzwonił... W tym czasie powstają bowiem góry sprzecznych w treści pism do kochanych podatników...
Mam to w nosie, nigdzie nie jadę! Kto niby będzie odbierał podczas mojej nieobecności listy polecone z Miasta ? No kto? ;p