Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia. Szczegóły znajdziesz w Regulaminie.

Rozumiem

Wtorek, 19/03/2024

Portal dzielnic: Orunia Dolna, Orunia Górna, Lipce, Św. Wojciech, Olszynka, Ujeścisko

menu menu menu menu menu

REKLAMA

Budżet obywatelski w Gdańsku: Czas na obalenie pewnych mitów

 1 dodane: 09:07, 16/07/13

tagi:

Być może jeszcze w tym roku o pewnej sumie wydawanej na gdańskie inwestycje zadecydują sami mieszkańcy. Gdańszczanie będą zgłaszać swoje projekty,a później czeka nas... nietypowa kampania wyborcza i pójście do urn. Urzędnicy, tak jak w wielu innych miastach Polski, będą musieli zaakceptować wolę głosujących. Zbliża się czas budżetu obywatelskiego.

Budżet obywatelski w Gdańsku: Czas na obalenie pewnych mitów
Budżet obywatelski w Gdańsku: Czas na obalenie
Fot. Katarzyna Szczepańska

Fotografia 1 z 1

Na czym polega budżet obywatelski? Kto w Gdańsku go popiera? Kto będzie mu przeciwny? Jaka będzie kwota takiego budżetu? Kiedy on wystartuje? Jakie projekty mogą zgłaszać gdańszczanie? W jaki sposób będziemy głosować? Czy budżet obywatelski to rewolucja w Gdańsku? A może to złe rozwiązanie, swoisty mit? Gdzie w Polsce takie rozwiązanie już działa? Czy gdańszczanie poczują, że budżet obywatelski daje im większy wpływ na rzeczywistość? - na te i inne pytania odpowiada nam Lidia Makowska, jedna z czołowych postaci, zawiązanej niedawno Kampanii na rzecz budżetu obywatelskiego w Gdańsku.

Trzy lata temu prezydent Paweł Adamowicz w wywiadzie dla nas (link do tekstu) mówił: „budżet partycypacyjny jest utopią i mitem, podnoszonym przez osoby, które często nie mają zielonego pojęcia o metodach zarządzania miastem.” Jesteście utopistami?

Lidia Makowska, jedna z głównych propagatorek budżetu obywatelskiego w Gdańsku, szefowa Rady Dzielnicy "Wrzeszcz Górny", reprezentantka Stowarzyszenia Kultura Miejska: To było typowe podejście prezydenta Adamowicza sprzed dwóch, trzech lat. W Gdańsku nie było wcześniej zielonego światła dla budżetu obywatelskiego. Prezydent Adamowicz nie widział korzyści płynących z takiego rozwiązania. On sam i radni Platformy blokowali ten projekt, nie chcieli się nim zająć. Ale to się zmieniło. Na bazie innych przykładów z polskich miast, prezydent Gdańska zobaczył, że budżet obywatelski można skutecznie realizować. Że jest to ważne narzędzie, które służy poszerzaniu świadomości mieszkańców, ich edukacji i animacji.

A może chodzi po prostu o zbliżające się wybory samorządowe w 2014 roku...
Myślę, że na zmianę klimatu wokół projektu budżetu obywatelskiego w Gdańsku wpłynęła przede wszystkim lawina dobrych przykładów. Trzy lata temu można było mówić: to jest mit, to się nie uda. Ale teraz? Po tym jak w 19 miastach Polski – Sopocie, Poznaniu, Wrocławiu, Łodzi, Radomiu, Elblągu - wprowadzono już (w różnym wydaniu) budżet obywatelski trudno trwać przy tym stanowisku. Nie ma już argumentów „na nie”. W innych miastach takie rozwiązanie działa.

Warto też dodać, że kapitał wiedzy gdańskich społeczników w zakresie zarządzania miastem bardzo wzrósł przez te ostatnie dwa-trzy lata. W mieście działa już 28 rad osiedli i dzielnic, mamy dostęp do tych samych projektów uchwał i dokumentów, co radni miasta. Doskonale wiemy, jakie są mechanizmy miejskiego budżetu, kto i jak decyduje o wydatkowaniu pieniędzy. Jesteśmy przygotowani na następny krok – czyli na budżet obywatelski.

