Baby babom zgotowały ten los, bo to nie baby, to wilki...
Właśnie w tym szczególnym dniu udało mi się nawrzeszczeć na inną kobietę. Może nie nawrzeszczeć, tylko z zimną krwią nie dać sobie wejść na głowę samej wchodząc komuś na głowę, utopiwszy wcześniej całą sytuację w czarze zjadliwości i nienawiści. Ona do mnie w okienku obsługi klienta, że mogłam się nie pomylić, to ona teraz nie miała dodatkowej pracy, a ja do niej, że nie od pouczania o niepomylaniu to jest, tylko od wydawania świstków i zaświadczeń i że to ja póki co płacę jej pensję, a nie ona mi. Ech... te urzędy, z przyzwoitego człowieka robią potwora. I kłamczucha. Bo mam się po zaświadczenie zgłosić jutro, a ja nie mogę jutro, bo przecież dzieci w domu płaczą, spod Gdańska muszę jechać, a tak poza tym, to jutro mi wcale nie jest na rękę (ten argument zawsze działa, chociaż co to kogo obchodzi, żę mi nie jest na rękę, co to w ogóle znaczy...?)
Ale nie o tym miało być.
Co mnie uszczęśliwia?
- bycie w ruchu
- zdrowa, wyspana, najedzona, ukontentowana rodzina,
- długi prysznic, długie weekendy i krótkie dni pracy
- nowa bielizna
- sprawna, darmowa, natychmiastowa obsługa urzędnicza
Co mnie nie uszczęśliwia?
- zakupy
- niewygodne buty i bóle wszelkiego rodzaju
- brak odporności i grzybice
- nieświeży oddech z obcych ust chuchających
- awanturowanie się o swoje prawa.
Gdzie natomiast podziały się wzniosłości w stylu dobry/zły film/książka? Dyskusja na temat bytu i antymaterii? I inne ala w podobie?
Nie wiadomo.