Miałam kiedys niedobry zwyczaj oglądania wszystkiego, co wpadnie mi w ręce. Pewnie to popłuczyny po niedosycie towarzyszącym mi przez lata dziecięctwa, kiedy to zazdrośnie przysłuchiwałam się rozmowom o kolejnej kasecie z Akademią Policyjną, Rambo i Predatorem, które moi nieznośni rówieśnicy oglądali codziennie po lekcjach, znim rodzice wrócą do domu. Ja załapałam się zaledwie na Wirujący Seks u Kasi z naprzeciwka i Kewina Samego w Domu u Sylwii mieszkającej obok. Jedno i drugie oglądałam co najmniej 5 razy, dopatrując się niejednokrotnie szczegółów ukrytych pod rozbieganymi na ekranie poziomymi paskami, albowiem taśmy były zużyte.
Po doświadczeniu naoglądania się zbyt dużo byle czego, staram się dobierać seanse bardziej partykularnie.
Oskarowy Hurt Locker (w wolnym i niezręcznym tłumaczeniu HL to nic innego jak... coś/ktoś powodujący zablokowanie lub uwięzienie odczuwania cierpienia, polskie dodanie W Pułapce Wojny troszkę krzywdzi przesłanie filmu, czy jest w pułapce ktoś, kto się sam w nią świadomie pcha...?). Pytanie, czy jest to najlepszy film ze zgłoszonych do nagrody Oskara? Podziwiać można w nim ujmującą, postać wojennego zawadiaki, Jamesa Deana na froncie, łobuzerskiego sapera i to warto zobaczyć (aczkolwiek taką postać wolnego ptaka, który lubi sobie pogrzebać w bombie za wszelką cenę już widzieliśmy w Angielskim Pacjencie, grał do Naveen Andrews, filmowy saper bliskowschodniego pochodzenia, o długich kręconych włosach i szczupłych palcach, co nie zważa na narzeczoną, albowiem więcej życia odnajduje w przecinaniu kabelków). Nie jest to postać nowa, ale jakby odświeżona, bo do Iraku przeniesiona.
Nie dostrzegłam tu jednak geniuszu reżyserskiego, postaci przedstawione sztampowo, sceny jakby krągłe, ale niektóre nie wiadomo po co.
Jest to film bolesny, bo wiadomo od początku, że ten, kto wyruszył na wojnę z niej nie wróci (w sensie emocjonalnym, często faktycznym), ale... nie musi to być nieszczęściem i udręką, nasz bohater do kolejnej bomby zbliża się krokiem dziarskim i zabiera się do jej rozbrajania z większą ochotą niż do czegokolwiek innego. Robi to, co jako jedyne w rozumieniu jego świata pozostało mu do ukochania.
Ostatecznie: polecam.
A tego z Sandrą Bullock na pewno nie obejrzę.