Człowiek od rewolucji podwórkowej. Czym ty się właściwie zajmujesz?
Przemysław Kluz, Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej: Koordynuje prace w Domu Sąsiedzkim „Gościnna Przystań” na Oruni.
Nie jesteś urzędnikiem ani radnym dzielnicy?
Nie, nie jestem urzędnikiem ani radnym.
A ludzie myślą, że jesteś?
Czasami tak. Niektórym wydaje się, że jak ktoś zajmuje się sprawami publicznymi, to musi być urzędnikiem.
Gdybyś miał w najprostszy sposób powiedzieć, co to jest ta rewolucja podwórkowa na Oruni?
Najkrócej powiedziałbym, że jest to zmiana Oruni małymi krokami razem z mieszkańcami. Nie jest to więc czekanie na duże wydarzenia, typu rewitalizacja. Jest to branie spraw w swoje ręce.
Skąd w ogóle pomysł, by w taki sposób zmieniać Orunię?
Mieszkałem na Oruni wiele lat. Moja mama trochę mnie zmuszała do tego, bym wiosną wyszedł przed kamienicę i uporządkował nasz ogródek. Zawsze widziałem, że gdy ja zaczynałem porządkować swój ogródek, inni mieszkańcy też zaczynali robić to u siebie. Prosta zasada – jak jest wszędzie syf, to dla wielu jest to ok. Ale jak gdzieś zaczyna być porządek, to taki pozytywny przykład potrafi się rozprzestrzeniać. I na Oruni uważam, że ktoś po prostu musi zacząć takie zmiany.
Kilka lat temu na Oruni rozpoczęliście prace na kilku podwórkach.
Zaczęło się od podwórka na Związkowej 7. W 2012 roku.
Później prace przeniosły się też na inne podwórka na Oruni. Rewolucja osiągnęła sukces?
Patrząc przez pryzmat kilku lat, widzimy, że na niektórych podwórkach mieszkańcy do dziś dbają o te przestrzenie. I wyglądają one doskonale. Mieszkańcy tam inwestują, dokładają swoje pieniądze.
Gdzie tak się dzieje?
To jest m.in. podwórko na Związkowej 7, obok na Ramułta, ale też na Związkowej 1,2,3, czy na Rejtana.
A gdzie nie wyszło?
Tam, gdzie w późniejszym czasie budynki komunalne były wyburzane. To jest Małomiejska, Przy Torze. Tamta tkanka mieszkaniowa jest zdegradowana i tam było najtrudniej. Ludzie mieszkają tam w najtrudniejszych warunkach i miasto powoli te miejsca likwiduje. Ale chcieliśmy tam również spróbować.
Widzisz jeszcze jakieś pozytywne skutki waszej rewolucji?
Wielu mieszkańców, którzy mieszkali na podwórkach obok, widziało zmiany u swoich sąsiadów. I ludzie pytali, co mamy zrobić, by tak wyglądało także u nas? Miasto – po części pod wpływem naszego projektu – stworzyło m.in. program „Wspólne Podwórko”.
Co to za program?
Program dotacji dla wspólnot mieszkaniowych, gdzie pieniądze idą na zmiany na podwórkach. Wiem, że kilka wspólnot na Oruni skorzystało już z tego programu.
Wciąż jednak na Oruni można znaleźć sporo niezadbanych miejsc. Przepełnione kubły na śmieci, na podwórkach brak chodników, placów zabaw, brak zadbanej zieleni. Czyja to jest najczęściej wina? Mieszkańców, czy miasta?
Sprawa jest złożona i odpowiedzialność powinna być po obu stronach. W mieście jest podział na przestrzenie publiczne, prywatne i pół prywatne/pół publiczne. I właśnie do trzeciej kategorii łapią się podwórka. Uważam, że dopóki podwórko będzie przestrzenią, którą zawiaduje miasto, to nigdy nie będzie ono zadbane. Ta przestrzeń powinna być we własności wspólnot mieszkaniowych.
Mieszkańcy powinni wziąć sprawy w swoje ręce, i odkupić lub wydzierżawić od miasta swoje podwórko?
W każdej sytuacji jest trochę inaczej. Natomiast warto wiedzieć, że miasto prowadzi programy, gdzie za 2 procent wartości można wydzierżawić, a później wykupić podwórko. Wydaję mi się, że coraz więcej mieszkańców Gdańska, i także Oruni wie, że ładne podwórko może im lepiej służyć, a także że poprawia to jakość ich mieszkania. I patrząc biznesowo, po prostu poprawia wartość ich mieszkania.
