Minął już tydzień od dnia, w którym zdecydowaliśmy „kto będzie nami rządził przez najbliższe cztery lata”. Po raz kolejny zawiodła frekwencja. Choć stare powiedzenie mówi, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi to blisko połowa społeczeństwa z 49% wybrała ponownie rządy (prawdopodobnie) PO i PSL. Jak to wyglądało „u nas”?
W tegorocznych wyborach wyjątkowo długo trzeba było czekać na cząstkowy wynik z 30% komisji. Konferencja prasowa Państwowej Komisji Wyborczej zapowiadana na 2:00 została przeniesiona na 3:00 rano. Ostatecznie wyniki z 1/3 komisji poznaliśmy około południa (jak nie później). Zamiast jednak komentować powolne liczenie, skupię się na wyborczej frekwencji. Uważam, że udział w wyborach (jakichkolwiek) jest naszym niepisanym obowiązkiem. Zastanawiam się dlaczego nie korzystamy z bądź co bądź wywalczonego prawa do głosowania? Nie trafiają do mnie argumenty typu „i tak wiadomo kto się dostanie” lub „nie ma z kogo wybierać”. Po pierwsze wynik partii Janusza Palikota pokazuje, że każdy ma szansę na wejście do Parlamentu. Po drugie jeśli nie masz na kogo głosować (choć nie wierzę, że żaden ze 160 kandydatów nie podziela Twoich poglądów) to pamiętajmy o biernym prawie wyborczym…
Po raz kolejny Pomorze, Trójmiasto pokazało, że można tutaj liczyć na wysoką frekwencję. Ponad 60% frekwencja w Gdańsku na tle 49% w całej Polsce wypada całkiem przyzwoicie. Jeszcze lepiej wygląda obwód 220 w Osowie, gdzie do urn poszło aż 77% uprawnionych do głosowania. Czym to jest uwarunkowane? Trzeba przyznać, że na listach wyborczych można było znaleźć znane oraz ciekawe nazwiska, które również w pewien sposób przyciągają do lokalu wyborczego: Sławomir Nowak, Agnieszka Pomaska i Leszek Blanik z PO czy Anna Fotyga i Andrzej Gwiazda z PiS… Innym czynnikiem są z pewnością wydarzenia z ’70, ’80 i ’89, które utkwiły w głowach wielu mieszkańców Gdańska.
Niepokojące jest jednak to, że wielu z tych, którzy wybierali „kolosy” lub byli nieobecni na wyborach postąpili tak a nie inaczej, ponieważ nie wierzyli w swojego kandydata lub partię. Często na ulicy czy w sklepie można było usłyszeć „ po co na nich głosować skoro od początku wiadomo, że się nie dostaną”. Choć wiem, że to co teraz napiszę ociera się trochę science-fiction, ale wyobraźmy sobie, że frekwencja wyniosła 80% a „brakujące ogniwo” (31 pkt% względem realnej frekwencji) zagłosowało by na PJN lub Partię Pracy… Działa na wyobraźnię? Byśmy mieli nową siłę rządzie lub opozycji…
Gdańsk ponownie nie zaskoczył. Po raz kolejny, można powiedzieć, że z automatu wybory tutaj wygrało PO. Aż 8 z 12 mandatów trafiło do tej partii. Co ciekawe choć wydawać by się mogło, że „jedynki” na liście mogą być spokojne o zwycięstwo a „dwójki” pewne wejścia (przynajmniej w PO i PiS) to mieszkańcy Gdańska pokazali, że to tylko stereotyp. Anna Fotyga (nr 1 z PiS) przegrała z Andrzejem Jaworskim (nr3 z PiS) zaś Tomasz Arabski (nr2 z PO) dostał mniej głosów od…20 czy 24 miejsca na liście.
W następnych wyborach wybierać będziemy posłów do Parlamentu Europejskiego. Jednak zanim do tego dojdzie, warto sobie zadać pytanie: nie czy, ale… dlaczego warto wziąć udział w wyborach?