To co to jest budżet obywatelski?
Budżet obywatelski to narzędzie w rękach mieszkańców. Działające na zasadzie mechanizmu konsultacji, ale z kluczową różnicą: budżet obywatelski jest wiążący dla urzędników i radnych. Czyli jeżeli mieszkańcy wybiorą w głosowaniu nasadzenie kwiatów na skwerze, to urząd musi to wykonać.

W Gdańsku mamy przedstawicielski model demokracji. O wydatkowaniu pieniędzy z budżetu miejskiego decydują urzędnicy, którzy przedkładają stosowne propozycje na komisjach Rady Miastach Gdańska. A później wszystko na sesjach głosują radni miasta. To są pieniądze z naszych podatków i środki z różnych funduszy, na przykład unijnych.

Gmina Gdańsk ma w tym roku gigantyczny budżet: blisko 2,8 mld złotych. W tej sumie jest niemała pula pieniędzy, którą przeznacza się na drobne inwestycje w Gdańsku. Do tej pory to urzędnicy i radni miasta decydowali jak te pieniądze wydać. Budżet obywatelski zakłada, że o pewnej sumie tych pieniędzy zadecydują sami mieszkańcy.

Jak to wygląda w praktyce?
Chcę podkreślić, że budżet obywatelski to nie są jakieś dodatkowe pieniądze, których teraz nie ma w miejskim budżecie. My nie prosimy o żadne dodatkowe środki. Po prostu chcemy, na początek, by część publicznych pieniędzy w Gdańsku była w inny sposób niż dotychczas wydawana.

Diabeł pewnie tkwi w szczegółach. Jak ma wyglądać budżet obywatelski w Gdańsku?
W zeszłym tygodniu grupa społeczników z różnych środowisk – organizacji pozarządowych i rad osiedli i dzielnic – założyła nieformalną kampanię na rzecz budżetu obywatelskiego w Gdańsku. Jesteśmy już po pierwszym spotkaniu z radnymi Platformy Obywatelskiej. Klub ten reprezentowali Piotr Borawski i Dariusz Słodkowski, młodzi radni, którzy od roku mocno śledzą kwestie budżetu obywatelskiego w innych miastach i są merytorycznie przygotowani do takiej rozmowy.

Dyskusja pokazała, że wszyscy zgadzamy się, że taki budżet trzeba w Gdańsku wprowadzić. Pokazała również, jak bezsensowny jest tutaj podział na „stronę społeczną” i „stronę władzy”. To radny Słodkowski w pewnym momencie lekko poirytowany wypalił: „skończmy w tej dyskusji z takim sztucznym podziałem, bo to tak wygląda, jakbyśmy co najmniej siedzieli przy Okrągłym Stole i zmieniali system” (śmiech).

Ale jest to pewnego rodzaju rewolucja...
Nie, to jest usprawnienie systemu. Powrót do myślenia, że „władza” zgodnie z Konstytucją RP to obywatele i mieszkańcy, a nie prezydent miasta, radni czy urzędnicy. Oni tylko nam służą, a my im za wykonywanie zadań publicznych płacimy pensję i utrzymujemy urzędy.

Ale to rewolucja w myśleniu urzędników. Nagle o wydatkowaniu określonej sumy miejskich pieniędzy mają decydować sami mieszkańcy. Już nawet nie rady osiedli i dzielnic, a „przeciętny” Kowalski.
Z tym się zgodzę. Dla wielu urzędników, ale też i niektórych radnych miasta to będzie istotna zmiana mentalna. Chociaż tak naprawdę trzeba pamiętać: my nikomu nie zabieramy pieniędzy, my po prostu inaczej, bardziej demokratycznie o nich decydujemy.

No właśnie. Ale o jakiej kwocie mówimy? Bo ktoś pomyśli, że mieszkańcy będą nagle decydować o kwotach idących w setki milionów złotych...
Zaczynamy zdecydowanie skromniej. My jako „strona społeczna” zaproponowaliśmy kwotę 30 milionów złotych. Z prostej przyczyny: największy obecny budżet obywatelski w Polsce ma Łódź, i jest to 20 milionów złotych. Skoro znamy już doświadczenia z wprowadzania budżetu obywatelskiego w innych miastach, to weźmy w Gdańsku kwotę wyższą. Pójdźmy krok dalej, bo my – gdańszczanie i gdańszczanki jesteśmy ambitni. Stąd te 30 milionów złotych.

