Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2018-09-13 13:17:00
Mieszkańcy Ubocze 24 są wściekli na urzędników. Ich zdaniem administracja w ogóle nie dba o to miejsce, a najbardziej rażącym dowodem jest brak reakcji na problem robactwa w budynku. Przedstawiciele GZNK mają swoje tłumaczenia, ale dopiero dzisiaj - po kilku miesiącach - udało im się wejść do mieszkania, gdzie mogły zalęgnąć się karaluchy. Głos zabierają tutaj też policjanci i nie jest to dobra wiadomość dla lokalnego BOM.
- Kilka miesięcy temu w naszym budynku zmarła sąsiadka. Starsza kobieta zbierała śmieci i wpuszczała do domu gołębie. Mieszkanie nie zostało posprzątane. Podejrzewam, że największa plaga robactwa wychodzi stamtąd. Trzeba też wspomnieć też o tym, że w budynku jest bardzo brudno, a po sprzątaniu klatki unosi się brzydki zapach, a poręcze się całe kleją - mówi nam pani Jolanta, mieszkanka ulicy Ubocze 24.
Dlaczego to mieszkanie było tak długo zamknięte?
To właśnie tamtejsi mieszkańcy mają teraz problem z karaluchami, które rozpleniły się po całym budynku. O sprawie pisała lokalna Gazeta Wyborcza, tematem interesują się też telewizje.
Budynek należy do miasta, i w jego imieniu administruje nim Biuro Obsługi Mieszkańców nr 4. Administracja dopiero dzisiaj weszła do mieszkania zmarłej kobiety, mieszkania, które mogło być siedliskiem robactwa.
- Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego urzędnicy wcześniej się tym nie interesowali? Pisaliśmy przecież w tej sprawie - komentują mieszkańcy.
Rzecznik Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych tłumaczy, że kilka miesięcy temu mieszkanie zostało zabezpieczone przez policję. Funkcjonariusze musieli sprawdzić, czy starsza kobieta zmarła z przyczyn neutralnych, czy też zamieszane tutaj były inne osoby. Drzwi zostały więc zaplombowane i nikt legalnie nie mógł wejść do środka.
Policja i gdańscy urzędnicy mają dwie różne narracje. Kto tutaj zawinił?
Okazało się jednak, że prokuratura zakończyła swoje postępowanie już w czerwcu, decydując się na umorzenie sprawy. Dlaczego więc od czerwca mieszkanie wciąż stało zamknięte? - Nic o tym nie wiedzieliśmy, policja nas nie informowała - odpowiada Strug.
Tutaj jednak pojawia się pewien kłopot dla urzędników. Głos zabierają policjanci, a ich narracja jest nieco inna. - Od momentu zakończenia śledztwa, nie było żadnych przeciwwskazań, żeby administrator budynku w ramach swoich kompetencji wszedł do tego mieszkania. Kluczami dysponowała również rodzina zmarłej - mówi nam Karina Kamińska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
Strug twierdzi, że policja powinna poinformować administrację o zakończonym postępowaniu. Nie jest jednak w stanie powiedzieć, dlaczego ludzie z BOM sami nie pytali o to mieszkanie na policji. W jej narracji pojawia się dwumiesięczna dziura.
Dopiero pod koniec sierpnia kierownik BOM nr 4 miał ustalić, że postępowanie się zakończyło, i że klucze trafiły do rodziny zmarłej kobiety. Mieszkańcy twierdzą jednak, że problem z zaplombowanym mieszkaniem zgłaszali do administracji wcześniej. Strug przyznaje, że takie informacje od mieszkańców docierały, i że to była przyczyna, dla której BOM wysłał już oficjalne pytania do policji ws. zaplombowanego lokalu.
31 sierpnia, co potwierdza nam Strug, BOM zgłosił sie do krewnej zmarłej kobiety i wezwał ją "do wydania lokalu w terminie 7 dni od dnia otrzymania pisma".
- 10 września w rozmowie telefonicznej krewna zmarłej poinformowała administratora terenu, że pisemnie ustosunkuje się do otrzymanego wezwania. Mając jednak na względzie uciążliwość sytuacji, wynikającej z braku możliwości przeprowadzenia dezynsekcji w lokalu po zmarłym najemcy, wysłano kolejne wezwanie do natychmiastowego opróżnienia i wydania lokalu - mówi Strug.
Mieszkanie wreszcie zostało dzisiaj otwarte. BOM przestraszył się dziennikarzy, czy wziął się do roboty?
A dzisiaj dopowiada: - Postanowiliśmy nie czekać na odpowiedź tej osoby. Wchodzimy do tego mieszkania, sprzątamy je, i przygotowujemy się do dezynsekcji.
Tak też się stało, mieszkanie zostało otwarte i trwa jego oczyszczanie. Ale problem w tym, że narracja BOM jest zupełnie różna od naszych ustaleń na policji. Z nieoficjalnych informacji wynika, że już w lipcu rodzina zmarłej skontaktowała się z administracją, by oddać klucze do mieszkania. Miała usłyszeć od pracownika BOM, że ma miesiąc na zabranie rzeczy z mieszania zmarłej, i że administracja ma swoje klucze. - To jest nieprawda. Tak nie było. O tym, że postępowanie policji się zakończyło, kierownik BOM nr 4 dowiedział się dopiero pod koniec sierpnia - ripostuje Strug.
Rzecznik GZNK uważa, że w całej sprawie administracja zachowała się tak jak powinna się zachować. Jej zdaniem to stróże prawa popełnili tutaj błąd. - Policja powinna przekazać klucze właścicielowi mieszkania, czyli powinna nam zwrócić te klucze. A wydała je osobie nieuprawnionej - uważa Strug.
Policjanci widzą całą sprawę inaczej. - To administrator powinien się interesować losem tego mieszkania i powinien dopytywać w tej sprawie już znacznie wcześniej - ripostuje jeden z funkcjonariuszy.