To mieszkańcy Żuławskiej 5 są tutaj gospodarzami, nie urzędnicy. Zadbane podwórko nie zrobi się samo

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2018-11-21 18:50:00

Jak to możliwe, że na jednym podwórku jest czysto i schludnie, a tuż obok śmieci dosłownie wysypują się z kubłów i nikt o nic nie dba? Na Oruni takich kontrastów nie brakuje. Wielu mieszkańców zamiast – mówiąc kolokwialnie – ogarnąć razem swoje obejście woli psioczyć na miasto. Ale czy takie narzekanie coś zmieni?

Jeszcze kilka lat temu podwórko przy Żuławskiej 5 nie różniło się zbytnio od sąsiednich widoków. Niekoszona trawa, wiecznie przepełnione kubły na śmieci, parkujące gdzie popadnie samochody. Słowem, jeden wielki chaos. A wśród mieszkańców poczucie, że to co za oknem „nie jest moje”. Nie trzeba dodawać, że gdy ludzie nie czują się za coś odpowiedzialni, mała jest szansa, że będą o to dbać.

Dwie opcje dla mieszkańców. Albo na nic nie masz wpływu, albo jesteś gospodarzem

W tym momencie mieszkańcy Żuławskiej 5 mieli dwie możliwości. Mogli albo narzekać na urzędników (bo ich podwórko należało do miasta), że „nic nie robią” i tym samym godzić się na przykre widoki za swoim oknem. Mogli też wziąć sprawy w swoje ręce. Nie jednak na zasadzie jednorazowej akcji w stylu czynu społecznego, a w sposób przemyślany i konstruktywny. Tak, by wreszcie na swoim podwórku mogli poczuć się jak gospodarze.

Właśnie na drugą opcję postawiła większość lokatorów Żuławskiej 5. - Oczywiście w teorii miasto powinno dbać o podwórka. Ale zawsze zasłania się brakiem pieniędzy. Mieliśmy tego dość – mówi nam Tomasz Jasiński z Zarządu Wspólnoty budynku Żuławska 5, mieszkaniec Oruni od 45 lat.

Nasz rozmówca wspomina, że jeszcze kilka lat temu podwórko przed jego blokiem to była właściwie tylko piaskownica i goły trawnik. Na takim podwórku mało kto chciał spędzać swój czas. Również i kwestia odpadów nie była odpowiednio uregulowana. Mieszkańcy mogli jedynie pomarzyć o zadbanej, czystej i zamkniętej wiacie śmietnikowej.

Czy administrator waszego budynku się sprawdza? Mieszkańcy mają decydujący głos

Jasiński, który był jednym z inicjatorów zmian, postanowił wejść do wspólnoty mieszkaniowej Żuławskiej 5. To ważne – bo wiele osób wciąż nie ma zielonego pojęcia, że to zarząd wspólnoty ma duży wpływ na poczynania administratora budynku, a nie odwrotnie.

Jeżeli więc administrator (odpowiedzialny np. za wynajem firm sprzątających budynek) się nie sprawdza, mieszkańcy mają prawo go zmienić. Tak też się stało na Żuławskiej 5. Była to pierwsza jaskółka tutejszych zmian, ale oczywiście niejedyna.

Później mieszkańcy Żuławskiej 5 poszli za ciosem i postanowili wydzierżawić od miasta swoje podwórko. Jak wspomina Jasiński, kilka lat temu był to wydatek rzędu około 1200 złotych plus podatek. Oczywiście mowa tutaj o całym budynku Żuławska 5, który liczy 60 mieszkań. Oznacza to, że jedna rodzina w skali roku musiała zapłacić około 20 złotych.

Dzierżawa kluczem do zmian. Mieszkańcy zrobili to, co chcieli na swoim podwórku

Dlaczego dzierżawa podwórka była tak istotna? W dużym skrócie można powiedzieć, że dzierżawcy podwórek mogą robić wszystko to, co przysługuje właścicielowi terenu. Z jednym wyjątkiem: dzierżawca może poddzierżawiać teren i czerpać z tego korzyści, ale nie może ich wydatkować na nic innego jak na koszty związane z remontem lub utrzymaniem podwórka.

Mieszkańcy Żuławskiej 5 nie chcieli jednak podnajmować swojego podwórka. Chcieli na nim konkretnych zmian. Gdy stali się dzierżawcami, mogli nareszcie spróbować wcielić swoje pomysły w życie. Oczywiście ich propozycje musiało jeszcze „przyklepać” miasto, ale urzędnicy nie robili tutaj zbyt wiele problemów.

- Zagospodarowaliśmy teren pod miejsca postojowe, piaskownicę. Wymieniliśmy krawężniki, wyremontowaliśmy chodnik, ustawiliśmy wiaty śmietnikowe – wylicza Jasiński.

Nawet jak dzierżawisz podwórko, możesz starać się o pieniądze z miasta

Co ciekawe, mieszkańcy nie robili tego tylko z własnej kieszeni. Jasiński wyszukał kilka miejskich programów dla podwórek i wspólnie z sąsiadami spróbował aplikować o małe granty. Niewielkie środki udało się im pozyskać m.in. z projektu „Zielona Ławeczka”. W tym przypadku warunkiem niewielkich zmian na podwórku było zaangażowanie samych mieszkańców. - To była praca społeczna. Przyszło kilkanaście osób. Razem pracowaliśmy na naszym podwórku – wspomina Jasiński.

Mieszkańcy Żuławskiej 5 weszli też do programu „Wspólne Podwórko”. Tutaj potrzebny był już wkład własny, ale część pieniędzy (m.in. na wiatę śmietnikową) sfinansowało miasto.

Nie wszystko jest takie piękne. Trzeba mieć dużo cierpliwości i grubą skórę

Podwórko Żuławskiej 5 teraz i kilka lat temu to przysłowiowe niebo i ziemia. Ale Jasiński przestrzega przed hurraoptymizmem i poczuciem, że wszystko tutaj jest takie proste.

Przede wszystkim, by wydzierżawić podwórko (a później by wydawać pieniądze na jego zmianę) potrzeba zgody większości lokatorów danej wspólnoty. To nie zawsze jest łatwe – bo część osób w ogóle się niczym nie interesuje, a niektórzy są już z góry nastawieni „na nie”. Po drugie, również i same zmiany na podwórku nie zawsze są po myśli wszystkich, a to rodzi sąsiedzkie konflikty. I po trzecie, nie ma rady, aby być gospodarzem z prawdziwego zdarzenia trzeba poświęcić swój prywatny czas.

Mimo wszystko Jasiński jest przekonany, że warto wziąć sprawy w swoje ręce. Dowodem – jak argumentuje – są zmiany za jego oknem. - Mogliśmy wybrać narzekanie, ale to by nic na naszym podwórku nie zmieniło – komentuje oruniak.