Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2018-07-03 18:21:00
To jest po prostu wstyd - miasto nie dość, że nie konsultuje rozwiązań z autorami projektów do budżetu obywatelskiego, to jeszcze wydaje pieniądze podatników na nie do końca przemyślane inwestycje. Tę odważną tezę obrazuje poniższa historia z ulicy Gościnnej.
Kilka miesięcy temu pisaliśmy o nowej inwestycji na Oruni - w okolicy Gościnnej powstał chodnik, który połączył oruński rynek z przejściem podziemnym przy ulicy Junackiej. O takie rozwiązanie od wielu miesięcy zabiegała tutejsza szefowa rady dzielnicy Agnieszka Bartków.
Inwestycji przyklasnęło wielu mieszkanców Oruni, bo nowe przejście było dla wielu bardzo potrzebne. Przedsięwzięcie zostało zrealizowane w ramach budżetu obywatelskiego. Wniosek złożyła Bartków, a projekt budowy chodnika zwyciężył w internetowym głosowaniu. Miasto nie miało wyjścia i musiało taką inwestycję wykonać.
Chodnik zbudowano na raty. Położono płyty, później je rozebrano i zdecydowano się na inne rozwiązanie
Ogłoszono przetarg, wyłoniono wykonawcę. Budowa ruszyła. Prace zakończyły się pod koniec zeszłego roku, a urzędnicy musieli jeszcze odebrać inwestycję od wykonawcy. W takim odbiorze powinna uczestniczyć autorka (Bartków) projektu, ale nie mogła tego zrobić, bo w tym czasie jej synek był w szpitalu. - Nie dostałam żadnego protokołu z odbioru. Nie dostałam żadnej informacji, że w projekcie są nowe uwagi - mówi nam Bartków.
A uwagi się pojawiły. Okazało się, że na odcinku nowego chodnika przy Gościnnej urzędnicy zgodzili się na położenie tzw. warstwy żywicznej. W teorii warstwa ta przepuszcza lepiej wodę, a urzędnicy argumentowali, że będzie to z pożytkiem dla okolicznych drzew. Na takie proponowane rozwiązanie nie chciała zgodzić się wcześniej Bartków. Przekonywała, że w Gdańsku nie stosuje się takich rozwiązań, że mieszkańcy wolą "zwykłe" płyty, a warstwa żywiczna nie będzie dobrze wyglądać, i będzie rozwiązaniem zbyt drogim.
Jej uwag nie uwzględniono, ale w rozmowach telefonicznych urzędnicy informowali ją, że w związku z tym, że jest listopad i grudzień wykonawca nie położy już warstwy żywicznej, bo jest po prostu zbyt zimno. I że chodnik będzie składał się jednak z płyt. - Byłam przeszczęśliwa, na każdym etapie rozmów mówiłam, że warstwa żywiczna to zły pomysł.
Autorce projektu nikt nic nie powiedział. W maju ruszyła rozbiórka chodnika
Barktów nie dostała jednak protokołu z odbioru. Nie dostała też informacji, że wykonawca dogadał się z urzędnikami ws. warstwy żywicznej. Miała ona zostać położona później, w maju, jak już poprawi się pogoda. Ułożone płyty były więc rozwiązaniem tymczasowym. - O tym nie wiedziałam. Gdybym o tym wiedziała, to między grudniem a majem głośno bym protestowała i robiła wszystko, by takiej warstwy żywicznej nie było.
W maju wykonawca wziął się więc ponownie do pracy i zaczął rozbierać płyty chodnikowe, które z powodzeniem funkcjonowały od kilku miesięcy. - Pan inspektor nawet mnie o tym nie poinformował, że rozbierają płyty i kładą warstwę żywiczną. Dowiedziałam się o tym od mieszkańców, że trwają jakieś prace na nowym chodniku.
Szefowa rady dzielnicy była mocno zdziwiona i próbowała ustalić, o co właściwie chodzi. Zaczęły się maile i telefony do różnych urzędów w Gdańsku. Bartków stanowczo sprzeciwiała się rozbiórce chodnika, ale urzędnicy zbagatelizowali jej obawy.
Ulewa zniszczyła "nowy" chodnik. Fuszerki ciąg dalszy
Nowa warstwa stała się faktem. - Po dwóch dniach od położenia nowej warstwy, w Gdańsku spadł ogromny deszcz. Nowy chodnik zaczął się po prostu rozpadać, pojawiły się wielkie dziury. Zadzwoniłam i zapytałam, czy to zostało już odebrane. Powiedziano mi, że jeszcze nie - relacjonuje nasza rozmówczyni.
Dopiero po kilku tygodniach przyjechał wykonawca, ale tylko po to, by zakleić dziury. Bartków zadzwoniła do miejskiego inspektora, i zapytała, czy tak ma to wyglądać. - 21 czerwca inwestor powiedział mi, że on dał zalecenie wykonawcy, że ma zerwać warstwę żywiczną i położyć ją od nowa. O żadnym łataniu nie miało być mowy.
Okazało się jednak, że zapewnienia urzędników to jedno, a rzeczywistość w Gdańsku to drugie. Warstwy nowej nie ma, są za to mało estetyczne łaty. Ludzie mają teraz pretensje do radnych dzielnicowych. Inni pytają, jak to możliwe, że miasto jest tak niegospodarne, że wydaje pieniądze w taki sposób, i że nie konsultuje rozwiązań z autorami projektów do budżetu obywatelskiego.
Urzędnicy, wyjaśnijcie, czy tak to miało wszystko wyglądać?
Bartków mówi o niekompetencji przynajmniej kilku urzędników. Chce, by ktoś wreszcie potraktował ją poważnie i dał oruniakom konkretne obietnice. - Od początku mówię, że chcę w tym miejscu płyty. Warstwa żywiczna jest dużo droższa, i bardzo rzadko spotykana w Gdańsku. Nie rozumiem, skąd taki nacisk w mieście, by taką warstwą kłaść.
Czekamy na odpowiedź urzędników. O komentarz poprosiliśmy też prezydenta i radnych. Sprawa dla kogoś może wydawać się błaha, ale dla innego może ona jak w pigułce pokazywać, jak bardzo miasto nie radzi sobie w tego typu historiach.