Przejęła od miasta lokal "za złotówkę" i otworzyła na Podmiejskiej sklep z butami

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2017-07-07 16:58:00

- Dopóki ludzie będą kupować buty, dopóty będę się tutaj kręcić – mówi nam Karolina Missa-Dolna, 25-latka, która kilka tygodni temu otworzyła swój sklep na Oruni. Lokal na ulicy Podmiejskiej wynajęła od miasta i w ramach programu „lokal za złotówkę” ponosi teraz znikome koszty.

- Przychodzą do mnie nie tylko oruniacy, ale też ludzie z Pruszcza, Tczewa, Kowal, czy Chełmu. Dziennie mam około 20 paragonów ze sprzedaży, do tego dochodzą jeszcze internetowe zamówienia. Na brak pracy nie narzekam, interes się kręci – uśmiecha się 25-letnia pani Karolina, mieszkanka Zakoniczyna, właścicielka sklepu „Modnie i wygodnie”, który od niedawna funkcjonuje na ulicy Podmiejskiej.

"Opłaty są tutaj śmiesznie niskie. Mniejsze koszty dla mnie, to także tańsze buty dla klientów"

Panią Karolinę do Oruni przyciągnęła okazja, jaką stworzyło miasto. W ramach programu „Lokal za złotówkę” magistrat wystawił 10 lokali komunalnych. Były adresy z Wrzeszcza, Oliwy, a także trzy miejsca położone na Oruni.

Mowa o Żuławskiej 101, Sandomierskiej 10 i Podmiejskiej 9. Ten ostatni przypadł do gustu pani Karolinie.

Po dopełnieniu wszystkich formalności (rozmówczyni naszego portalu zapewnia, że nie było to trudne, ale było czasochłonne) i wpłaceniu wadium (w tym przypadku było to 234 zł), pani Karolina uzyskała klucze do lokalu.

- Zgodnie z umową z miastem za pierwszy rok użytkowania lokalu będę płacić złotówkę za metr kwadratowy. Sklep ma nieco ponad 16 m2, więc płacę około 16 zł miesięcznie. Do tego dochodzą opłaty typu woda, czy prąd. Wszystkie koszty razem są tutaj naprawdę śmiesznie niskie. Gdybym miała wynająć lokal na wolnym rynku, to musiałabym tylko za czynsz zapłacić 1500 złotych – podkreśla.

Początki były trudne

- Mniejsze koszty dla mnie, to także tańsze buty dla klientów. Nie muszę podnosić marży – dopowiada.

Nie wszystko w tej historii jest jednak takie różowe. - Całe pomieszczenie wymagało generalnego remontu. Zrywaliśmy podłogi i tapety, natknęliśmy się na stary tynk, odpadała ściana. Musieliśmy włożyć kilka tysięcy złotych, a prace trwały parę tygodni. Gdyby nie pomoc znajomych, to chyba bym zrezygnowała – wspomina pani Karolina.

25-latka, która mieszka na Zakoniczynie, mówi nam, że nie miała żadnych obiekcji, by otwierać swój biznes na Oruni. - Żyją tu normalni ludzie, a buty przydają się każdemu – mówi.

Zdarzają się specyficzni klienci

- Oczywiście, że zdarzają się specyficzni klienci. Ktoś na przykład przychodzi i pyta, czy może wziąć buty na jeden dzień i oddać jutro. Ktoś inny prosi, bym pozwoliła mu wziąć buty, bo „żona nie wychodzi z domu, a chce je przymierzyć”. Zdarza się też, że odwiedzają mnie osoby, i proszą, bym pozwoliła im wejść do piwnicy pod lokalem. Mają przy sobie wykrywacz metali, i chcą szukać poniemieckich pamiątek – opowiada gdańszczanka.

A propos historii, to mieszkańcy Podmiejskiej, którzy odwiedzają sklep, opowiadają pani Karolinie o poniemieckich znaleziskach w ich kamienicach. - Ktoś kiedyś remontował mieszkanie i znalazł w ścianie poniemieckie sztućce. Ponoć w piwnicach można było też znaleźć sporo porcelany.

Wracając do teraźniejszości, pani Karolina podpisała z miastem umowę na 10 lat. - Dopóki ludzie będą kupować buty, dopóty będę się tutaj kręcić – uśmiecha się.

- Myślę też nad otwarciem drugiego sklepu, gdzieś w okolicach Przymorza. Klienci już teraz narzekają, że nie mam w sprzedaży obuwia dla dzieci i mężczyzn. Ale nie mam po prostu tutaj miejsca na dodatkowy asortyment.