Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2016-11-25 00:50:00
Mieszka na Oruni i od kilkudziesięciu lat tworzy szable, rapiery, topory, czy pistolety skałkowe. - Czasami się śmieję, że mam już w swoim dorobku tyle eksponatów, że mógłbym uzbroić cały batalion – mówi nam 64-letni Stanisław Edut, mieszkaniec ulicy Ramułta.
Zaczynał w latach 70., kiedy jako nastolatek robił dla płci pięknej bransoletki i pierścionki. By stworzyć przykuwające oko cacka używał wtedy drutu i blachy. Profesjonalnie zrobiło się, kiedy jako młody mężczyzna dostał pierwsze zamówienie w Cepelii. Pracy było tak dużo, że po prostu nie nadążał. - Rękodzieło zawsze jakoś miałem w głowie – mówi w rozmowie z nami Stanisław Edut, dziś 64-latek.
Mieszkańca Oruni można określać tutaj różnie: złota rączka, rusznikarz, mistrz rękodzieła. Swój niewielki warsztat ma na ulicy Ramułta, ale „większe rzeczy” obrabia w Skowarczu, tam do dyspozycji ma większe pomieszczenie.
Przy okazji, pan Stanisław to też wielki miłośnik gry na dudach - widać to na zdjęciach, które prezentujemy w niniejszym artykule.
W jego kolekcji zobaczymy rekonstrukcje historycznych toporów, szabli kawaleryjskich, rapierów flamandzkich, czy pistoletów skałkowych. Te ostatnie nie są traktowane jako broń, pod warunkiem, że oryginały powstały przed 1850 rokiem. - Muszę się pilnować, nie chcę mieć policji na karku – żartuje pan Stanisław.
64-latek pokazuje mi zdjęcia niektórych eksponatów, które wykonał. Szczególne wrażenie robi na mnie miecz dwuręczny. - Ma 191 centymetrów długości. Dawniej był używany przez ochronę królów. Miecz był tak długi, że wprawny rycerz mógł nim ściągnąć jeźdźca z konia - dostaję szybką lekcję historii.
Pan Stanisław tworzy swoje dzieła, a później sprzedaje je kolekcjonerom, głównie z Polski. - Ta praca to moja pasja. Łatwo nie jest, bo rynek jest zalewany przez wyroby fabryczne z Hiszpanii, Włoch, czy Niemiec. Mimo wszystko, to co stworzę, udaję mi się sprzedać – mówi nasz rozmówca.
W ciągu miesiąca pan Stanisław jest w stanie wykonać na przykład kilka egzemplarzy pistoletów. W swoim warsztacie 64-latek ma walcarkę, wszystkie narzędzia jubilerskie (bohater niniejszego artykułu tworzy też biżuterię), tokarkę zegarmistrzowską. - Czasami praca wciąga mnie tak bardzo, że „dłubię” kilkanaście godzin dziennie. Żona woła mnie na obiad, a ja nie chcę przerywać pracy, boję się, że stracę wenę.
Nasz rozmówca nie ukrywa, że chciałby komuś przekazać swoje umiejętności. - Może ktoś byłby zainteresowany, i chciałby się ode mnie czegoś nauczyć? - zastanawia się.
Najprawdopodobniej już niedługo umiejętności pana Stanisława będzie można podziwiać na spotkaniach w ramach projektu ZDolna Orunia.