Ponad dwadzieścia osób przyszło na drugie spotkanie z cyklu „Projekt Rada Osiedla Orunia”. Niestety w dyskusji ponownie zabrakło głosu młodych mieszkańców dzielnicy.
Swoim doświadczeniem podzielił się również Andrzej Witkiewicz, przewodniczący zarządu działającej od wielu lat Rady Osiedla „Strzyża”. Po spotkaniu zgodził się on z nami porozmawiać – wywiad publikujemy poniżej.
Jest moderator, nie ma chaosu
Następnie w dyskusję włączyli się mieszkańcy. Inaczej niż podczas pierwszego spotkania, nad wszystkim czuwał moderator – Przemysław Kluz, menadżer Domu Sąsiedzkiego „Gościnna Przystań”, miejsca wczorajszego zebrania. Dzięki temu udało się uniknąć zbyt długich wystąpień i odchodzenia od głównego tematu. Próby dryfowania w kierunku dywagacji à la „miejscy radni nic nie robią” lub „mniej psów na dzielnicy” były tym razem ucinane w zarodku.
Co rada tak naprawdę może?
Z sali zadano zaproszonym gościom kilka pytań. Głównie odpowiadał na nie Andrzej Witkiewicz, odwołując się do przykładów z funkcjonowania Rady Osiedla „Strzyża”.
- Trzeba pamiętać, że rada tak naprawdę nie jest od załatwiania dużych spraw na swojej dzielnicy. Zajmujemy się głównie kwestiami edukacji, integracji i drobnymi inwestycjami w naszej okolicy – mówił. – Za każdego zameldowanego na terenie jednostki pomocniczej mieszkańca, rada rocznie otrzymuje od miasta 3,5 złotego. U nas jest to w granicach 6 tysięcy osób, a więc w sumie dysponujemy około 20 tysiącami złotych – dodawał.
Za te pieniądze RO „Strzyża” organizuje m.in. festyny, imprezy mikołajkowe, zabawy dla dzieci. Wspiera również najuboższych mieszkańców dzielnicy. W porozumieniu z gdańskim Zarządem Dróg i Zieleni udało się również zakupić za część tej sumy wiele koszy na śmieci. Co ciekawe, umowa z urzędnikami jest podwójnie korzystna dla mieszkańców Strzyży. I to dosłownie. Za połowę śmietników płaci bowiem rada, drugie tyle dokupuje już miasto.
Pisma i opinie się liczą
Aby te wszystkie działania przeprowadzić, wiele członków rady musiało poświęcić i nadal poświęca sporo swojego czasu.
- W przeciągu naszej ostatniej kadencji, to jest około 3 lat, wysłaliśmy 600 pism do różnych urzędów. Nie liczę maili. Chcę jednak powiedzieć, że nie chodzi o to, aby wojować z miastem. Trzeba próbować znaleźć wspólny język z urzędnikami. I pamiętać, że tak naprawdę rada osiedla jest jednostką opiniotwórczą i pomocniczą dla miasta – opowiadał Witkiewicz.
Głosy uznania z sali wzbudził przykład takich opiniotwórczych działań RO „Strzyża”. Okazało się, że jej członkowie dostali od ZDiZ-u planowaną na ten rok listę remontów i modernizacji w ich dzielnicy.
- Nanieśliśmy na nią swoje uwagi, w stylu: „tego nie robić”, „ten remont przeprowadzić później, a ten najpierw”. Niedługo na nasze propozycje mamy dostać odpowiedź od urzędników. Liczę, że wiele naszych pomysłów zostanie uwzględnionych – tłumaczył Witkiewicz.
Potrzebny jest marketing
Mieszkańcy Oruni pytali również „o marketing”: jak najlepiej wypromować radę?, jak skłonić ludzi do udziału w wyborach do takiej jednostki pomocniczej? (aby takie wybory były wiążące, musi w nich wziąć udział przynajmniej 10 procent uprawnionych do głosowania osób z terenu przyszłej rady)
Prezes RO „Strzyża” wspominał o konieczności nawiązania współpracy z różnymi fundacjami, stowarzyszeniami, a także parafiami, które działają na dzielnicy. Głos zabrał wówczas Piotr Wróblewski, prezes Stowarzyszenia Inicjatyw Lokalnych „Orunia”.
- Nasza organizacja skupia w sobie wiele lokalnych instytucji i ich szefów, ot chociażby dyrektorów lokalnych szkół i przedszkoli. Wspólnie możemy rozpropagować informację na temat oruńskiej rady. Chcę zapewnić, że SIL w tym względzie jest całkowicie do dyspozycji mieszkańców – zapewniał.
A taka „marketingowa” pomoc, patrząc na dość skromną frekwencję i znikomą ilość młodych osób na wczorajszym spotkaniu, wydaje się być niezbędna, jeżeli Rada Osiedla „Orunia” ma stać się faktem.
