Trzeba przyznać, że Jolanta Bocian, nowa dyrektor „Dziesiątki” robi wrażenie bardzo otwartej i pogodnej osoby. Być może także i te cechy są kluczowe do tego, by oruńskie Gimnazjum nr 10 wyszło na prostą. A o tym, że placówka ma problemy pisaliśmy tutaj.
Od czasów wyboru nowej dyrektorki minął już ponad miesiąc. Co się zmieniło pod kierownictwem nowej dyrektor? Te i wiele innych pytań zadaliśmy podczas wywiadu. Zapraszamy do lektury.
Czy Gimnazjum nr 10 zostanie zlikwidowane?
Nie. Dementuję to jednoznacznie. Na ten moment nie ma zupełnie takich informacji. Od razu po wyborze (koniec marca – przyp. red.) na dyrektora placówki, została zorganizowana rada pedagogiczna, w której wzięli tez udział pan Szczuka, dyrektor Wydziału Społecznego i pani Lucyna Szurman-Pietrzela, inspektor. Od razu na tym spotkaniu zostało powiedziane, że nie ma mowy o likwidacji naszej szkoły. Ta informacja o potencjalnej likwidacji ukazała się w Internecie właściwie od razu po tym jak zostałam dyrektorką...
To prawda, jesteśmy szybcy. Pisząc tamten artykuł, nie usłyszeliśmy tak konkretnej deklaracji od prezydenta Kowalczuka. Nie usłyszeliśmy, że Gimnazjum nr 10 nie zostanie zlikwidowane.
Mówię to z pełnym przekonaniem: ani miasto, ani prezydent Kowalczuk w żadnej rozmowie nie wspomnieli, że chcą likwidować naszą szkołę. Przeciwnie podkreślali, że szkoła jest tutaj niezbędna.
Pani dyrektor, czemu do „Dziesiątki” przychodzi tak mało uczniów? Czemu rodzice nie chcą posyłać tutaj swoich dzieci?
Do tej pory tak było, to prawda. Trudno jednak wypowiadać się na temat przyszłości. Nie wiem, ile dzieci przyjdzie w tym roku. Jeszcze za wcześnie o tym mówić.
Ale ma Pani jakieś wyjaśnienie, czemu w tej szkole nabór wygląda tak słabo?
Wcześniej nie miałam styczności z tą placówką. Dopiero jak przygotowywałam się do konkursu to przyjechałam tutaj i zobaczyłam szkołę i jej bliskie sąsiedztwo. Szkoła ma dobre położenie, bo w przeciwieństwie do Gimnazjum nr 9 w Dolnym Mieście, której byłam dyrektorem, tutaj na Oruni jest to jedyne gimnazjum w okolicy. Jest to przecież jedyne gimnazjum na wyjeździe Gdańska...
Tym bardziej więc dziwi, że ten nabór wygląda tutaj tak kiepsko. Z informacji nauczycieli wynika, że mniej niż połowa miejsc w Pani szkole zostaje obsadzonych przez nowych uczniów...
Ale Orunia to „stara” dzielnica. Analizując nasze zaplecze, czyli Szkołę Podstawową nr 16, to widać, że tych uczniów jest niewielu. Wiadomo, że część z nich przejdzie do nas. Ale ilu? Nie mam pojęcia. Nie ma jednak co panikować, bo faktem jest, że rodzice w podstawówkach budzą się gdzieś dopiero w czerwcu, wcześniej myśląc, że jak jest rejonizacja to wszystko idzie z automatu.
Nauczyciele, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że może chodzić o jeszcze coś innego. Ich zdaniem przeszkadza mit, przeszkadza opinia, że w „Dziesiątce” jest niski poziom nauczania, że chodzą tacy, a nie inni uczniowie. Sam znam oruniaków, którzy zamiast do Gimnazjum nr 10 wysłali swoje dzieci gdzieś do szkół w centrum Gdańska, czy Sopotu...
Coś w tym jest. Utrze się przekonanie: „Nie przysyłajmy tu dzieci, tu jest patologia” i koniec. Nie rozpatruje się żadnych innych czynników. Tymczasem jest tak, że często zdarza się, iż do naszej szkoły powracają dzieci z innych placówek. Myślę, że mit o złej szkole się uciera, plotka krąży. Raz jest plotka dobra, raz plotka jest zbrodnią.
