Kiedyś "syf i malaria", dziś zamknięty "park". Orunia nie musi być gorsza

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2020-07-20 13:31:00

Te zdjęcia różni siedem lat. Widoki z 2013 roku pokazują piaszczyste, zachaszczone podwórko z obdrapanymi kamienicami. Ujęcia z 2020 roku przedstawiają mały park otoczony budynkami i niewielki zadbany ogród. Różne fotografie, ale jedno i to samo miejsce - rejon Traktu i Rejtana. Tak wielką zmianę zrobili sami mieszkańcy, którzy nie czekali na miasto. - Czujemy dumę. Dbamy o to, bo to nasze - słyszę.

- Mamy zamknięte podwórko. Zadbane, utrzymane, pilnowane. Kwiaty, ogródek, miejsce dla parkowania. Ale i miejsce na grilla, miejsce do siedzenia z sąsiadami. I miejsce dla dzieci - opowiadają mi mieszkańcy ulicy Rejtana i z dumą pokazują swoje podwórko.Teren scala trzy wspólnoty: Trakt św. Wojciecha 89, Rejtana 1b i Rejtana 1c.

Orunia nie musi być gorsza

Siedem lat temu miejsce to wyglądało zupełnie inaczej. Brudne, zahaszczone, piaszczyste, z obdrapaną elewacją. I z pijaczkami, którzy wchodzili tutaj załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne. Jeżeli ktoś wierzył w stereotyp Oruni jako dzielnicy, która zawsze jest "tą najgorsza", wchodząc na to podwórko tylko utwierdzał się w tym przekonaniu. Trudno wyobrazić sobie kogoś, kto miał nieco więcej pieniędzy w portfelu, by chciał tutaj zamieszkać. Ten fragment Oruni - podobnie jak wiele innych - po prostu odstraszał, a przypadkowi ludzie, którzy tutaj zawitali chcieli jak najszybciej zostawić to miejsce za sobą.

Wystarczyła jednak drobna (z perspektywy całego miasta) akcja, by podwórko przeszło kompletną metamorfozę. Mowa o tzw. rewolucji podwórkowej, o której na portalu pisaliśmy wielokrotnie. Jej twarzą jest menadżer Gościnnej Przystani Przemysław Kluz, który nie boi się przyznać, że projekt miał swoje sukcesy, ale i porażki. Jak mówi, niektóre podwórka zmieniły się tylko na chwilę, bo niedługo później miasto wyburzyło okoliczne budynki i rewitalizowany adres poszedł w odstawkę. Zdarzają się jednak podwórka, które zdaniem Kluza można stawiać za wzór - rozmówca naszego portalu wymienia tutaj m.in. wspomniane wyżej budynki przy Rejtana.

By rewolucja się udała, muszą zostać spełnione dwa warunki

"Rewolucja" ma kilka zasad. Po pierwsze, to mieszkańcy (nie urzędnicy) aktywnie działają przy zmianach na swoim podwórku, to oni wspólnie z Gościnną Przystanią projektują teren na nowo, a później własną pracą fizyczną wcielają go w życie. Po drugie, gdy projekt się kończy, mieszkańcy wciąż mają wiele pracy. To oni muszą utrzymywać swoje podwórko, dbać o nie, zabiegać o kolejne, drobne inwestycje. Słowem, nie ma tak, że ktoś robi tutaj coś za mieszkańców. Ci ostatni dostają wprawdzie niewielką pomoc (Gościnna Przystań zapewnia niewielkie finansowanie zmian na podwórku i służy wsparciem eksperckim), ale ostatecznie to od mieszkających w okolicy ludzi zależy, jak ich podwórko będzie wyglądać za rok, trzy, czy pięć lat.

Na Rejtana się udało, co widać siedem lat później. Nie było jednak łatwo. - Nie wszyscy chcieli brać czynny udział w tych zmianach. Nie chcieli się angażować. Byli tacy, którzy uważali, że nie ma co zmieniać. Że jest dobrze, jak jest. Dochodziło do spięć i tarć - mówi Roman Itrich z ulicy Rejtana.

