Najczęściej odrzucane przy wyborze mieszkania dzielnice w Gdańsku? Nowy Port i Orunia - tak przynajmniej wynika z badań, które wśród swoich klientów prowadzili doradcy Metrohouse, jednej z największych firm na rynku nieruchomości w Polsce.
Słowa te padły blisko rok temu, kiedy agencja Metrohouse opublikowała drugi już ranking, a właściwie antyranking dzielnic w Gdańsku. Rok temu "zwyciężył" Nowy Port, drugie, mało chlubne miejsce zajęła właśnie Orunia, trzecia była Przeróbka, czwarte na liście były Rudniki. Aż 68 procent klientów Metrohouse odrzuciło Orunię jako miejsce, w którym mogliby zamieszkać.
Od tego czasu wiele się nie zmieniło. W tym roku, według badań firmy, Orunia zrównała się z Nowym Portem. Aż 66 procent klientów odrzuca możliwość mieszkania w tych dwóch dzielnicach. W Gdańsku nie ma miejsca, gdzie ten wskaźnik prezentowałby się jeszcze gorzej.
W praktyce oznacza to, że klienci nie są zainteresowani otrzymywaniem informacji na temat pojawiających się w tych lokalizacjach ofert. W rozmowie z nami agenci wskazywali na różne powody takiego stanu rzeczy.
- Wielu naszych klientów zniechęca już sama nazwa: Orunia, czy też Orunia Dolna. Bardzo silne są przekonania większości osób, że jest to teren z dużym nagromadzeniem zjawisk patologicznych i dużej przestępczości – opowiadała nam Magdalena Cebula, specjalista ds. obrotu nieruchomości w firmie Tyszkiewicz Nieruchomości. - Ważnym argumentem podnoszonym przez poszukujących mieszkań jest to, że nie chcą wychowywać w takich warunkach swoich dzieci. Oczywiście, większość tych opinii jest w dużej mierze przesadzona i nieprawdziwa, ale tego typu postrzeganie tej dzielnicy dominuje wśród wielu ludzi.
- Negatywne, często w żaden sposób niepotwierdzone stereotypy o dzielnicy to jedno, ale są też inne kwestie, które sprawiają, że ludzie nie chcą mieszkać na Oruni. Taka sytuacja: ktoś kto nie zna tej dzielnicy, przyjeżdża obejrzeć tu mieszkanie. I jedzie przez Trakt Św. Wojciecha. I co widzi? Obdrapane kamienice, brudne podwórka, pierwsze wrażenie jest naprawdę nieciekawe – przekonywał Ziółkowski.
Nie brakuje jednak opinii samych oruniaków, że ich dzielnica wcale taka zła nie jest. I że wyobrażenia gdańszczan o tej części miasta są w dużej mierze przesadzone. Ewa Siemaszko, która kilka lat temu przeprowadziła się z Przymorza właśnie na Orunię twierdzi, iż nie żałuje swojej decyzji. I obecnie postąpiłaby dokładnie tak samo.
- Długo szukałam swojego swojego pierwszego mieszkania. Rok zajęło mi porównanie różnych ofert. Szybko okazało się, że za sumę - na jaką ewentualnie mnie stać, w dzielnicach takich jak Przymorze, czy Wrzeszcz, na którym zalezało mi najbardziej - mogę kupic maksymalnie dwa pokoje o słabym standardzie w bloku. Zależało mi bardziej na ładnym mieszkaniu, niż na "wypasionym" kodzie adresowym. A to pierwsze dostałam własnie na Oruni - mówi mieszkanka ulicy Przyjemnej.
I dodaje:
- Początek był trudny. Orunia w 2006 wyglądała inaczej. Chociażby te kamienice popowodziowe straszyły zamurowanymi oknami przy wjeździe na Dworcową. Ale sama lokalizacja, super połozenie komunikacyjne, mnóstwo zieleni, sprawiło ze szybko sie zaaklimatyzowałam i kazdego roku obserwuje zmiany na jeszcze lepsze - komentuje pani Ewa.
Magdalena Borkowska z ulicy Rubinowej wprowadziła się na Orunię w 2006 roku. Do Gdańska przyjechała z Mrągowa. Szukała mieszkania. I bardzo szybko dowiedziała się, że Orunię lepiej omijać z daleka.
- Moja rodzina, która mieszka na Oruni Górnej, opowiadała mi o Oruni, że kiedyś coś tutaj się działo, że nie jest to bezpieczna dzielnica. Ja jednak kupiłem tutaj mieszkanie. I przez te 6 lat nie spotkało mnie tutaj nic złego. Wiem, że sporo osób z mojego miasta wynajmuje na Oruni mieszkania. Bo po prostu jest taniej - dodaje mieszkanka Rubinowej.
Wśród lokalizacji, które nie zostały wymienione przez klientów Metrohouse znalazły się m.in. Chełm, Oliwa, Starówka, Wrzeszcz, Zaspa, Żabianka i Siedlce. Jak tłumaczą agenci, oznacza to, że osoby poszukujące mieszkań chętnie oczekują na oferty sprzedaży właśnie z tych rejonów.