A oficjalne badania, oficjalne wyniki egzaminów w Pani szkole?
Jeżeli spojrzymy na wyniki egzaminacyjne w Gimnazjum nr 10, to porównując je do innych szkół w Gdańsku, można uznać je za niesatysfakcjonujące. Ale przecież trzeba spojrzeć na to szerzej. Dzielnica ma swoje problemy. Z analizy dokumentów, z rozmowami z pracownikami i uczniami wynika jednoznacznie, że problem ubóstwa, a co za tym idzie niekiedy i problemy wychowawcze powodują, że już na tym etapie nie ma więzi uczniów ze szkołą. Nie ma co ukrywać, że rola rodzica jest tutaj ogromna. Jeżeli w domu dzieje się niedobrze, to pojawiają się i problemy w szkole. Moim zdaniem głównym problemem jest tutaj słaba współpraca rodziców ze szkołą i brak środków finansowych na pozaszkolne formy rozwoju ucznia.
I Państwo za wiele w całej sytuacji nie mogą już zrobić?
Nie do końca. Ustaliłam nową zasadę w szkole: Gimnazjum nr 10 istnieje od 7 kwietnia, nie cofamy się do tego co było. Myślimy perspektywicznie. Idzie nowe, zmierzymy się z problemami.
Taka polityka grubej kreski?
W sprawach, gdzie możemy się odciąć, tak. Chcę powiedzieć jedno: tu jest bardzo fajna młodzież. Nie zgodzę się, że tu jest młodzież patologiczna. Jeżeli ja wchodzę do szkoły i wszyscy mi mówią „Dzień dobry”, to znaczy, że mnie zauważają i że mnie szanują. Dla mnie najważniejszy jest klimat w szkole.
Chciałem spytać o Pani wizję rozwoju szkoły. Co się zmieni pod Pani kierownictwem? Co już się zmieniło? Co dalej z „Dziesiątką”?
Szkoła musi żyć. Do tego by szkoła żyła, w pierwszej kolejności potrzebni są nauczyciele, oczywiście rodzice i uczniowie. Muszę powiedzieć, że grono pedagogiczne jest wspaniałe. Nauczyciele przychodzą z pomysłami i inicjatywami...
Wcześniej nie mogli tego robić?
Nie wiem.
Rozumiem, że w ogóle nie mówimy o przeszłości...
Nie, że nie mówimy. Te plotki też do mnie docierały. Ja jednak wyszłam z założenia, że razem coś tworzymy i nie analizujemy tego co było.
Wracając do pomysłów nauczycieli...
Nie ma co ukrywać, że szkoła (co docierało do mnie z plotek) była w dołku, była w pewnej stagnacji. Co więc robimy? Idziemy w kierunku stworzenia gimnazjum, które będzie nastawione na teatr, film, na rozszerzony program sportowy i medialny.
Co to znaczy?
Mamy olbrzymi potencjał w nauczycielach, jeden z nich pan Kijewski skończył nawet szkołę reżyserską. Uczniowie przygotowywali już teatralne sztuki, kręcili filmy. Chcemy, by to trwało nadal. Sport - jeden z nauczycieli szczególnie mocno angażuje się w sprawy piłki nożnej, angażuje się w Lechię Gdańsk, nasza drużyna bierze i brać będzie udział w różnych sportowych wydarzeniach. Myślimy też o stworzeniu klasy o profilu dziennikarsko-medialnym. Jest przygotowywany program autorski, poszerzony o godzinę polskiego, na której realizowane będą zajęcia typowe dziennikarskie: pisanie artykułów, wyjścia do drukarni, redagowanie, obróbka internetowa i docelowo wydawanie gazetki szkolnej.
Te zmiany wymagają środków finansowych i przygotowania, czy też można je wprowadzać z marszu?
Jednym z etapów wprowadzenia innowacji pedagogicznych jest uzyskanie pisemnej zgodę organu prowadzącego (czyli miasta) na finansowanie planowanych działań innowacyjnych. Innowacje pedagogiczne są na etapie tworzenia, potem będziemy ubiegali się o finansowanie. W takich sytuacjach nie spotkałam się wcześniej z odmową miasta i jestem dobrej myśli, że miasto wyrazi zgodę na nasze pomysły.