Co na to radni Platformy Obywatelskiej?
Tutaj radny Piotr Borawski przyznał, że to może być propozycja przez nich nie do zaakceptowania.

A jaką sumę budżetu obywatelskiego proponowali radni PO?
Nie podawali jej w ogóle. Ale to wszystko wypracuje się w kolejnych wspólnych dyskusjach.

Przyjmijmy, że przegłosowano Wasz wniosek: budżet obywatelski w Gdańsku to 30 milionów złotych. Co dalej?
Zgodziliśmy się, że pilotażowy budżet obywatelski ruszyłby w Gdańsku już w tym roku, a w kolejnych latach byłby udoskonalany. Ale zanim tak się stanie, musimy odpowiedzieć sobie jeszcze na wiele pytań. Jak wprowadzić budżet obywatelski? Kto to przeprowadzi? Jak podzielić Gdańsk? Jak zorganizować głosowanie? Kto będzie oceniał złożone przez mieszkańców projekty? Jak będzie wyglądało wdrożenie tych projektów?

To w jaki sposób mieszkańcy będą decydować o tych, dajmy na to, 30 milionach złotych?
Zaczynamy od ogłoszenia spotkań informacyjnych z mieszkańcami. Podczas tych dyskusji musi być jasno powiedziane, co to jest budżet obywatelski, jaka jest tutaj rola mieszkańców. Jestem zdania, żeby na budżet obywatelski na początku patrzeć przez pryzmat nie całego Gdańska, a poszczególnych dzielnic. Czyli w każdej z nich toczyłaby się taka dyskusja. Na każdą dzielnicę przypadałaby określona suma, jako część budżetu obywatelskiego w Gdańsku. W kolejnych latach, jak się już nauczymy, jak w praktyce działa pozyskiwanie i wydatkowanie publicznych pieniędzy, możemy zająć się ogólnomiejskim budżetem. 

W jaki sposób te pieniądze byłyby dzielone na poszczególne dzielnice?
Proponuję model z Dąbrowy Górniczej. Tam przyjęto, że każda dzielnica dostaje pewną stałą kwotę. A dodatkowo jeszcze pieniądze, oparte na logarytmie od powierzchni dzielnicy i liczbie mieszkających tam ludzi.

Trochę na zasadzie Poznania i tamtejszych rad osiedli i dzielnic? (pisaliśmy o tym tutaj – przyp. red.)
Dokładnie. To będzie musiał być mądry logarytm, aby żadna dzielnica nie została poszkodowana. Chodzi o to, dla przykładu, by największa w Gdańsku Wyspa Sobieszewska o powierzchni aż 35.7897 kilometrów kwadratowych zamieszkała jedynie przez 3444 osoby miała proporcjonalnie podobną kwotę do podziału, co na przykład dziesięciokrotnie mniejszy Wrzeszcz Dolny (3.5219 km2), ale z liczbą ludności ponad 25 tys. 

Jak dalej wygląda cały proces?
Przyjmijmy, że mamy już ogólną kwotę na Gdańsk, mamy podział pieniędzy na dzielnice. Musi być oczywiście odpowiednia uchwała Rady Miasta Gdańska, która nada temu legislacyjne ramy.

Dalej, mamy dobrze przygotowane spotkania w dzielnicach. Powinni się w to włączyć radni miasta, radni dzielnic i osiedli, organizacje pozarządowe z sąsiedztwa. Mieszkańcy mogą przychodzić i opowiadać o swoich pomysłach na wydatkowanie pieniędzy budżetu obywatelskiego. Później muszą napisać wniosek o daną inwestycję. Z tym, że nie może to być hasłowe: „remont chodnika na Trakcie św. Wojciecha”, albo „budowa placu zabaw na Żuławskiej”.

W takim wniosku musi być podany m.in. szacunkowy koszt projektu, a także uzasadnienie, czemu jest on istotny dla lokalnej społeczności, oraz co ma konkretnie być zrobione. Krótko mówiąc, mieszkaniec będzie musiał nieco się napracować. Dlatego też jestem zdania, że w pisaniu takich wniosków mieszkańcom powinni pomagać radni osiedla i dzielnic. Tak, żeby każdy zainteresowany mógł przyjść do nich na dyżur i uzyskać stosowną pomoc.

