Rok temu miasto posiadało w całym Gdańsku ponad 400 niezamieszkanych przez nikogo lokali. Prawie 20 procent z nich znajdowało się na terenie Oruni i Chełmu. Co dzieje się z tymi mieszkaniami?
- Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych, a w szczególności Biuro Obsługi Mieszkańców, po otrzymaniu informacji o wolnym mieszkaniu chroni lokal, zlecając jego monitoring. Lokal mieszkalny w tym przypadku pozostaje do wyłącznej dyspozycji Wydziału Gospodarki Komunalnej. Tam zapada decyzja o ponownym najmie lokalu mieszkalnego – mówi Tadeusz Piotrowski, rzecznik GZNK.
Mamy techniczne i prawne problemy
Chcąc obniżyć koszty utrzymania takich mieszkań, urzędnicy robią wszystko, aby jak najszybciej zostały one ponownie zasiedlone. Nie zawsze jednak jest to możliwe.
- Niestety są to często lokale w złym stanie technicznym, np. zdewastowane przez użytkowników i z tego względu wymagają remontu. Przesuwa to w czasie ponowne ich zagospodarowanie – tłumaczy Michał Piotrowski z biura prasowego Urzędu Miasta Gdańska.
Na terenie Oruni i Chełmu takich mocno zdewastowanych, pustych lokali jest 11 (ich łączna powierzchnia liczy sobie 427 m2). W zeszłym roku niezagospodarowane mieszkania na Oruni przynosiły miastu straty w wysokości około 1000 złotych miesięcznie.
Nie zawsze jednak problemem przy obrocie mieszkaniami są kwestie techniczne. Urzędnicy wskazują na równie ważne regulacje prawne.
- Dla przykładu, najemca opuścił lokal, nie informując o tym fakcie BOM-u i wyjechał w nieznanym kierunku. W tym wypadku musimy ustalić miejsce pobytu najemcy. Wówczas chronimy lokal aż do chwili wyjaśnienia okoliczności – informuje Tadeusz Piotrowski.
Kto chce tutaj mieszkać?
Reszta wolnych mieszkań jest jednak w dużo lepszym stanie technicznym jak i prawnym. Systematycznie trafiają one do nowych najemców (są to ludzie zarejestrowani na liście osób, ubiegających się o mieszkania od miasta) – w ostatnim roku na Oruni i Chełmie udało się zagospodarować 57 lokali.
- Raczej nie ma problemów z zasiedleniem lokali na terenie Oruni. Rodziny oczekujące na mieszkanie w zdecydowanej większości nie definiują swoich potrzeb mieszkaniowych w konkretnych dzielnicach. Liczy się możliwość pozyskania mieszkania dla siebie i rodziny. Takie przypadki, na szczęście nie częste, występują przy wydawaniu propozycji najmu rodzinom oczekującym na lokal zamienny z budynków przeznaczonych do rozbiórki – wyjaśnia Michał Piotrowski.
Mieszkania, które ze względów technicznych nie nadają się do ponownego zasiedlenia (na przykład te usytuowane w suterenach lub o zbyt niskiej wysokości) przekwalifikowywane są bądź na lokale użytkowe bądź na pracownie twórców. Jak jednak informują urzędnicy, zainteresowanie lokalami na Oruni wśród artystów jest znikome.