Początki były trudne

Z Itrichem (i jego żoną Dorotą) rozmawiam na ich podwórku. Chwilę wcześniej odwiedzili je także mieszkańcy sąsiednich budynków na Trakcie św. Wojciecha, gdzie obecnie trwa kolejna odsłona rewolucji podwórkowej. Itrichowie dzielili się z nimi swoim doświadczeniem. Dawali konkretne rady i tłumaczyli, jak to możliwe, że w 2013 roku ich podwórko było "syfem i malarią", a siedem lat później jest "zamkniętym parkiem i małym ogrodem". - Zaczęliśmy jako mieszkańcy się spotykać. Wszyscy razem zaprojektowaliśmy wygląd podwórka. Oczywiście byli tacy, którzy nie chcieli w tym uczestniczyć. Ci co chcieli zmian, musieli wspólnie ustalić wizję. Dogadać się, co do miejsc parkingowych, ale i strefy dla dzieci, czy miejsca, gdzie w spokoju można usiąść i wypić kawę - wspominali.

Dyskusje nie były łatwe, ale projekt ujrzał światło dzienne. Wdrożyć go w życie pomagali (co widać na zdjęciach w tym artykule) sami mieszkańcy, którzy dosłownie chwycili za łopaty. Ciężki sprzęt, czy trudniejsze prace - tutaj zasługa leżała już po stronie ludzi z Gościnnej Przystani, którzy nadzorowali cały projekt.

Chcesz pić czy śmiecić? Sorry, ale nie tutaj

Uporządkowano więc kwestie miejsc parkingowych, posadzono zieleń, postawiono ławeczki, zrobiono piaskownicę, a nieco później zamknięto bramę wejściową na podwórko. Od razu zrobiło się spokojniej, bo okoliczni pijaczkowie nagle musieli przyjąć do wiadomości, że mają do czynienia z terenem prywatnym. I z podwórkiem, na którym wielu mieszkańcom po prostu zależy.

Projekt się skończył, ale mieszkańcy poszli za ciosem. Wspólnota mieszkańców podjęła decyzję o wydzierżawieniu podwórka (oznaczało to niewielką podwyżkę do czynszu) i dobrowolnym opodaktowaniu się na rzecz funduszu remontowego. Jak tłumaczą Itrichowie, na zamkniętym podwórku miejsca parkingowe są płatne (50 zł miesięcznie), a pieniądze przeznaczane są na drobne remonty w budynkach. Wspólnota mocno też naciskała na miasto, by włączyli ich kamienice do projektu rewitalizacji. Udało się. Najprawdopodobniej jeszcze w tym roku ruszy remont klatek schodowych w budynkach i ocieplenie (od strony chodnika przy Rejtana).

"Samo się nie zrobiło"

- Mamy fajną wspólnotę, dobry zarząd, ludzie się interesują. Cały czas coś tutaj zmieniamy. A to jakieś rośliny, a to kwiaty. Przyjeżdżają do nas ludzie, którzy znają Orunię raczej z takiej niedrobrej sprawy. I się dziwią: "jak to zrobiliście?". Mówią, że to wygląda jak jakiś prywatny park. Samo się nie zrobiło. To wszystko było okraszone naszym potem i ciężką pracą. Wielu z nas - usłyszałem od Itrichów.

Jest jeszcze jeden wymiar tej całej historii. Taki, który dotyczy portfeli mieszkańców. Tak zadbana przestrzeń za oknem (a także lepiej wyglądające klatki czy elewacje) sprawiają, że rośnie wartość mieszkania. A w opisywanej tutaj okolicy nie brakuje ludzi, którzy już wcześniej wykupili od miasta lokale. I są teraz na swoim, są gospodarzami i decydują o swoim najbliższym otoczeniu.