Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-01-20 22:37:00
1000 jednośladów w 50-ciu ustawionych we Wrzeszczu i Śródmieściu wypożyczalniach – najprawdopodobniej jeszcze przed wakacjami mieszkańcy Gdańska będą mogli przemieszczać się po metropolii, korzystając z miejskich rowerów. Prywatny inwestor wespół z urzędnikami nie wykluczają, że w przyszłości stacje dokowe znajdą swe miejsce również na terenie południowego Gdańska i Oruni.
Czynne całą dobę wypożyczalnie miejskich rowerów to pomysł, który od kilku lat z powodzeniem sprawdza się w wielu punktach Europy. Jego zwolennicy przekonują, że rozwiązanie to przynosi konkretne korzyści dla miasta i jego mieszkańców. Schemat jest prosty: więcej ludzi przesiada się na jednoślady - mniej aut jeździ po ulicach - zmniejszają się korki.
- Z różnych badań wynika, że jeżeli ruch rowerowy wzrasta w mieście o 10 procent, to drastycznie spada na tym obszarze natężenie ruchu drogowego – potwierdza Remigiusz Kitliński, pełnomocnik prezydenta Gdańska ds. komunikacji rowerowej.
Zaletą opisywanego tu systemu jest jego prostota. Po uiszczeniu drobnej opłaty, z roweru skorzystać może każdy. Aby go oddać, nie trzeba wracać w to samo miejsce. Wystarczy odstawić go, w któreś z licznie rozmieszczonych w mieście wypożyczalni.
Pojawia się inwestor
Póki co, dla gdańszczan wciąż jest to tylko teoria. O pomyśle „miejskich jednośladów” mówiło się wprawdzie tutaj od dawna. Urzędnicy przyznawali jednak, że na realizację takiej inwestycji nie ma odpowiednich pieniędzy w budżecie. Kiedy wydawało się, że ów projekt alternatywnej komunikacji miejskiej trzeba będzie włożyć na długie lata do szuflady, nastąpił pozytywny zwrot akcji.
- Pojawił się prywatny przedsiębiorca z konkretnym pomysłem. Rozmowy rozpoczęliśmy w sierpniu zeszłego roku. Udało nam się dojść do porozumienia. Inwestor finansuje cały system wypożyczalni rowerów. Miasto użycza swoje tereny w pasie drogowym i wspiera medialnie całą akcję – mówił na dzisiejszej konferencji Maciej Lisicki, wiceprezydent Gdańska.
Inwestorem jest prywatna firma Trójmiejski Rower Miejski. Jej przedstawiciele zaprezentowali dzisiaj prototyp roweru (patrz ramka), którym już za kilka miesięcy będą mogli jeździć gdańszczanie. W Gdańsku ma być 1000 jednośladów (200 w Sopocie) i 50 wypożyczalni (10 w Sopocie). O tym, że zostaną one usytuowane we Wrzeszczu i Śródmieściu, w dużej mierze zadecydowali urzędnicy. Jak tłumaczą, taką lokalizację wskazały m.in. przeprowadzone na zlecenie miasta analizy natężenia ruchu w Gdańsku.
Jak pożyczać, to tylko tutaj
- Zaczynamy od Dolnego Tarasu, ale jest to dopiero pierwszy etap tego projektu. Stwierdziliśmy, że najlepiej sprawdzić nowy system właśnie w centrum miasta. Pamiętajmy, że rower miejski nie ma zastępować prywatnych rowerów. Ma on służyć do krótkich podróży na terenie miasta – wyjaśniał Kitliński.
Innym powodem takiej decyzji może być również kwestia finansowa. Nie jest tajemnicą, że inwestor będzie czerpał zysk głównie z reklam. Gros z nich znajdzie się na wiatach wypożyczalni.
- Z punktu widzenia biznesowego, lepiej jest, aby były to miejsca wyeksponowane, częściej odwiedzane. Nie ukrywamy, że nasz biznesplan opiera się na reklamach. W ten sposób zarabiamy, ale też gdańszczanie będą płacić mniej za wypożyczenie rowerów – argumentował Arkadiusz Pytyński, prezes firmy Trójmiejski Rower Miejski.
Stacje z rowerami będzie można znaleźć przy przystankach SKM, centrach handlowych i węzłach przesiadkowych.
Jak i ile będziemy płacić?
Na ten moment wiadomo, że pierwsze 30 minut korzystania z roweru będzie darmowe. Później trzeba będzie już sięgnąć do portfela. Nie ma jeszcze informacji, jaką kwotę trzeba będzie zapłacić, ale reprezentanci TRM zapewniają, że nie będzie ona wysoka.
- Stacje dokowe nie są położone daleko od siebie. Można więc będzie wypożyczyć rower w jednej z nich i w kilkanaście minut znaleźć się w następnej. Tam odstawić rower, wziąć kolejny i znów mieć bezpłatne 30 minut – tłumaczyli przedstawiciele TRM.
Każdy kto będzie chciał przejechać się na takim rowerze, powinien zaopatrzyć się w Kartę Miejską i na jej konto przelać kilkudziesięciozłotowy, roczny abonament. Taki dokument zostanie rozpoznany przez zamontowany w stacji dokowej czytnik. Kartę trzeba będzie jednak „doładować” raz jeszcze – tym razem wysokość wpłaconej kwoty będzie zależała już tylko od nas. Z tych pieniędzy system będzie pobierał opłaty za przejazd rowerem.
Dodatkową opcją będzie możliwość zapłaty przy pomocy karty bankowej.
- To rozwiązanie będzie szczególnie przydatne dla turystów. Nie będą musieli chodzić do biura, wypełniać formularzy, po to aby wyrobić sobie niezbędne dokumenty. Chcemy uprościć wszystko do minimum, choć oczywiście musimy się też jak najlepiej zabezpieczyć przed kradzieżami – mówił Pytyński.
Tych ostatnich, jak przyznawał prezes TRM, nie da się całkowicie wyeliminować. Ale jego zdaniem, problem „zniknięć” jednośladów nie wpłynie znacząco na powodzenie całej inwestycji.
- Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy wdrażali podobny projekt w Paryżu. Śmiali się, że przez to, że u nich mieszka tyle różnych grup etnicznych, ich rowery odnajdywały się gdzieś w Afryce czy Rumunii. Ale poradzili sobie z kradzieżami, dziś można je mierzyć w promilach. Są lepsze zabezpieczenia, a i ludzie inaczej patrzą już na samą ideę miejskich rowerów. W Paryżu jest już 20 tysięcy jednośladów i cały system ma się doskonale – opowiadał prezes TRM.
Jeżeli będą naciski to...
Zarówno inwestor jak i miasto nie wykluczają, że w następnych latach wypożyczalni rowerów będzie w Gdańsku więcej. Mówi się o Przymorzu, Zaspie, Morenie. A co z Gdańskiem Południem i Orunią?
- Wszystko zależy, jak sprawdzi się ten system w centrum Gdańska. Ale sporo zależy również od samych mieszkańców. Jeżeli będą naciski, żeby w tej, czy innej części miasta, powstały kolejne wypożyczalnie, to na pewno takie apele będą brane pod uwagę – zapewniał Lisicki.
- Wprowadzenie na rynek tysiąca rowerów z całym, skomplikowanym systemem to koszt rzędu 10 milionów złotych. Musimy ostrożnie planować kolejne nasze posunięcia. Ale chcemy ruszyć z tą inwestycją także w inne rejony Gdańska. Jakie i kiedy? Za wcześnie jeszcze o tym mówić – dodawał Pytyński.