Będą rozmowy, będą ulotki
- Trzeba pozyskać do tej rady jak najwięcej osób. Niech każdy z nas rozmawia na ten temat ze swoimi znajomymi. Trzeba ich przekonać, aby przyszli na kolejne spotkanie. Tu na Oruni problemy ma chyba każdy, ale jak przychodzi, co do czego, to zapada cisza. A urzędnicy patrzą na to i myślą „skoro nikt z Oruni do nas nie przychodzi, to tam musi żyć się chyba względnie”. A tak przecież nie jest – mówił Edmund Buczkowski, uczestnik spotkania.
Kilku dyskutantów zadeklarowało, że przed następnym tego typu spotkaniem, przywiesi na swojej ulicy kilka „co, gdzie, kiedy?” ulotek na temat powoływania oruńskiej rady. Warto przy okazji wspomnieć o najmłodszym uczestniku wczorajszej dyskusji. 17-letni Mateusz, na naszym portalu funkcjonujący pod pseudonimem: gosc19.52, dzień przed opisywanym tu wydarzeniem, rozniósł w swojej okolicy (ulice: Rubinowa, Raduńska, Diamentowa) kilkadziesiąt ulotek, informujących o wtorkowym spotkaniu.
To co przed nami?
Końcówka dyskusji stanowiła już próbę znalezienia odpowiedzi na pytanie: „Co dalej z oruńską radą?”
- Wybory do oruńskiej jednostki pomocniczej mogły by się odbyć najwcześniej w listopadzie, po tym jak uformuje się już nowa miejska rada. Mają Państwo więc teraz kilka miesięcy, aby się do nich dobrze przygotować. Najpierw trzeba zebrać 10 procent podpisów mieszkańców, aby móc rozpisać wybory – tłumaczyła Matyjaszczyk.
Najprawdopodobniej kwestia zbierania podpisów pojawi się już na następnym spotkaniu. Te zaplanowano na 20 maja. Wszystko wskazuje, że miejscem dyskusji będzie ponownie Dom Sąsiedzki „Gościnna Przystań”. Nie zmieni się również godzina rozpoczęcia – 19:30.
Rozmowa z Andrzejem Witkiewiczem, przewodniczącym zarządu Rady Osiedla „Strzyża”
Na czym teraz powinny skupić się osoby, które chcą powołać Radę Osiedla „Orunia”?
Przede wszystkim na zbieraniu podpisów. Na następnym spotkaniu mogły by już na sali krążyć odpowiednie listy. Musi przyjść jednak więcej ludzi niż dzisiaj. I widziałbym więcej młodych osób. Ten przekrój wiekowy, który tutaj zaobserwowałem, może bowiem nastręczać w przyszłości pewne trudności.
Co Pan ma na myśli?
Może być po prostu za dużo kłótni. Za dużo skupiania się wyłącznie na problemach. Co ważne, ludzie muszą chcieć tutaj działać, nie tylko krytykować. Nawet jeśli to ciało zostanie wybrane, to i tak jeszcze samo to w sobie nic nie zmieni. W radzie muszą zasiadać osoby, które będą miały czas i ochotę na podejmowanie konkretnych działań.
Takie jak wysłanie około sześciuset pism do urzędów w trzy lata?
Dokładnie. To naprawdę wymaga sporego wysiłku. Czasami to jest po prostu ciężka harówka. Ale jak mówiłem na spotkaniu, ta praca się opłaca. Dzielnica może przez to nabrać innego, lepszego wyglądu.
Jakie Pan widzi zagrożenia dla formującej się oruńskiej rady?
Tak jak wspomniałem wcześniej: kłótnie mieszkańców. To może zniechęcić innych. Pojawią się partykularne interesy. A tu komuś będą przeszkadzały pieski, a jeszcze komuś nie będzie się podobać jakaś inna kwestia. No i wtedy pojawi się chaos.
Jak Pana radzie udało się uniknąć tego typu kłótni?
No, czasami się nie udawało. Ale teraz jest dużo lepiej. Na sesjach i na takich spotkaniach, jak to dzisiejsze, musi być trzymany porządek. Musi być moderator, który nie będzie pozwalał rozgadywać się na tematy niezwiązane z dyskusją. A jak tego nie będzie, to zaraz pojawi się wypowiedź kogoś, że na przykład ma dosyć psów. Za chwilę inna osoba poprze ten głos, na zasadzie „a to prawda, bo mnie pies ugryzł”. A jeszcze inna skrytykuje. Dyskusja się rozmyje. Do tego nie można dopuścić.
Dziękuję za rozmowę
Rada Osiedla jest finansowana z miasta. Na każdego mieszkańca z terenu działania jednostki pomocniczej, rada dostaje 3,5 złotego. W RO zasiada 15 osób. Jej członkowie nie pobierają wynagrodzenia. Więcej informacji na temat Rad Osiedla znaleźć można na stronie: www.gdansk.pl/samorzad,10,93.html
Galeria artykułu