Odpowiedzi jeszcze nie ma?
Nie, jeszcze nie ma, ponieważ dopiero jest to w fazie tworzenia. Chcę jednak powiedzieć, że nawet jeżeli nie uzyskamy aprobaty organu prowadzącego, to i tak te pomysły będziemy wprowadzać w ramach naszych godzin dodatkowych.
Zmiany zostaną wprowadzone od września?
Tak. Trzeba się do tego przygotować. Zmian jest jednak więcej. Pani z matematyki chce, by na jej lekcjach uczniowie wykorzystywali programy graficzne. Mi z kolei marzy się, by od przyszłego roku szkolnego ruszyła już czytelnia multimedialna w naszej szkole. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że zaskoczyła mnie pozytywna chęć i zaangażowanie nauczycieli...
Może po prostu chcą zrobić dobre wrażenie na nowej szefowej. Wiadomo, pierwsze wrażenie się liczy. Może się nieco podlizują?
(śmiech) Być może, ale wie Pan, potrafię rozpoznać ludzi z pasją. Szkoda, że Pan nie przyszedł chwilę wcześniej - nauczyciel malował na naszym boisku bramki na biało, ja z moim synem kosiliśmy trawę. Nauczyciele zostają po pracy i działają dla szkoły.
A uczniowie też przychodzą do Pani z pomysłami?
Na zorganizowanym w szkole apelu, gdzie dziękowałam byłej dyrektorce pani Drozdowskiej, powiedziałam, że czekam na pomysły uczniów. Oczywiście muszą to być pomysły realne, a nie że zbudujemy tutaj lotnisko...
Albo że nie będziemy się uczyć...
No właśnie. Podeszło do mnie kilku chłopaków i poprosiło, by coś zrobić z naszym boiskiem. Uczniowie lubią kopać piłkę, a nasze boisko wygląda tak jak wygląda. Dyrektor Szczuka podczas spotkania zapewniał, że miasto pochyli się nad tym problemem, że spróbuje zmodernizować nasze boisko...
Czy potrzeba jeszcze jakiegoś remontu w Pani szkole?
Pismo do Dyrekcji Rozbudowy Miasta Gdańska jest już przygotowane. I to z wieloma punktami...
Niech Pani wymieni te najważniejsze.
Oprócz boiska jest jeszcze budynek biblioteki, gdzie przydałoby się wyremontować poszycie dachu. Trzeba też wymienić kostkę na podjeździe. Chciałabym też stworzyć jeszcze jedną szatnię dla uczniów, jako zaplecze do sali gimnastycznej.
I na koniec, jeszcze pytanie o konflikt między nauczycielami w Pani szkole. Wiemy, że taki konflikt był. Czy jest nadal?
Uważam, że jeżeli ludzie ze sobą rozmawiają, to można wyjaśnić wszystkie sprawy...
I tu zostały wyjaśnione?
Powiem tak: ja nie chcę słyszeć, o tym co było, bo nie będę obiektywna. Mnie wtedy nie było, nie mnie rozstrzygać, kto ma rację, a kto jej nie ma. Oddzielmy przeszłość grubą kreską.
To że Pani gabinet jest zawsze i dla wszystkich otwarty to sposób, by taki konflikt już się nie powtórzył?
Po pierwsze, żeby się nie powtórzyło. Nie ma co się cofać, bo się udusimy w szlamie, który się wytworzył. Na zewnątrz wygląda, że sytuacja diametralnie się zmieniła. Uśmiechamy się do siebie. Idziemy, proszę to podkreślić, na imprezę integracyjną...
Nauczyciele razem?
Tak.
Świetnie.
Wychodzimy razem, pobędziemy ze sobą. Powiedziałam im: "możecie powiedzieć sobie wszystko, nawet najgorszą prawdę, ale macie na siebie patrzeć i się słuchać, a później ze sobą współpracować". Wierzę, że będzie dobrze. "Dziesiątka" to naprawdę fajna szkoła.
Dziękuję za rozmowę.