Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-01-18 17:38:00
Mimo iż od wyborów samorządowych upłynęły już prawie 2 miesiące, w mieście ciągle można natrafić na plakaty polityków. Tymczasem, według prawa, powinny być one już dawno uprzątnięte. Skąd więc ta zwłoka i kto za nią odpowiada?
Kilka dni temu na skrzynkę redakcyjną dostaliśmy serię zdjęć od naszego czytelnika, pana Mateusza. Fotografie pokazywały fragmenty oruńskich ulic. Na każdej z nich miejski krajobraz upiększały zwisające ze słupów i drzew plakaty wyborcze. „Polityczne okoliczności przyrody” zostały udokumentowane m.in. na ulicach: Dworcowej, Gościnnej i Trakcie Św. Wojciecha.
- Trochę dziwne, że dwa miesiące po wyborach nikt jeszcze nie uprzątnął tych plakatów. Nie jest ich wprawdzie dużo, ale jednak szpecą miasto. Powinny stąd zniknąć już dawno – uważa pan Mateusz.
Prawo mówi, że...
Podobnie uważali twórcy ustawy, która reguluje sprawy związane z wyborami samorządowymi. W ordynacji wyborczej do rad gmin, rad powiatów i sejmików województw czytamy m.in.: „Plakaty i hasła wyborcze oraz urządzenia ogłoszeniowe ustawione w celu prowadzenia kampanii wyborczej pełnomocnicy wyborczy komitetów wyborczych obowiązani są usunąć w terminie 30 dni po dniu wyborów.”
Tyle zapisy prawa. A jak wygląda praktyka?
- Na pewno pod tym względem jest lepiej niż 4 lata temu po wyborach. Wtedy zdecydowanie więcej plakatów zalegało w mieście – mówi Mieczysław Kotłowski, dyrektor Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku.
Wracamy do zdjęć naszego czytelnika. Na pierwszym z nich widzimy przyczepiony do drzewa przy ulicy Gościnnej plakat Krzysztofa Steckiewicza. Polityk ten starał się o mandat gdańskiego radnego z ramienia Komitetu Wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. Nie udało nam się skontaktować z kandydatem. Dzwonimy więc do pełnomocnika wyborczego partii.
Politycy się tłumaczą
- Nasi kandydaci zobowiązali się, że po wyborach jak najszybciej usuną swoje plakaty. Zgodzili się też, że w przypadku, gdyby nie wywiązali się z tego obowiązku, to oni będą ponosić ewentualne finansowe konsekwencje, a nie pełnomocnik. Jestem pewny, że w tej sytuacji musiało dojść do jakiegoś przeoczenia. Jeszcze dzisiaj skontaktuje się z panem Steckiewiczem i wyjaśnimy całą sprawę – zapewnia Jaromir Falandysz, który w czasie ostatnich wyborów samorządowych pełnił w gdańskim okręgu funkcję pełnomocnika wyborczego PIS-u.
Z ulicy Gościnnej przenosimy się kilkaset metrów dalej – prosto na ulicę Dworcową. Tam, tuż obok budynku Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego jeszcze do niedawna wisiał plakat Ewy Łapińskiej, startującej z Komitetu Wyborczego Platformy Obywatelskiej.
- Wszystkie moje plakaty, a nie było ich tak dużo, bo kilkadziesiąt w całym mieście, uprzątnęłam tuż po wyborach. Jestem podwójnie zaskoczona Pana telefonem. W miejscu, o którym Pan mówi, nie wieszałam żadnego swojego plakatu. Może mam jakiegoś nadgorliwego sympatyka? – uśmiecha się Łapińska. I obiecuje jeszcze tego samego dnia zdjąć swój plakat. Słowa dotrzymuje. Trzy godziny później znika on z ulicy Dworcowej.
Na jednym ze słupów przy Trakcie Św. Wojciecha natknąć się można na wyborcze zdjęcie innego kandydata. Na przechodniów „zerka” tutaj Wojciech Podjacki, w zeszłych wyborach kandydat na prezydenta Gdańska. Startował on z listy Komitetu Wyborczego Solidarny Gdańsk. Niestety nie udaje nam się skontaktować z pełnomocnikiem komitetu.
Z Oruni kierujemy się na południe. Na ulicy Kampinoskiej trafiamy na plakat kolejnego polityka. Jest nim Marek Bumblis, polityk Platformy Obywatelskiej.
- Ależ ja już następnego dnia po wyborach wszystko zdjąłem. No może jeden, ja i moi wolontariusze, mogliśmy przeoczyć. Gdzie Pan mówi, jest ten plakat? Na Kampinoskiej? Będę musiał się tam przejechać. Ściągnę go jak najszybciej – obiecuje Bumblis.
Jak już to wisi na obrzeżach...
Ustawodawca dał też konkretne wytyczne, co zrobić kiedy politycy nie sprzątają na czas swoich plakatów i haseł wyborczych.
- Wójt, burmistrz czy też prezydent miast wyznacza jednostkę, która ma za zadanie uprzątnąć wszystkie plakaty. Kosztami usunięcia zostają obarczeni politycy. Karze grzywny podlega pełnomocnik danego komitetu wyborczego – informuje Agnieszka Chyła z gdańskiej Delegatury Krajowego Biura Wyborczego.
W pasach drogowych dróg publicznych (a więc tam gdzie najczęściej politycy decydują się umieścić swoją podobiznę) za „powyborczy porządek” odpowiedzialny jest Zarząd Dróg i Zieleni.
- Robiliśmy objazdy po wyborach, ale nie natrafiliśmy na jakieś nieprawidłowości. Może gdzieś na obrzeżach miasta jakiś plakat jeszcze się uchował, ale w Śródmieściu to raczej niemożliwe. Żadnych zgłoszeń od mieszkańców również nie zanotowaliśmy – opowiada Jerzy Polak z Działu Ewidencji i Zajęć Pasa Drogowego gdańskiego ZDiZ-u.
Jeżeli sytuacja wygląda tak dobrze, to skąd tyle wciąż wiszących w mieście plakatów?
- Wie Pan, nie wszystko zawsze należy do pasa drogowego dróg publicznych. Prosty przykład: skrzyżowanie Armii Krajowej i Traktu Św. Wojciecha. W tych okolicach jest wiadukt, pod nim przejeżdżają pociągi. I właśnie tam wielu polityków powiesiło swoje plakaty. Ale za wygląd tego miejsca odpowiada już spółka PKP. Tymczasem ludzie myślą, że jest to zaniedbanie miasta – tłumaczy Polak.
Kiedy i gdzie dzwonić?
Warto też przypomnieć, że w niektórych sytuacjach plakaty wyborcze mogą wisieć nawet całą kadencję.
- Ktoś może powiesić sobie w witrynie swojego sklepu podobiznę ulubionego polityka i to jest już jego sprawa. Nikt takich plakatów zdzierać nie może – mówi Michał Piotrowski z biura prasowego Urzędu Miasta.
W przypadku, gdy zauważymy wiszący w naszej okolicy (na słupie, drzewie, znaku drogowym) plakat wyborczy możemy zadzwonić do Dyżurnego Inżyniera Miasta (58 52 44 500 – numer czynny całą dobę) lub do Działu Ewidencji i Zajęć Pasa Drogowego gdańskiego ZDiZ-u (58 52 44 516 – numer czynny w godzinach 7 – 15).