Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2016-04-25 15:12:00
To był straszny wypadek – w czołowym zderzeniu dwóch aut poważnie ranna została roczna dziewczynka i jej będąca w ciąży mama. Dziś trzy miesiące po tym dramacie diagnozy lekarzy są bardzo niepokojące – malutka Maja nie widzi i najprawdopodobniej będzie potrzebować skomplikowanych operacji. Na szczęście rodzina państwa Golimowskich może liczyć na wsparcie wielu ludzi. Sprawdź, jak możesz pomóc!
Trzy miesiące temu, w połowie stycznia na łuku ulicy Świętokrzyskiej (tuż koło granicy z Kowalami) doszło do tragicznego wypadku. Czołowo zderzyły się dwa samochody. W jednym z nich siedziała czteroosobowa rodzina: kobieta w ciąży, jej mąż, ich roczna córka Maja, a także niewiele starszy bratanek, Marcel.
Drugie auto prowadził 20-latek, jak się później okazało nie miał prawa jazdy, a jego samochód nie był ubezpieczony.
„Aż do przyjazdu karetki musiałem reanimować córeczkę...”
- Dojeżdżaliśmy do zakrętu. Zdążyłem tylko zauważyć, że bmka wypadła ze swojego pasa i że jedzie prosto na nas. Chciałem odbić na drugi pas, ale nie zdążyłem. Zdjąłem tylko nogę z gazu i od razu nastąpiło mocne uderzenie. To było czołowe zderzenie – w rozmowie ze mną mówi 32-letni Paweł Golimowski, którego żona, Lilianna i córki zostały poszkodowane w wypadku.
On sam doznał stosunkowo niewielkich obrażeń i na szczęście nie stracił przytomności. - Gdybym wtedy był nieprzytomny, Maja już by nie żyła.
- Marcela wyciągnąłem z samochodu, Majka się nie ruszała, Lila się nie ruszała. Ocuciłem żonę, zaczęła krzyczeć z bólu. Razem z innymi ludźmi, którzy się zatrzymali odpięliśmy Majkę z fotela. Była już sina. Musiałem ją reanimować. Jakiś facet rzucił kurtkę na ziemię, położyłem na nią Maję i aż do przyjazdu karetki ją reanimowałem – tutaj głos mu się załamuje i przez dłuższą chwilę siedzimy w milczeniu.
Poród tuż po wypadku. Życie Lenki wisiało na włosku
Jestem w domu państwa Golimowskich, którzy trzy miesiące temu przeżyli tragedię, a ich gehenna trwa do dziś. - Po wypadku wycięli mi śledzionę, miałam złamane nogi, pęknięty kręgosłup. Minęły trzy miesiące, a ja wciąż praktycznie nie mogę chodzić. W ciągu dnia jestem na nogach maksymalnie pół godziny, później muszę się położyć – opowiada 32-letnia Liliana Golimowska.
Od razu po wypadku będącą w siódmym miesiącu ciąży kobietę przewieziono do szpitala. Tam pani Liliana doznała krwotoku wewnętrznego i lekarze podjęli decyzję o wykonaniu cesarskiego cięcia. Na świat przyszła Lena, której życie wisiało wówczas na włosku. - Niech Pan sobie wyobrazi, że siedzi Pan w szpitalu i co chwila wychodzą do Pana lekarze. I słyszy Pan: z żoną niedobrze, z córką bardzo niedobrze, stan zdrowia krytyczny. To było straszne przeżycie.
Maja może być niewidoma...
Póki co trzymiesięczny maluszek rozwija się dobrze, ale stan zdrowia Leny cały czas monitorują specjaliści.
Znacznie gorzej wygląda sytuacja z Mają. Dziewczynka, która w sierpniu skończy dwa lata, cały czas przebywa w szpitalu w Kościerzynie. - Dowiedzieliśmy się ostatnio, że nasza córeczka nie widzi. Najprawdopodobniej czekają ją operacje, lekarze robią teraz kolejne badania. Jesteśmy załamani. Świadomość, że Maja może być niewidoma...
Od momentu wypadku życie państwa Golimowskich zostało wywrócone do góry nogami. Kolejne badania lekarskie, rehabilitacje, ciągła jazda do szpitali. Najwięcej pracy ma tutaj pan Paweł, który przebywa w Kościerzynie i opiekuje się Mają. - Jestem na zwolnieniu, które kończy mi się 28 kwietnia. Ale nie mogę wrócić pracy, muszę opiekować się Mają – mówi.