Można powiedzieć, że oruniacy dbają o swoje podwórka bardziej niż 10 lat temu?
Tak, wydaję mi się, że jest ogromna różnica. Za torami w okolicach ulicy Żuławskiej czy Związkowej bardzo wiele podwórek się zmieniło. I wiem, że są kolejne podwórka w projektowaniu, m.in. z funduszy na rewitalizację.
A miasto również prowadzi lepszą politykę, jeżeli chodzi o podwórka w Gdańsku?
Widzę, że miasto reaguje na nasze projekty, a urzędnicy zdają sobie sprawę, że zagospodarowywanie podwórek to temat ważny dla wielu mieszkańców. Jednocześnie trzeba pamiętać o budżecie miasta i o tym, że nie ma pieniędzy na wszystko. Myślę, że od miasta można wymagać, by zajmowało się skwerami, parkami, czy trawnikami. Natomiast te przestrzenie, które są bliżej mieszkańców i z których korzystają głównie mieszkańcy danego miejsca...
Czyli podwórka.
Tak, podwórka. Uważam, że takie przestrzenie we współpracy z miastem powinni zagospodarowywać sami mieszkańcy. Naprawdę jest sporo programów, które to umożliwiają. Wspomniałem już o projekcie „Wspólne Podwórko”, ale jest i możliwość – o czym pisaliśmy na MojaOrunia – składania wniosków w ramach rewitalizacji. Dodatkowym funduszem w ramach rewitalizacji jest projekt, który realizujemy na dwóch podwórkach (Ubocze 24 i Żuławska 4) obejmujący projektowanie i remont podwórka przez mieszkańców przy naszej asyście.
No właśnie, kończycie prace na dwóch podwórkach - przy Ubocze i Żuławskiej. Było ciężko?
Tak. To nie są łatwe projekty, bo zapraszamy mieszkańców, by razem te podwórko planować i później zmieniać. Spędziliśmy na tych podwórkach – szczególnie koordynator naszego projektu Grzegorz Madej – bardzo wiele godzin. Grzegorz pracował tam, tak jak inni mieszkańcy. Czasami przychodził jeden mieszkaniec do pomocy, czasami było ich 10, a niekiedy i więcej. Angażowali się mieszkańcy w różnym wieku. Były dzieciaki, ale i osoby dorosłe, które prosto z pracy przychodziły jeszcze na swoje podwórko, by choć chwilę popracować.
Narzekania też słyszeliście?
Oczywiście.
A na co narzekali ludzie? Na was, na urzędników, na sąsiadów?
Część mieszkańców chciało, by prace na podwórkach zrobiło miasto. A byli też tacy, którzy mówili, że nie warto nic tutaj robić. Przekonywali, że w okolicy mieszkają ludzie, którzy nie będą o to dbali, że będą akty wandalizmu, że to wszystko zostanie zniszczone.
Nie mieli racji?
Trochę racji mają. Tylko ktoś musi przechylić tę szalę na rzecz dobrych. Albo będą aktywni ci, którzy dewastują. Albo będą aktywni ci, którzy pilnują porządku. Siedzenie w domu i komentowanie z perspektywy okna niewiele zmienia. Zawsze o tym mówię, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, jak wygląda Orunia. Urząd miasta również, ale też sami oruniacy.
Planujecie już zmiany na kolejnych podwórkach na Oruni? W ramach rewitalizacji wiemy, że Biuro Rozwoju Gdańska planuje rozpisać kolejny konkurs na następne trzy lata. Będą pieniądze na kolejne podwórka. I planujemy zająć się podwórkami przy Trakcie św. Wojciecha. Nie ma jeszcze konkretnych adresów, na ten moment są wstępne rozmowy.
Jeżeli ktoś chce zmienić swoje podwórko, ale nie wie od czego zacząć - co ma zrobić?
Służę takiej osobie pomocą. Wystarczy przyjść do Domu Sąsiedzkiego na Oruni lub skontaktować się ze mną telefonicznie lub mailowo (p.kluz@gfis.pl, kom.695 939 739). Nie obiecuję, że podwórko od razu będzie objęte programem. Ale obiecuję, że podpowiem, jak to zrobić organizacyjnie i wskażę źródła dofinansowania.