Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2009-07-05 00:00:00
Rozmowa z Przemysławem Wojciechowskim, kierownikiem Dworku Artura GAK i szefem projektu Stacja Orunia
Czym właściwie jest Stacja Orunia?
Stacja Orunia to projekt, w którym na terenie Dworku Artura prezentujemy oryginalne zespoły muzyczne z całej Polski i nie tylko. Jedne z najciekawszych grup trafiają na – nie powiem już, że skromną – Orunię.
„Już nie skromna Orunia”? Widzisz pozytywne zmiany na dzielnicy?
Tak. Od ładnych trzech, czterech lat mamy do czynienia już z inną Orunią.
Co się zmieniło?
Wydaję mi się, że Orunia się rozświetliła. Zanim zacząłem pracować w tym miejscu, nie odwiedzałem za często tej dzielnicy. Utarła się wśród wielu negatywna opinia o Oruni, zresztą dodajmy, opinia potwierdzona faktami. Wiadomo: dość niebezpieczne miejsce, „dzielnica latających noży”. Później jednak coś się ruszyło. Dzielnica zaczęła się zmieniać. Moim zdaniem, nastąpiło to, od kiedy ulica Dworcowa została uporządkowana. Wcześniej w tej okolicy było kino Kosmos, później właściwie zostały już tylko jego ruiny. I właśnie tam istniało jedno z siedlisk „złej strony” Oruni. Później niedaleko powstała stacja benzynowa, zrobiło się czyściej i spokojniej. Na dzielnicę sprowadzili się nowi ludzie, niekoniecznie nawet gdańszczanie. Myślę, że stopniowe rozszerzenie oferty kulturalnej na Oruni również zrobiło swoje. Teraz na Dworcowej spotyka się przeróżne towarzystwo i co najważniejsze dobrze się bawi i nikomu nie wadzi.
Jednak niedawne spotkanie mieszkańców Oruni z prezydentem Adamowiczem pokazało, że wiele osób nie patrzy na tę dzielnicę tak optymistycznie. Wielu sądzi, że Orunia to zaniedbane, zapomniane przez wszystkich miejsce.
Nie mówię, że wszystko tutaj jest w jak najlepszym porządku. Tak, oczywiście, nie jest. Jest duża różnica między Orunią Górną a Dolną. Właśnie na Dolnej wiele miejsc nie nadaje się nawet do rewitalizacji. Trzeba byłoby wiele budynków wyburzyć i zacząć wszystko od nowa. Wiem jednak, że ludzie są przywiązani do tych miejsc i często nie mają zamiaru się z nich wyprowadzać. Nie chcę ich obrażać, rozumiem ich. Aby jednak było lepiej niektóre rzeczy muszą zostać załatwione w sposób nieco bardziej brutalny. Jeśli coś wymaga wyburzenia, to tak się po prostu powinno stać. Być może ci ludzie nie są jeszcze na to gotowi. Ale nie wszędzie jednak jest tak źle. Wystarczy spojrzeć właśnie na ulicę Dworcową czy na Park Oruński. Wiele się tu dzieje, miejsca te są otwarte na różne projekty artystyczne. Jak widać, na Orunię można patrzeć w różny sposób.
Wróćmy jeszcze do tematu Stacji. Projekt ten już znany poza Orunią?
Z pewnością. Przyjeżdżają do nas ludzie z całego Gdańska, także z Pruszcza, Tczewa, Elbląga, Wejherowa a nawet Kościerzyny. Wydaje mi się, że ludzie nam zaufali. To, co proponujemy im odpowiada. Przyszli raz, zobaczyli to miejsce, poczuli klimat i wielu z nich wraca do nas ponownie.
Jakie zespoły grały już w Stacji?
Lao Che, Armia, Village Kollectiv, Masala Sound System, Grażyna Auguścik, Max Klezmer Band, Fusedmarc, by wymienić tylko kilka z nich. Jest to ambitna i oryginalna muzyka. Teraz mamy wakacyjną przerwę koncertową, ale szykujemy się już do wrześniowego Festiwalu Europejskich Stolic Kultury Wilno w Gdańsku. Na imprezie pojawią się ciekawe zespoły z Polski i z Litwy.
Wiadomo już kto wystąpi?
Będzie Izrael, Kciuk and The Fingers, może Żywiołak. I, oczywiście, zagrają jeszcze inne zespoły. Festiwal ten jednak to nie tylko muzyka, jest to impreza multidyscyplinarna. Stanowi przegląd różnych aktywności artystycznych.
Przychodzący na koncerty do Dworku Artura nie denerwują się, że nie można na jego terenie palić i pić alkoholu?
W środku rzeczywiście nie można palić, jednak na zewnątrz, w ogródku można już jak najbardziej. Podobnie jest z alkoholem. Za Dworkiem Artura jest bar i tam można wypić lampkę wina w kulturalnej atmosferze.
A propos kulturalnej atmosfery. Przypomina się koncert Kazika zagrany kiedyś na Oruni. Nie było wtedy jeszcze projektu Stacja Orunia, była za to prawdziwa zadyma...
Kiedy uruchamialiśmy Stację, obawialiśmy się, że może powtórzyć się właśnie taka historia z koncertu Kazika. Najważniejsze dla nas było, aby zagwarantować bezpieczeństwo naszym gościom. Wewnątrz Stacji mieliśmy kilku ochroniarzy, na zewnątrz na parkingu trzech kolejnych. Raz się tylko zdarzyło, że pijana osoba chciała wejść do klubu i musiała zostać wyproszona. Teraz ochrony jest już mniej na naszych koncertach. Wydaje mi się, że ludzie szanują nasze zasady. My traktujemy ludzi po partnersku i oni nas również.
Dziękuję za rozmowę.