Wnioski do budżetu obywatelskiego będą miały jeszcze inne obostrzenia?
Na pewno trzeba się zastanowić, czy nie wprowadzić tutaj limitu odnośnie kwoty inwestycji. Dla przykładu, można zgłaszać tylko projekty do 100 tysięcy złotych. To jest kwestia do dyskusji.

Druga ważna zasada: budżet obywatelski dotyczy tylko gminnych terenów. Nie obszarów spółdzielni mieszkaniowych, nie prywatnych podwórek, czy terenów należących do kolei – tam żadna inwestycja zgłoszona do budżetu obywatelskiego nie będzie mogła zostać przeprowadzona.

Jeszcze jedno: pod każdym wnioskiem będzie musiała podpisać się określona liczba ludzi, by pokazać, że inwestycja jest akceptowana przez okolicznych sąsiadów. Ta zasada działa we wszystkich miastach w Polsce, w którym już funkcjonuje budżet obywatelski. Mówimy o liczbie od 10 do 50 podpisów.

Mamy już pomysł, projekt, napisaliśmy wniosek. Co dzieje się później?
Wypełniony wniosek trzeba będzie złożyć w urzędzie. Tak jak robimy to przy okazji konkursów grantowych dla organizacji pozarządowych czy przetargów. Kiedy już zakończy się czas składania wniosków, będzie musiała nastąpić ich weryfikacja pod względem formalno-prawnym...

Kto będzie o tym decydował?
To kolejna kwestia, z która musimy się zmierzyć w Gdańsku. Rożnie to wygląda w rożnych miastach, na przykład w Poznaniu o wyborze projektów decydują urzędnicy i to jest niewłaściwe, bo mieszkańcy nie mają wpływu na kluczowy element procedury. Ja jestem za tym, aby w Gdańsku była to szeroka komisja, w której zasiadają przedstawiciele czterech środowisk: urzędów, organizacji pozarządowych, rad osiedli i dzielnic, a także rady miasta. Byłaby to społeczna komisja, gdzie każdy musiałby podpisać deklaracje o bezstronności i transparentnie unikałby konfliktu interesów.

Zbiera się taka komisja, odrzuca te wnioski, które nie spełniają wymogów prawno-formalnych. Reszta z nich przechodzi dalej. Czas na głosowanie mieszkańców?
Wnioski muszą zostać rozdzielone na dzielnice. To bardzo ważna sprawa – nie może być tak, jak na przykład w Radomiu, gdzie na karcie do głosowania jest blisko 100 różnych wniosków z całego miasta. To zbyt duża liczba, wyborca gubi się w takim gąszczu wniosków. Stąd musi być podział na dzielnice. Przykładowo, okazuje się, że na Oruni jest 15 wniosków i mieszkaniec stąd może zagłosować tylko na nie. Ponieważ jest ich mało, może sobie je dokładnie przestudiować.

Jeszcze dwie ważne sprawy. Jestem za tym, by dzielnice mogły łączyć się ze sobą podczas pisania wniosków. Na przykład Wrzeszcz Górny i Wrzeszcz Dolny – mieszkańcy tych dwóch dzielnic będą mogli zgłaszać projekty, które dotyczą obu tych miejsc. Ale nie powinno być tak, że wnioski dotyczą spraw ogólnomiejskich. Z prostej przyczyny: takie kwestie wyciągną z budżetu obywatelskiego dużo pieniędzy, a gros mieszkańców nie będzie się z nimi w żaden sposób identyfikować.

Pytałem wcześniej o wybory, ale zapomniałem, że wcześniej musi być jeszcze kampania wyborcza. Bo jak na karcie znajdzie się, dajmy na to, 30 wniosków, to przecież wygra tylko jeden lub maksymalnie kilka z nich...
Dokładnie. Przed wyborami powinien odbyć się cykl spotkań. W moim przekonaniu znów powinni włączyć się w to radni osiedli i dzielnic. Na Oruni – dodatkowo na przykład Dom Sąsiedzki. Wnioskodawcy powinni przekonywać innych do swoich pomysłów. W wielu miastach powstawały fanpejdże na profilu Facebooka, które dotyczyły na przykład... budowy stojaka na rower (śmiech).

