Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2016-08-17 18:21:00
Miłość to dawanie siebie, wzajemny szacunek i częsta rozmowa, także o trudnych sprawach – mówi nam 83-letnia pani Ola, która od kilkudziesięciu lat na Oruni udziela nauk przedmałżeńskich. Nasza rozmówczyni to także pielęgniarka, radiotelegrafista, swego czasu jeżdżąca na motorze i siedząca za kółkiem ukochanego malucha. Jako dziecko została wywieziona do Kazachstanu i cudem uniknęła tam śmierci.
- Na czym polega poradnictwo przedmałżeńskie? Jest trochę psychologii rozwojowej, mówimy też o religii. Ale wiele czasu poświęcamy na rozmowę na temat miłości. Pytam kobietę i mężczyznę, czym wobec nich jest miłość – mówi pani Ola, z którą rozmawiam w jej mieszkaniu na ulicy Rubinowej.
Moja rozmówczyni ma 83 lata, a od kilkudziesięciu lat udziela w oruńskich kościołach nauk przedmałżeńskich, swego czasu dawała tutaj także lekcji religii.
"Te trzy słowa są najważniejsze"
- I co ludzie odpowiadają? - dopytuję. - Różnie. Niektórzy mają problem, by odpowiedzieć, czym jest miłość. Naprawdę nie wiedzą. Ale tu przecież nie o definicję chodzi. Miłość to po prostu wzajemny szacunek. Miłość to świadomość, że musimy w naszym życiu zrobić miejsce dla kogoś innego. Miłość jest dawaniem siebie.
- W ogóle to w związku muszą być obecne trzy słowa. Mówił o tym ostatnio ojciec Święty. Słyszał Pan to może?
Przyznam, że nie jestem osobą zbytnio religijną i wystąpień papieża raczej nie słucham. Kręcę przecząco głową. Pani Ola, która przez kogoś mogłaby zostać osądzona jako ultrakatoliczka, wcale mnie jednak nie osądza. Odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z nad wyraz pogodną, ale i silną kobietą, która ma konkretne przekonania. Ot chociażby takie, że aborcja to morderstwo.
- Te trzy słowa to: przepraszam, dziękuję i proszę. Potrzeba również rozmawiać ze sobą i z dziećmi. Czasem jest problem, bo mężczyzna i kobieta widzą świat inaczej. Kobieta pyta: czemu nie mówisz mi, że mnie kochasz? A on odpowiada: jak to ci nie mówię? Przecież ostatnio umyłem nasz samochód – mówi orunianka. - To jest oczywiście anegdota, ale coś w tym jest. Kobieta i mężczyzna są inaczej skonstruowani psychicznie, trzeba jakoś się porozumieć.
"Zasiedzenie", czyli jak można świętować bycie razem
- Tylko jak to zrobić? - pytam nieco filozoficznie.
- Jak się chce, to można. Słyszał Pan o „zasiedzeniu”?
Po raz drugi znów nie wiem o co chodzi. - Zasiedzenie praktykowane jest niekiedy we Francji. Jeżeli małżeństwo miało ślub, dajmy na to, 15 sierpnia, to piętnastego każdego miesiąca będą uroczyście obchodzić tę datę. Może to być kolacja, wspólne wyjście do kina. Ale co najważniejsze, w ten dzień kobieta i mężczyzna rozmawiają ze sobą właśnie o ostatnim miesiącu. Mówią sobie, co było dla nich najmilsze, a co ich zraniło.
Chwilę rozmawiamy też (to znaczy ja słucham) na temat kobiecej płodności i metod planowania ciąży. Temat nie leży za bardzo w moich zainteresowaniach, ale te sprawy poruszane są także na naukach przedmałżeńskich. Pani Ola musi więc dzielić się z przyszłymi małżonkami również i takimi spostrzeżeniami, choć są i wyjątki. - Czasami na naukach przedmałżeńskich trafiają się pary w wieku 60 i 70 lat. Tam już na temat planowania ciąży nie muszę mówić – uśmiecha się moja rozmówczyni.
"Gdy miałam sześć lat, przeżyłam objawienie"
Pani Ola ma jeszcze wiele historii do opowiedzenia. Nic w tym dziwnego, bo 83-latka wiodła ciekawe życie. Była pielęgniarką, radiotelegrafistką, jeździła na motorze (bez prawa jazdy) i szalała za kółkiem swojego ukochanego malucha, który niestety kilka lat temu został jej skradziony.
Była szczęśliwie zakochana, miała wspaniałego męża (zmarł ponad 20 lat temu na raka trzustki), doczekała się trójki dzieci i piątki wnucząt.
W 1939 roku, gdy miała sześć lat wspólnie z rodziną (bez ojca, którego aresztowano wcześniej), decyzją władz ZSRR została wywieziona do Kazachstanu. Tam nabawiła się nieznanej choroby (w wiosce nie było lekarza) i cudem uniknęła śmierci. - Leżałam umierająca i wtedy przeżyłam objawienie. U wezgłowia zobaczyłam kobietę, ubraną w czerń. Następnego dnia poczułam się lepiej i wyzdrowiałam – wspomina.
Czas na spisanie wspomnień. Kibicuję pani Oli
Historii z Kazachstanu jest więcej i być może ujrzą one światło dzienne, bo pani Ola szykuje się do spisania wspomnień swoich i wspomnień swojej mamy. - Wiem, że muszę się spieszyć. Muszę ocalić te wspomnienia od zapomnienia. Czy Pan wie, że spryt mojej mamy pozwolił na wydostanie z Kazachstanu kilkunastu polskich rodzin? Długo by opowiadać...
Kibicuję pani Oli i liczę, że uda mi się taką książkę przeczytać. - Dziękuję Panu za dobre słowa. Nie mam już męża, mama mi zmarła. Jestem sama, ale na pewno nie samotna. Mam sporo czasu, ale ja tak bardzo nie lubię pisać. No cóż, trzeba wziąć się w garść i spisać to wszystko. Chociażby z szacunku dla mojej mamy.