Przykład: Jeżeli w dziesięciomieszkaniowej klatce jest jedna rodzina z problemami (na przykład alkoholowymi), to inni mieszkańcy często wywierają na nią poztywny wpływ, utrzymując standardy pewnych zachowań społecznych. Mówiąc prościej, na wybitą szybę, czy na libację w klatce, inni sąsiedzi szybko zareagują.
W przypadku, gdy takich rodzin z problemami jest w budynku kilka, często działa odwrotny proces. To oni dyktują warunki. Z prostego powodu – będąc w mniejszości „normalni” lokatorzy albo przestają reagować, albo robią wszystko, by z takiego sąsiedztwa się wynieść. Jeżeli to im się udaje, na ich miejsce mogą przyjść ludzie z problemami i sytuacja staje się jeszcze gorsza.
Po co przytoczyliśmy taki przykład? Po kolei.
Deweloper wybudował blok na 80 mieszkań w rejonie ulicy Ubocze, ale wiele wskazuje na to, że lokali nie będzie można kupić na wolnym rynku. Do zakupu przymierza się miasto. - Transakcja prawdopodobnie będzie finalizowana w maju, lub na przełomie maja i czerwca tego roku. Transakcja dotyczyć będzie pozyskania 42 lokali mieszkalnych w tym budynku – mówi nam Anna Dobrowolska z gdańskiego Biura Prasowego.
Nie wiadomo, co z pozostałymi blisko czterdziestoma mieszkaniami. Deweloper nie podaje żadnych informacji odnośnie tej inwestycji na swojej stronie. A kiedy zadzwoniliśmy do jego firmy, podając się za mieszkańca chętnego do zakupu lokalu na Oruni, usłyszeliśmy, że żadnej inwestycji w tej części miasta deweloper ten nie prowadzi. Wysłaliśmy już oficjalnego maila na adres dewelopera i czekamy na odpowiedź.
Istnieje więc możliwość, że docelowo cały budynek zostanie przejęty na potrzeby miasta, choć urzędnicy mówią póki co o kupnie „tylko” 42 lokali.
Budynek jest już gotowy, ale nie ma w nim mieszkańców. Ci muszą poczekać, aż dopełni się transakcja.
Za kilka tygodni mieszkania staną się jednak komunalne, czyli miejskie. Nie brakuje oruniaków, którzy wskazują na konkretne ich zdaniem niebezpieczeństwo. I nie chodzi o sam budynek, czy o nowych lokatorów. Powołują się na teorie, według których nie powinno gromadzić się wielu budynków komunalnych obok siebie.
Tymczasem w omawianej okolicy stoi już wybudowany kilka lat temu komunalny blok przy Ubocze 24. Stosunkowo niedaleko są także komunalne i socjalne kamienice na Przy Torze i Serbskiej. Przysłowiowy rzut beretem dzieli nową inwestycję od budynków Brata Alberta.
Na łamach naszego portalu Barbara Majewska, wiceszefowa Wydziału Gospodarki Komunalnej w Gdańsku uspokajała: - Powstanie nowego budynku w sąsiedztwie już istniejącego budynku komunalnego jest szansą sukcesywnego cywilizowania tej dzielnicy. Pamiętać należy, że w tej dzielnicy zostały wybudowane również inne budynki przez TBS Motława, co ma korzystny wpływ na wizerunek dzielnicy.
Porównaliśmy trzy adresy, co się okazało?
Niestety, sprawa nie jest taka prosta. Zrobiliśmy krótkie zestawienie trzech adresów: 1. komunalnego budynku Ubocze 24, który jest sąsiadem nowego, opisywanego tu bloku, 2. wspomnianych przez dyrektor Majewską TBS-ów na Trakcie, 3. komunalnego budynku Platynowa 5 na Oruni Górnej, który był oddawany mniej więcej w tym samy czasie, co budynek przy Ubocze 24.
Co się okazało? Największe zadłużenie budynku i najwięcej lokatorów, korzystających z pomocy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie zanotowano na Ubocze 24. Mieszka tam 156 rodzin, zaległość czynszowa wynosi blisko 400 tysięcy złotych na cały budynek i 15 rodzin korzysta z pomocy MOPR.
Na Platynowej 5, gdzie w teorii dostawali się przecież ludzie z tej samej kolejki po mieszkania komunalne, mieszka 29 rodzin, tam dług wyniósł nieco ponad 16 tysięcy złotych (porównując liczbę lokatorów, dług jest tu około 5 razy mniejszy niż na Ubocze 24) i 5 rodzin korzysta z pomocy społecznej.
W TBS-ach na Trakcie mieszka 137 rodzin, dług wynosi tu 6 tysięcy złotych na cały budynek (choć lokatorzy mieszkają tu krócej) i nikt nie korzysta z pomocy społecznej.