My we Wrzeszczu mamy doświadczenie wędrówek po dzielnicy, będziemy chcieli, żeby wnioskodawcy oprowadzili nas przed wyborami po dzielnicy i pokazali, o co tak naprawdę zabiegają w swoim projekcie. Można z tego zrobić krótki filmik, w ten sposób więcej osób dowie się o wszystkim. 

Kampania wyborcza za nami, przychodzi czas głosowania nad budżetem obywatelskim. Jak to ma wyglądać?
Na karcie mamy wszystkie wnioski z danej dzielnicy...

To może być tak, jak w wyborach do samorządu, czy parlamentu, gdzie ważny będzie numer na karcie głosowania. Więcej osób zagłosuje na numer pierwszy, czy drugi, niż dajmy na to na siedemnasty.
Tego byśmy chcieli uniknąć. Zależy nam, aby ludzie głosowali na wnioski, które są im znane. A nie na numer na karcie.

Czyli frekwencja przestaje być fetyszem? Ci, którzy nie wiedzą nic na temat projektów do budżetu obywatelskiego powinni zostać w domu?
Zależy nam na jakości głosów. To ważne, bo to kolejna zasada budżetu obywatelskiego: tu nie chodzi tylko o wydatkowanie pieniędzy, ale również swoistą integrację i uczenie się mechanizmów demokracji.

Zapytam jak w słynnym „Rejsie”. Jaką metodą wybierzemy metodę głosowania?
Takie dyskusje jeszcze przed nami. Czy będziemy głosować przez Internet? Czy urna będzie w lokalu wyborczym i swój głos będziemy mogli oddać tam przez kilka dni? Czy będziemy mogli głosować na jeden projekt? Czy na wszystkie?

Ja osobiście jestem za tym, aby głosowanie odbywało się na zasadzie metody STV, czyli metody pojedynczego głosu przechodniego. Głosujemy na zasadzie punktacji. Mamy na karcie, dajmy na to 20 wniosków, i podoba nam się kilka z nich. Najlepszemu dajemy maksymalną liczbę punktów, innemu przyznajemy o punkt mniej, itd. Możemy wybrać kilka wniosków (podając liczbę punktów), a możemy wybrać tylko jeden projekt.

Korzyść takiego rozwiązania jest następująca. Budżet obywatelski będzie przez kilka miesięcy angażował wielu ludzi. A jeżeli według modelu głosowania wygrywać będzie tylko jeden wniosek z dwudziestu, to będzie to budziło niechęć innych. Optymalnie byłoby, gdyby w wyborach przechodziło kilka wniosków. By mieszkańcy widzieli, że kilka ich pomysłów zostało wcielonych w życie.

Rozmawiamy o budżecie obywatelskim w Gdańsku jako przyszłym projekcie. Ale trzeba też powiedzieć, że pewien element tego rozwiązania działa już w mieście od dwóch lat. We Wrzeszczu Dolnym, prawda?
Tak. W takiej mikroskali budżet obywatelski już funkcjonuje w Dolnym Wrzeszczu. Dwa lata temu radni Dzielnicy podjęli decyzję, że połowę sumy swojego budżetu (50 tysięcy złotych w pierwszym roku i 60 000 zł w II edycji) oddadzą do dyspozycji mieszkańców. Właśnie na zasadzie budżetu obywatelskiego. Działają tam wszystkie punkty, które już wymieniłam: spotkania informacyjne, dyskusje, pisanie wniosków, kampania wyborcza i oczywiście głosowanie.

Ile osób brało udział w wyborach?
W tym roku głos oddało 432 osoby, to o 93% wyższa frekwencja niż na stracie, w 2012 roku. We Wrzeszczu Dolnym było w tym roku 11 bardzo starannie opracowanych wniosków, 10 z nich było głosowanych. Jeden odrzucono z przyczyn formalnych, bo nie był na terenie gminnym. Wygrał jeden projekt w kategorii projektów do 10 000 zł – festyn osiedlowy oraz duży projekt : Zazieleńmy Dolny Wrzeszcz na 50 tysięcy złotych. W tym roku po raz pierwszy na podobny krok zdecydowała się Rada Dzielnicy Śródmieście. Tam frekwencja była jeszcze wyższa i było więcej projektów.

