„Szóstka” to oczywiście Zespół SzkółKształcenia Podstawowego i Gimnazjalnego nr 6 na Oruni Górnej. W nim od dwóch lat działa Szkolny Klub Przyjaciół Parku Oruńskiego. Skupia ponad 20 dzieci i kilku nauczycieli. Ostatnio wespół z dyrekcją placówki udało mu się zorganizować wizytę potomka Emilii Hoene, kobiety, która kilkadziesiąt lat temu przekazała Park Oruński miastu.
Co ciekawe, niemiecki gość na temat Oruńskiego Parku lub jego słynnej ciotki nie miał za wiele do powiedzenia. Przyznał otwarcie, że nie zna żadnych historii i legend, które krążą na temat tego gdańskiego zieleńca. Znacznie więcej do powiedzenia miały dzieci, młodzież i nauczyciele skupieni wokół SKPPO. Prezentujemy wywiad z pomysłodawczynią i jedną z opiekunek Klubu – nauczycielką Ireną Lenga.
Czym zajmuje się Szkolny Klub Przyjaciół Parku Oruńskiego?
Klub zajmuje się propagowaniem wśród młodzieży, rodziców i mieszkańców okolicznych osiedli wiedzy na temat Parku. Dąży do tego, może to zabrzmi górnolotnie, aby zaszczepić ludziom miłość do tego miejsca.
Jak to wygląda w praktyce?
Od wielu lat nasz Klub współpracuje z miastem, które finansowo wspiera nasze inicjatywy. Udaje nam się pozyskać fundusze z Wydziału Środowiska. Nie są to wielkie sumy, ale dzięki nim możemy prowadzić nasze projekty. Dla naszych uczniów organizujemy konkursy wiedzy o Parku, konkursy fotograficzne, literackie, ilustratorskie. Z najlepszych prac fotograficznych planujemy wydanie albumu o Parku. Na ten cel dostaliśmy z miasta 10 tysięcy złotych. Myślę, że na przełomie sierpnia i września album będzie już gotowy. Będzie on oczywiście bezpłatny. Warto też wspomnieć o założonej przez Klub stronie internetowej – http://skppo.eu.interia.pl. Tam miłośnicy Parku Oruńskiego mogą znaleźć wiele interesujących informacji i pięknych, wykonanych przez naszych uczniów zdjęć tego miejsca.
Dlaczego Park Oruński jest tak mało znany wśród mieszkańców Gdańska?
Myślę, że wpływ na to ma jego położenie. Znajduje się on na obrzeżach Gdańska, a nie w centrum, jak Park Oliwski. Wielu ludzi po prostu nie ma pojęcia, że taki park na Oruni w ogóle istnieje. Zresztą ja zanim przeprowadziłam się na Orunię Górną, też nic o Parku Oruńskim nie wiedziałam.
To była „miłość od pierwszego wejrzenia”?
Oj zdecydowanie. To miejsce od razu mnie zachwyciło. W młodości często chodziłam do Parku Oliwskiego i nie wyobrażałam sobie wtedy, że w Gdańsku może być jeszcze piękniejszy zieleniec. Myliłam się.
Co stanowi siłę Parku Oruńskiego?
Jest położony w bardzo urokliwym zakątku Gdańska. I co go odróżnia na plus od np. Parku Oliwskiego, to fakt, iż jest bardziej dziewiczy. To jest jego siła.
Uważa Pani, że park na Oruni jest dobrze zagospodarowany?
Jestem pełna uznania dla gospodarzy tego miejsca. Uważam, że po ostatniej powodzi z 2001 roku Park Oruński wiele zyskał. Lepszego wyglądu nabrały ścieżki, odnowiono mostek. Nie widać już takich dewastacji jak kiedyś. Oczywiście w Parku można by kilka rzeczy jeszcze poprawić.
Na przykład?
Myślę, że przydałoby się, aby był on częściej sprzątany. Bywa, że przy schodach w Parku jest prawdziwy śmietnik. Już niedługo jako SKPPO zamierzamy, niejako w czynie społecznym, posprzątać ten teren.
Według Pani w Parku Oruńskim powinno znaleźć się miejsce na pub albo kawiarnię?
Absolutnie tak. Ale nie w centrum Parku, a na obrzeżach. Tam też w przyszłości powinny stanąć jakieś urządzenia rekreacyjne i sportowe. Centrum Parku Oruńskiego powinno jednak pozostać takie jak do tej pory.
Co sądzi Pani na temat planowanych przez miasto zmian w Parku Oruńskim?
Póki co słyszałam tylko niepotwierdzone informacje. Na temat plotek nie chcę się wypowiadać.
Należała Pani do Stowarzyszenia Przyjaciół Parku Oruńskiego?
Nie, ale miałam okazję brać udział w jego dwóch, może trzech posiedzeniach.
Stowarzyszenie jeszcze funkcjonuje?
Nie. Myślę, że inicjatywa ta wygasła wraz ze śmiercią głównego działacza Stowarzyszenia – pana Kazimierza Bryksa. Powiem Panu, że również ku uczczeniu jego pamięci założyłam SKPPO. Nie zawsze wprawdzie zgadzałam się z jego formą prowadzenia walki o sprawy Parku, ale bardzo szanuję go za zaangażowanie.
Forma była zbyt agresywna?
Nie jest tajemnicą, że pan Kazimierz walczył z miastem na różne sposoby, również na sali sądowej. Procesował się o wiele spraw. Walczył, o to aby deweloperzy nie wchodzili w przestrzeń Parku, aby nie niszczyli tutejszej otuliny.
Udało mu się tę walkę wygrać?
Patrząc na lokalizację niektórych budynków na Oruni Górnej, widać, że chyba nie do końca.
To może takie stowarzyszenie powinno znowu powstać?
Ja cały czas o tym myślę. Chciałabym połączyć SKKPO z innymi grupami miłośników Parku i w ten sposób stworzyć większy zespół. Myślę tu o prezesach obu spółdzielni na Oruni Górnej, a także o panu Aleksandrze Naguckim, dyrektorze dawnej „Melioratki”. Nazwa tego nowego przedsięwzięcia nie jest ważna. Istotnym jest, aby zacząć działać.
I czym takie nowe stowarzyszenie na rzecz Parku Oruńskiego powinno zająć się w pierwszej kolejności?
Na pewno chciałabym, aby relacje z miastem opierały się na współpracy, a nie konflikcie. A czym się zająć? Stworzyć koncepcję rozwoju Parku i przypilnować, aby nie różniła się ona za bardzo od wizji miasta. Trzeba robić wszystko, aby rozpropagować Park Oruński.
Dziękuję za rozmowę.
O innym niż wszystkie Parku, „miłości od pierwszego wejrzenia”, współpracy z miastem, konkursach i albumach, przyszłych działaniach i niezbędnych zmianach – opowiada Irena Lenga, pomysłodawczyni działającego w „szóstce” Szkolnego Klubu Przyjaciół Parku Oruńskiego.