Rodzina państwa Golimowskich otrzymuje wsparcie
- Ja nie jestem w stanie pomóc tutaj mężowi. Maja jest bezwładna, trzeba ją cały czas nosić, a mój kręgosłup mi na to nie pozwala. Lekarze powiedzieli mi wprost: najwcześniej na spacer z córką pójdzie Pani za rok – dopowiada pani Lilianna.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze koszt rehabilitacji, leków, oczywiście koszt dojazdów do szpitali i do specjalistów. - Pomagają nam rodzice, nasze starsze córki, cała rodzina. Wielkie wsparcie otrzymujemy od sąsiadów. Ale pomagają też osoby, które nas nie znają. Dostajemy pampersy, mleko dla dziecka, różne dary. To wspaniałe, że jest tylu dobrych ludzi. Naprawdę wiele to dla nas znaczy.
Jest i dobra wiadomość. Internauci stają na wysokości zadania! Chcesz też pomóc?
A finansowe wsparcie przyda się również w przyszłości. Sporym kosztem będą operacje i rehabilitacja Mai. Państwo Golimowscy starają się o pieniądze z funduszu gwarantowanego, mają też adwokata, który reprezentuje ich w całej sprawie. Póki co nie wiadomo, czy i w jakiej wysokości otrzymają odszkodowanie i czy zapłaci sprawca wypadku.
W całej tej poruszającej historii jest jednak i dobra wiadomość. Od kilku tygodni w internecie trwa zbiórka pieniędzy dla poszkodowanej rodziny państwa Golimowskich. Mobilizacja internautów na Facebooku przypomina efekt śnieżnej kuli. Prowadzona na grupie "Pomoc dla Lilianny Golimowskiej" akcja cały czas nabiera rozpędu i coraz więcej osób deklaruje pomoc. A wsparcie można okazać na różne sposoby – wszelkie szczegóły znajdziecie TUTAJ.
Opcją, która na fanpejdżu cieszy się wielkim zainteresowaniem jest... licytacja konkretnej usługi. Mechanizm wygląda następująco: ktoś na przykład oferuje godzinną lekcje nauki tańca, zainteresowani internauci licytują koszt takiej godziny, a zwycięzca licytacji wpłaca pieniądze na konkretne konto.
Fanpejdż będzie działał dopóki...
„Cały dochód z wylicytowanych przedmiotów jest przekazywany na walkę o powrót do normalnego życia przez długą rehabilitację dla Liliany oraz jej dwóch walecznych córeczek Mai oraz Lenki” - czytamy na fanpejdżu.
Udało mi się porozmawiać z założycielką fanpejdża, Małgorzatą Wielopolską. Przed wypadkiem nie znała ona nikogo z poszkodowanej rodziny. O tragedii dowiedziała się przypadkowo od mamy Liliany, która pracuje w gabinecie stomatologicznym na jej osiedlu.
- Kiedy usłyszałam historię Lilianny i jej córek, wiedziałam, że muszę jakoś pomóc. Postanowiłam założyć fanpejdża, teraz w jego prowadzeniu pomagają mi też inne osoby. Cieszę się, że tak dobrze się to kręci, że są kolejne licytacje, że ludzie tak się zaangażowali. Powiedziałam sobie, że dopóki Maja nie wróci do domu, ten fanpejdż będzie działał. Ale myślę, że pomoc przyda się też na czas późniejszej rehabilitacji.
- Wie Pan ta tragedia jest niewyobrażalna. Sama mam dzieci, jedno jest w podobnym wieku do Mai. Teraz kiedy kładę synka spać, zawsze spędzam przy nim dużo więcej czasu...
Żadnego słowa "przepraszam". Ale najważniejsze teraz jest co innego
Rodzina państwa Golimowskich prosi wszystkich o wsparcie. I to nie tylko finansowej. Prosi też o modlitwę. - Ból, który odczuwa nasza rodzina jest ogromny – mówi pani Lilianna.
Trudno się dziwić, że jest też wiele żalu. - Wie Pan, że od tego chłopaka, który spowodował wypadek, nawet nie usłyszeliśmy słowa „przepraszam”? - pyta mnie pan Paweł. - Szkoda słów... Teraz najważniejsze jest, by nasze córki były zdrowe i żeby żona szybko wracała do zdrowia.
Z najświeższych wiadomości wynika, że 20-letni mężczyzna, kierowca BMW ma dozór policyjny i oczekuje rozprawy. Może mu grozić maksymalnie 8 lat więzienia.