Morderstwo na gdańskich Lipcach: Przesiedział 12 lat za zabójstwo, którego nie popełnił. Teraz walczy o zadośćuczynienie

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2016-04-28 08:01:00

Przesiedział 12 lat za morderstwo, którego nie popełnił. Stracił narzeczoną, jego dom stał się ruiną, urwał mu się kontakt z synem. Teraz od państwa domaga się 15 milionów złotych zadośćuczynienia, póki co sąd przyznał mu nieco ponad 2.8 miliona. To przerażająca historia Czesława Kowalczyka, oskarżonego o zabójstwo w gdańskich Lipcach.

Swego czasu to zabójstwo odbiło się szerokim echem w Gdańsku. To była egzekucja - strzał z bliskiej odległości w głowę nie dawał ofierze żadnych szans. Wszystko działo się pod koniec 1998 roku, nieopodal stadniny koni w Lipcach. Zginął pracujący tam wówczas instruktor jazdy, Adam K.

Morderstwo, którego motywem była zazdrość

Jego zabójstwo zlecił, według ustaleń prokuratury, Mariusz N. (pseudonim „Gajowy”). Motywem była zazdrość. Mężczyzna nie mógł pogodzić się, że jego partnerka zostawiła go i związała się właśnie z Adamem K.

Postanowił wynająć dwóch „cyngli”, jeden z nich pociągnął za spust, drugi ubezpieczał partnera. „„Zbigniew Drzewucki podejrzewany jest o to, że w dniu 28.12.1998 roku w Gdańsku, działając wspólnie z Adamem S. i Piotrem R. w zamiarze bezpośrednim pozbawił życia Adama K. poprzez oddanie jednego strzału w głowę z broni palnej kaliber 9 mm” - to fragment listu gończego, wypuszczonego za Zbigniewem Drzewuckim.

Policja ma podejrzanego i świadka, który rozpoznaje mordercę

Problem w tym, że ta wiedza prokuratury pojawiła się wiele lat później po zabójstwie na Lipcach. Tuż po morderstwie, na początku 1999 roku prokuratura oskarżyła, jak się później okazało, niewinnego człowieka. W momencie aresztowania Czesław Kowalczyk miał 33 lata i jak kilkanaście lat później przyznawał w rozmowie z dziennikarzami Wprost, nie zawsze był uczciwym człowiekiem.

Nie zabijał jednak ludzi, nie był mordercą do wynajęcia. Parał się nielegalnym handlem. Kilka miesięcy przed zabójstwem na Lipcach, Czesław Kowalczyk poznał „Gajowego”, który kupił od niego kilka luksusowych par spodni. Później, o czym mówi w tekście dla Wprost, rozważał wejście w interes z bratem „Gajowego”.

Dla policji stał się pierwszym podejrzanym w sprawie zabójstwa Adama K. Samo podejrzenie to było jednak zbyt mało, by skazać go za morderstwo. Gwoździem do trumny dla Czesława Kowalczyka były dopiero zeznania świadka, który widział egzekucje. Partnerka zamordowanego mężczyzny rozpoznała go na zdjęciach, które pokazali jej policjanci i stwierdziła, że to właśnie Czesław Kowalczyk strzelił do jej konkubenta.

Świadek wycofuje zeznania, pojawiają się nazwiska zabójców. Prokuratura nie chce o tym słyszeć

Co ciekawe, kilka tygodni później kobieta wycofała się z zeznań, a niedługo potem sam zatrzymany przez policjantów „Gajowy” przyznał się do zlecenia zabójstwa Adama K. I podał nawet nazwiska płatnych morderców – na tej krótkiej, bo dwuosobowej liście nie było Czesława Kowalczyka.

I choć brzmi to nieprawdopodobnie, prokuratura nie wzięła tego pod uwagę i nie wycofała zarzutów, a sąd w 2003 roku skazał Czesława Kowalczyka na dożywocie, z możliwością ubiegania się o zwolnienie dopiero po 30 latach.

Sąd przyznaje: popełniono wiele uchybień. I daje wyrok... 25 lat więzienia

Później były kolejne apelacje i sąd przyznał, że w sprawie Czesława Kowalczyka dopuszczono się wielu uchybień. Przerażającym jest jednak fakt, że nawet taki wniosek nie skłonił sądu do zmiany wyroku. Choć gwoli, nomen omen, sprawiedliwości, sąd zamienił dożywocie na 25 lat pozbawienia wolności.

Trudno nawet sobie wyobrazić, co w więzieniu może czuć skazany niewinnie człowiek. We wspomnianym wyżej artykule Wprost Czesław Kowalczyk mówi: „Czasami wierzysz, że to się zaraz skończy, za chwilę tracisz na wszystko nadzieję i nic ci się nie chce. A potem budzisz się o 3 w noc i piszesz kolejne wnioski. Więzienie to jest dzień świstaka. Każdy poranek jest taki sam, każdy spacer jest taki sam, robisz te same kółka na tym samym spacerniaku. Zmienia się tylko pogoda, ale tego nie czujesz, bo nie widzisz trawy, drzew, słońca ani ludzi”.

Kowalczyk wychodzi na wolność. Stracił właściwie wszystko

Kowalczyk wyszedł na wolność dopiero w 2011 roku. Jeden z gangsterów poszedł na współpracę z prokuraturą i szczegółowo opisał morderstwo z 1998 roku. Wskazał też na rzeczywistych zabójców instruktora jazdy. Decyzją sądu, po 12 latach Kowalczyk opuścił mury więzienia.

Nastąpił czas dramatycznych podsumowań: w trakcie odsiadki Kowalczyka opuściła narzeczona, a jego dom zamienił się w ruinę. 45-letni mężczyzna stracił też kontakt z nastoletnim już synem.

Sąd przyznaje ponad 2.8 mln złotych odszkodowania. Mało, czy dużo?

Kowalczyk postanowił jeszcze raz zmierzyć się z polskim wymiarem sprawiedliwości i zawalczył o finansowe zadośćuczynienie. W zeszłym roku gdański Sąd Okręgowy przyznał mu 2.7 mln złotych odszkodowania. Kowalczyk chciał jednak 15 milionów złotych, odwołał się więc od wyroku.

Jak podaje Radio Gdańsk, w tym tygodniu Sąd Apelacyjny podwyższył kwotę odszkodowania dla Kowalczyka o ponad 125 tysięcy złotych. Zadośćuczynienie za 12 lat w więzieniu, zdaniem sądu, powinno wynosić nieco ponad 2.8 miliona złotych. Być może Kowalczyk będzie odwoływał się jeszcze od tego wyroku.

W 2013 roku zatrzymano Zbigniewa Drzewuckiego. Czy to on strzelał do Adama K.?

A co z rzeczywistymi sprawcami morderstwa na Lipcach?

W 2013 roku w Anglii został zatrzymany Zbigniew Drzewucki, podejrzewany o zabójstwo na Lipcach. Na naszą skrzynkę redakcyjną anonimową wiadomość, w której poinformowano nas, że Drzewucki został zatrzymany w Anglii na lotnisku Doncaster-Sheffield. Poszukiwany miał mieszkać pod fałszywym nazwiskiem w Bradford. W rozmowie z nami potwierdzili to później policjanci.

Mężczyzna był ścigany listem gończym, prokuratura podejrzewała go o ponad sto przestępstw, jednym z nich było morderstwo przy stadninie koni w Lipcach.

CZYTAJ TAKŻE: Podejrzany o zabójstwo w Lipcach zatrzymany... po 14 latach