Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2010-08-23 15:01:00
Kiedy podczas powodzi z 2001 roku wiele obszarów Św. Wojciecha znalazło się pod wodą, jego mieszkańcy nie czekali na pomoc z zewnątrz. Założyli stowarzyszenie i wzięli się do odbudowy swojej dzielnicy. Praca ta trwa do dzisiaj.
Jak dramatycznie przedstawiała się w czasie powodzi sytuacja w Św. Wojciechu, obrazują to chociażby zdjęcia, które kilka dni temu zamieściliśmy na naszym portalu. Woda dostawała się wszędzie – zalewała ulice, wdzierała się do kamienic, wypłukiwała szamba, niszczyła prywatne posesje. Mimo wysiłków ludzi, którzy bronili swojej dzielnicy przed nacierającym żywiołem, straty były ogromne.
- To był jeden wielki chaos. Jednak już dzień, dwa po powodzi zaczęliśmy się organizować. Ale tak naprawdę nasze działania nabrały tempa, kiedy na dzielnicy pojawił się marszałek Maciej Płażyński. Wkrótce powstało Stowarzyszenie Odbudowy Świętego Wojciecha – opowiada Jacek Jaroński, wiceprezes SOŚW.
Stowarzyszenie miało swego mentora
Jednak już na samym początku organizacja zaczęła napotykać na pierwsze kłopoty.
- Tak naprawdę mieliśmy do czynienia nie z jedną powodzią, a dwiema. Oprócz wody, zostaliśmy już na starcie zalani gąszczem przepisów. Z tym przebijaniem przez urzędnicze papierki pomógł nam się uporać właśnie marszałek. Udostępnił nam swoich prawników. Był naszym prawdziwym mentorem – mówi Jaroński.
Oprócz pomocy prawnej, marszałek „przecierał szlaki” dla mieszkańców Świętego Wojciecha także w inny sposób. Kontaktował członków SOŚW z wieloma prezesami firm na Pomorzu. W ten sposób udało się zebrać blisko 150 tysięcy złotych. Pieniądze te trafiły do najbardziej potrzebujących mieszkańców dzielnicy. Kupowano za nie materiały budowlane, środki dezynfekujące, niezbędny sprzęt AGD, niekiedy również meble. Dla wielu rodzin taka pomoc była swoistym „być albo nie być”. Dzięki niej byli w stanie ponownie stanąć na nogi. W sumie z pieniędzy tych skorzystało około 25 rodzin. Kilka z nich mieszkało na Oruni i Lipcach.
Jak mówią członkowie Stowarzyszenia, w tamtym okresie na ich dzielnicy nastąpił swoisty podział ról. SOŚW zajmowało się organizowaniem pomocy dla mieszkańców. Wiele dobrego zrobił również Caritas. „Centrum dowodzenia” została natomiast Szkoła Podstawowa nr 40. To właśnie tam każdy z mieszkańców mógł uzyskać niezbędne informacje, tutaj też działali członkowie SOŚW. Wśród nich pracował również wspomniany już marszałek Płażyński.
- Jego działalność w Świętym Wojciechu nie ograniczyła się tylko do czasu powodzi. Był z nami także w późniejszych latach. Nigdy nie spytałem go w sumie, co sprowadziło go w 2001 roku na naszą dzielnicę. Teraz już nie będę miał okazji zadać mu tego pytania – mówi smutno Jaroński.
10 kwietnia marszałek Maciej Płażyński zginął w katastrofie smoleńskiej.
Po powodzi praca się nie kończy
Kilka miesięcy po powodzi, życie w Świętym Wojciechu powoli zaczynało wracać do normy. SOŚW nie zakończył jednak swojej działalności. Jego przedstawiciele nadal organizowali pomoc dla powodzian.
- Nie chodziło już jednak o wsparcie finansowe. Wspólnie z Caritasem skupiliśmy się na zapewnienie ludziom pomocy psychologicznej. Ta powódź wyrządziła bowiem również wiele szkód w ludzkich umysłach. Do tej pory, jak trochę mocniej popada, wielu tutejszych mieszkańców wychodzi nad Radunię i patrzy co się dzieje. Ludzie nie mogą zapomnieć, jak wielka tragedia ich wtedy dotknęła. Boją się powtórki – tłumaczy wiceprezes SOŚW.
I aby do niej nie dopuścić, członkowie Stowarzyszenia już od 2001 roku zaczęli zabiegać u władz miasta o antypowodziowe zabezpieczenie ich dzielnicy. Ich wysiłki przyniosły konkretne rezultaty. Miasto wybudowało w Świętym Wojciechu kanał przelotowy do kanału Raduni - swoisty przepust bezpieczeństwa.
Trzeba przypomnieć się urzędnikom
Wkrótce SOŚW stało się nieformalną radą osiedla.
- Święty Wojciech był od wielu lat zapomnianą przez urzędników dzielnicą. Tutaj sami mieszkańcy wybudowali sobie gazociąg, a wcześniej z ich inicjatywy i pieniędzy powstał wodociąg. Były też przypadki, że mieszkańcy za własne środki remontowali drogi. I wielu ludzi zaczęło sobie stawiać pytanie: Za co my właściwie płacimy miastu podatki? Stowarzyszenie postanowiło więc przypomnieć urzędnikom o tym, że Święty Wojciech jednak istnieje – opowiada Jaroński.
Lista ostatnich inwestycji w Świętym Wojciechu świadczy o tym, że urzędnicy faktycznie przypomnieli sobie o tej części Gdańska. Budowana jest tutaj sieć kanalizacji sanitarnej, a także kanalizacja burzowa. Biuro Rozwoju Gdańska uchwaliło również plan zagospodarowania przestrzennego dla większego fragmentu dzielnicy. W tym ostatnim przypadku urzędnicy współpracowali z członkami SOŚW. Wiele uwag mieszkańców Świętego Wojciecha zostało uwzględnionych. Mimo tych wszystkich działań, przedstawiciele Stowarzyszenia nie spoczywają na laurach.
Powstanie Rada Osiedla?
Jak sami tłumaczą, jest jeszcze wiele do zrobienia na ich dzielnicy – muszą zostać uchwalone jeszcze dwa duże plany zagospodarowania przestrzennego, a wiele ulic wciąż czeka na gruntowne remonty.
SOŚW chce również doprowadzić do budowy boiska w Świętym Wojciechu. Być może pomocnym w tym względzie okaże się...rada osiedla. Tej wprawdzie jeszcze na dzielnicy nie ma, ale członkowie SOŚW myślą już o jej powołaniu. Swym zasięgiem nie objęłaby ona jednak Oruni.
- Święty Wojciech ma inne problemy niż Orunia. Oczywiście możemy działać wspólnie w wielu sprawach, ale nasze rady osiedli powinny funkcjonować osobno. Myślimy więc, aby wydzielić się z Oruni i stworzyć jednostkę pomocniczą, która oprócz Świętego Wojciecha objęłaby także Lipce – wyjaśnia Jaroński.