O czym to świadczy? Czemu oruński budynek komunalny tak różni się od pozostałych, chociażby tych położonych na Oruni Górnej? Czy to Orunia psuje nowych lokatorów? Czy odwrotnie, nowi lokatorzy źle wpływają na otoczenie? I co ważne, czy rzeczywiście nie ma problemu z tym, że miasto dorzuca na Orunię i to właściwie w jednym miejscu (obok położone są jeszcze komunalne i socjalne, zadłużone na potęgę mieszkania na Serbskiej i Przy Torze) kolejne mieszkania komunalne?
Niejednokrotnie pisaliśmy o dewastacjach w nowym wtedy budynku przy Ubocze 24 (zgłaszali nam to sami mieszkańcy). Czy teraz będzie podobnie?
Na Orunię wrzuca się ludzi z problemami, bo...
Na te i kilka innych pytań próbuje odpowiedzieć Przemysław Kluz z Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, menadżer Gościnnej Przystani, który na temat mieszkań komunalnych na Oruni rozmawia z urzędnikami i miejskimi radnymi. Jego zdaniem, w urzędzie są osoby, które są otwarte na zajęcie się tym problemem.
Kluz podkreśla, że problemem nie są tutaj lokatorzy mieszkań komunalnych, gdzie bardzo często są to przecież normalni, pracujący na swoje utrzymanie ludzie. Problemem nie są też mieszkania komunalne same w sobie, a po prostu pewnego rodzaju gromadzenie na Oruni mieszkańców ze specyficznymi problemami. Proces ten postępuje dalej i to w miejscu (okolice Ubocze, Serbskiej, Przy Torze, Rejtana, czy Sandomierskiej), o którym każdy nieco lepiej zorientowany oruniak wie, że już teraz jest tam dużo problemów, poczynając od alkoholowych, na kryminalnych kończąc.
Z kolei urzędnicy wydają się tego nie zauważać. Zdaniem Kluza, to właśnie problem jest brak właściwej komunikacji wydziałów w urzędzie.
- Wydział Skarbu sprzedaje działkę pod mieszkania komunalne na Oruni, ale ten wydział nie jest zainteresowany problemami społecznymi. Jest zainteresowany, i się nie dziwię, by cała transakcja była jak najtańsza dla miasta. Tylko z pozoru jest oszczędność, ponieważ w przyszłości generuje to inne koszty, na przykład koszt dewastacji budynków, czy kolejne programy pomocowe. Uważam, że powinno się określić mapę Gdańska i wskazać rejony, gdzie problemów społecznych jest więcej. I wtedy przy nowej inwestycji komunalnej dwa razy by się zastanowiono, czy jest to dobra okolica na nowe budynki – tłumaczy.
Menadżer Domu Sąsiedzkiego na Oruni polemizuje ze wspomnianą wyżej tezą dyrektor Majewskiej. - Samo założenie, że Orunia potrzebuje nowego budownictwa jest oczywiście prawdziwe. Jednak doświadczenie z budynkiem Ubocze 24, gdzie mamy dużo interwencji policyjnych (pisaliśmy o tym tutaj – przyp. red.), bardzo duże zadłużenie i społeczne problemy, pokazuje, że mamy do czynienia z gettyzacją. To znaczy, że gromadzi się tutaj oprócz zwykłych mieszkańców, także zbyt wielu ludzi z problemami. Często ci pierwsi uciekają później z dzielnicy o złej sławie.
- Jeżeli taki odsetek ludzi z problemami jest wysoki to trudno zmienić okolicę projektami społecznymi – argumentuje Kluz, który uważa, że dobór do mieszkań komunalnych nie jest do końca przejrzysty.
Wielu gdańszczan nie chce mieszkać na Oruni, ale...
Potwierdza to chociażby historia z prokuraturą w roli głównej, która nie dalej jak w zeszłym roku oskarżyła konkretnych urzędników w wydziale komunalnym o przyznawanie mieszkań w zamian za łapówki. Gdański magistrat oczywiście się broni, twierdząc, że ta sprawa to już przeszłość, a nowe władze baczniej kontrolują cały proces.
W całej sprawie jest przynajmniej jeszcze jedna rzecz, która działa na niekorzyść Oruni. - Wielu gdańszczan zrobi wszystko, by zamiast do „komunałki” na Oruni Dolnej, trafić do budynku na Oruni Górnej. Warto szczególnie zadbać o to, by mieszkańcy z problemami nie trafiali pod jeden adres, tylko mieszkali w różnych miejscach Gdańska – mówi Kluz.
Warto też wspomnieć, że niekiedy o zmianę zamieszkania wnioskują sami lokatorzy mieszkań komunalnych.
Całą sprawą interesuje się również Magdalena Olek, radna miejska z ramienia Platformy Obywatelskiej. - Niepokoi mnie tak duża liczba mieszkań komunalnych na Oruni. Argument miasta, że buduje tutaj takie lokale, bo „jest taniej” mnie nie przekonuje. Dlaczego? Bo widać, że taka polityka źle wpływa na dzielnicę. Chciałabym się włączyć w pracę zespołu, który zająłby się szczegółowo właśnie tym problemem.