Jakie są wady budżetu obywatelskiego?
Na pewno budżet obywatelski mocno angażuje mieszkańców, radnych miasta, mieszkańców. A przecież nie jest to jakaś duża suma, patrząc chociażby na wspomnianą wyżej przeze mnie kwotę całej miejskiej kasy 2,8 mld złotych. Mobilizuje się energię mieszkańców, a mało wniosków przechodzi.

No i oczywiście te wszystkie spotkania, dyskusje i same wybory kosztują...
Zarządzanie miastem kosztuje. Trochę nie rozumiem następującego podejścia do sprawy. Kiedy zatrudniamy armię urzędników, kiedy finansujemy te wszystkie miejskie spółki typu BIEG, GIK, GARG, to wtedy uważamy, że za ich pracę i nowoczesne biura musimy płacić. Jednak kiedy pojawia się narzędzie, dzięki któremu poprawiamy estetykę w mieście, poprawiamy demokrację w Gdańsku – wtedy podnosi się wielkie larum. Że przecież wszystko to kosztuje, kto będzie za to płacił, itd.

Tymczasem mówimy o pieniądzach nieporównywalnie mniejszych od tych, które musimy wydawać na funkcjonowanie różnych miejskich spółek. Wdrożenie wszystkich działań budżetu obywatelskiego w Łodzi kosztuje ok. 60 000 zł – bez zliczenia pensji urzędniczych i kosztów stałych typu użyczenie miejsca na spotkania z mieszkańcami czy wybory. W Gdańsku pozyskaliśmy grant z Fundacji Batorego z programu „Demokracja w Działaniu” na część kosztów kampanii na rzecz budżetu.

Kto będzie najbardziej utrudniał wprowadzenie budżetu obywatelskiego w Gdańsku?
Wątpliwości będą składać urzędy. Na przykład Zarząd Dróg i Zieleni.

Nie boicie się, że za chwilę urzędnicy zaczną krzyczeć o dodatkowe etaty? „Wprowadziliście budżet obywatelski, potrzeba nowych urzędników do jego obsługi” - będą przekonywać.
Jeżeli tak to miałoby wyglądać, to my nie chcemy wprowadzać budżetu obywatelskiego w Gdańsku. Ja pierwsza się z tego wycofam. Mam nadzieję, że tak jednak nie będzie, przecież my tu nie potrzebujemy żadnych etatów, chcemy wykorzystać istniejące zasoby: rady dzielnic, szkoły na spotkania, urzędników, którzy i tak pobierają pensje. Z pewnością będą jednak wątpliwości urzędów i pewnie niektórych radnych miasta.

A nie obawiacie się, że po wyborach samorządowych temat budżetu obywatelskiego przycichnie?
Bardziej boję się, że budżet obywatelski zostanie wykorzystany przez urzędników jako swoiste narzędzie spychologii. Jako wymówka, że czegoś tam nie można załatwić. Rady osiedli i dzielnic wyślą wniosek do urzędu, i dostaną odpowiedź „nie mamy na to pieniędzy, bo wszystkie oszczędności zabrał budżet obywatelski”.

Szykuje się spory opór urzędników. Zabierzecie im możliwość pełnego decydowania o miejskich funduszach...
Tak, opór urzędników będzie duży. Ale nic się w tym mieście nie zmieni, jak będziemy stali w miejscu. Trzeba eksperymentować. Budżet obywatelski stał się teraz bardzo modnym tematem...

Powiedziałbym nawet, że „seksownym”.
(Śmiech) Tak, jest pewna moda na demokrację bezpośrednią. I znakomicie.

Skąd się bierze taka moda na budżet obywatelski?
Z trzech powodów. Mamy pokolenie 25-latków, którzy skończyli studia, często na zagranicznych uniwersytetach. Oni nie pamiętają stanu wojennego, nie pamiętają okresu PRL. Widzą za to jak teraz wygląda otaczająca ich przestrzeń miejska i porównują to do tego, co zobaczyli zagranicą. I domagają się dużo lepiej zorganizowanej przestrzeni także u siebie. Ale to nie jest pokolenie, które zrobi rewolucję a la Solidarność. Bo po co? Mamy przecież demokrację. Chcą ulepszać swoje otoczenie według określonych procedur. I tą procedurą jest budżet obywatelski. Bardzo liczę na zaangażowanie młodych gdańszczan i gdańszczanek.

Z drugiej strony, mamy ludzi w wieku 50-60 lat, którzy mocno pamiętają czas rewolucji Solidarności. I są rozczarowani transformacją, bo czują, że po 23 latach oni nadal nie mają na nic wpływu. Nawet taki prosty przykład. Piszą pisma do urzędu o postawienie ławki, czy kosza na śmieci w ich okolicy i dostają odpowiedź, że nie ma na to pieniędzy. A przecież widzą, że budżet ma 2,8 mld złotych. Jednak na ławkę, czy kosz na miejskim skwerze miasto nie ma pieniędzy.

A trzecia kwestia?
Demokracja bezpośrednia jest modna, bo to zmiana stylu zarządzania miastem. W Gdańsku mamy taki model: poszczególne wydziały i miejskie spółki tworzą coś na kształt autonomicznych księstw. Dla nich liczy się często dany projekt, a nie jego koordynacja z otaczającą tę inwestycję tkanką miejską. Później mamy taką sytuację jak ze zbiornikiem retencyjnym Srebrzysko. Jest tam piękny rekreacyjny teren, woda, duża inwestycja. Ale okazało się, że nie ma tam żadnej ławki wokół, bo w projekcie Trasy Słowackiego tego nie było, a zbiornika nie można obejść naokoło, bo – zgodnie z projektem – ustawiono tam ekrany akustyczne. To są absurdy, które trzeba wyeliminować.

Mieszkaniec widzi coś takiego i zastanawia się, jak to możliwe, że ktoś podejmował takie decyzje. A jak sam zaczyna się tym interesować, to jest przeganiany między kolejnymi miejskimi spółkami, wydziałami urzędu i biurkami. „A to nie od nas zależy” „To sprawa innej spółki” „W naszym wydziale się tym kiedyś zajmowaliśmy, ale teraz już nie” - słyszy takie odpowiedzi. Mieszkaniec jest skołowany. Budżet obywatelski to będzie swego rodzaju przypomnienie dla urzędników, że oni nie działają tylko po to, aby zrealizować dany projekt. Oni muszą mieć na uwadze cel wspólny, muszą patrzeć szerzej.

Dziękuję za rozmowę.

Projekt współfinansowany przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej

Aby dowiedzieć się więcej o budżecie obywatelskim, a także jak skutecznie organizować się i zarządzać przestrzenią własnego sąsiedztwa wejdź na Poradnik Miejski.
Znajdziesz tam artykuły, dział pytania i odpowiedzi oraz ważne pliki do pobrania.
Jeśli nie znajdziesz interesującej Cię problematyki, zadaj pytanie na redakcja@mojaorunia.pl, a my postaramy się znaleźć odpowiedź i umieścić ją w Poradniku Miejskim.

Galeria artykułu

Budżet obywatelski w Gdańsku: Czas na obalenie pewnych mitów

Budżet...

+ Dodaj komentarz (-) Anuluj

Komentarze (3)

Uwaga! Jeśli chcesz aby przy komentarzu pojawiła się nazwa użytkownika musisz być zalogowany. Jeśli nie masz jeszcze konta - zarejestruj się.

Proszę odczytaj kod potwierdzający z obrazka i wpisz w pole poniżej. Wielkość liter nie ma znaczenia. Jeśli masz problem z odczytaniem kodu, wczytaj nny obrazek

awatar

gosc

83.25.212.*

14:55, 07/08/13

Lidka co robisz w sobotę wieczór ?

zgloś naruszenie
awatar

gosc

89.71.240.*

13:55, 05/08/13

brawo Lidka -jest to sensowne i czytelne

zgloś naruszenie
awatar

gosc

83.25.149.*

12:35, 17/07/13

Pani Lidia robi naprawdę dobrą robotę.

zgloś naruszenie

REKLAMA

REKLAMA

Ostatnie ogłoszenia

• Wiecej ogłoszeń