Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2021-01-21 18:07:00
W ostatnich kilkunastu latach dzielnica Orunia-Lipce-Św.Wojciech straciła co piątego mieszkańca. "Zniknęło" prawie 4 tysiące osób. Statystyka robi jeszcze większe wrażenie, gdy tę część Gdańska porówna się z południowymi rubieżami miasta. Tam przyrost ludzi liczy się w dziesiątkach tysięcy. Dlaczego Orunia się wyludnia i co można zrobić, by odwrócić taki proces?
Niektórzy sądzą, że rewitalizacja tchnie nowe życie w dzielnicę Orunia-Św.Wojciech-Lipce. Trudno jednak sobie wyobrazić, by kilka inwestycji (choć potrzebnych) głównie w rejon ulicy Gościnnej mogło odwrócić negatywny proces.
Proces, który - na pierwszy rzut oka - pozostaje niewidoczny. Ale gdy zajrzeć w statystyki, staje się on bardzo wyraźny.
Wyprowadzka z Oruni, ale nie tylko. Tłoczno na południu Gdańska
Taka oto matematyka, która wynika z oficjalnych miejskich statystyk. W 2004 roku dzielnicę Orunia- Św.Wojciech-Lipce zamieszkiwało 17149 osób. W 2020 roku mieszkańców było już 13468. Jeżeli ktoś lubi liczby, szybko zauważy, że mowa o spadku rzędu 20 procent. Mówiąc bardziej obrazowo: w kilkanaście lat ta część Gdańska (położona kilka kilometrów od centrum) straciła co piątego mieszkańca.
Statystyka robi jeszcze większe wrażenie, gdy porówna się ją z południowymi rubieżami miasta. Tak zwane południowe dzielnice Gdańska, gdzie w ostatnich latach roi się od prywatnych inwestycji mieszkaniowych, a nowe budynki rosną jak przysłowiowe grzyby po deszczu, notują przyrost nowych mieszkańców, który można liczyć w dziesiątkach tysięcy.
Gdy wziąć do kupy tereny Ujeściska-Łostowic, Oruni Górnej-Gdańska Południa, Jasienia, to wychodzi, że w ostatnich 16 latach pojawiło się tam ponad 42 tys. nowych mieszkańców. I patrząc na skalę nowych inwestycji, śmiało można powiedzieć, że przyrost będzie trwał.
Orunia-Św.Wojciech-Lipce nie jest jedyną częścią Gdańska, gdzie spada liczba mieszkańców. W "jedynce" (okręg wyborczy, do którego należy Orunia) od lat wyludnia się m.in. Nowy Port, Przeróbka, Brzeźno, Stogi, czy Rudniki. Ale i w innych częściach taki proces można zaobserować, chociażby w Oliwie, Siedlach, a nawet Śródmieściu.
Kto by chciał mieszkać w takich kamienicach?
Czy może w takim razie w wyludnianiu Oruni, Lipiec i Św.Wojciecha nie ma niczego wyjątkowego? Pesymizmu nie ukrywa tutaj szefowa rady dzielnicy "Orunia-Św.Wojciech-Lipce" Agnieszka Bartków, która od lat alarmuje właśnie w tej sprawie.
- Od lat mówimy urzędnikom, że nasza dzielnica się wyludnia. Wnioskowaliśmy między innymi o zmiany w Studium dotyczące rozszerzenia terenów pod zabudowę mieszkaniową - mówi portalowi MojaOrunia.pl.
Dlaczego ta część Gdańska się wyludnia? - Jest dużo spraw, ale uważam, ze są trzy najważniejsze przyczyny takiego stanu rzeczy. Mieszkańcy poszukują lepszego standardu życia, innego niż ten, który widzą w lokalach komunalnych. Ci, którzy mogą zamieniają się na mieszkania, albo uciekają z dzielnicy.
To gdzie ten zrównoważony rozwój?
Bartków zwraca uwagę, że stan lokali komunalnych "bywa dramatyczny". - Aż trudno czasami uwierzyć, że nadal mieszkają tam ludzie. Do tego w komplecie mamy niski stan terenów gminnych do przyległych budynków. Brak chodników, oświetlenia, zarośnięte tereny, problem z punktami gromadzenia odpadów i wieczny bałagan. Z całą pewnością to wszystko nie zachęca młodych do zamieszkania na Oruni.
Drugą kwestią, która zdaniem Bartków odstrasza od Oruni, są "wiecznie zamknięte przejazdy kolejowe". Jest i trzeci powód. - Brak nowej miejskiej zabudowy mieszkalnej, która jest zapowiadana od lat. Ale na dziś wiemy, że planowane jest budowanie na terenach południowego Gdańska. Zamiast właśnie na terenach Oruni, które przecież leżą tuż centrum Gdańska i Dolnego Miasta.
Bartków puentuje: - Patrząc na statystyki nasuwa się pytanie, o jakim zrównoważeniu miasta jest mowa w przestrzeni publicznej, gdy widzi się tak spore różnice, nie tylko w samych inwestycjach ale przede wszystkim w zaludnianiu i wyludnianiu się różnych Gdańskich dzielnic?
Samospełniająca się przepowiednia
Głos zabiera też menadżer Gościnnej Przystani Przemysław Kluz, który od lat pracuje na Oruni i wielokrotnie zabiegał u urzędników o konkretne inwestycje właśnie w tej części Gdańska.
- Wyludnianie Oruni obserwowane od wielu lat związane jest ze zjawiskiem spiralnego podążania dzielnicy w getto. Tłumaczą je powiązane ze sobą proste czynniki - mówi.
I wylicza: - Chodzi o złą opinię o dzielnicy, którą corocznie potwierdzają w badaniach agenci nieruchomości. To wpływa na prognozowany zysk przez deweloperów, którzy nie uzyskują odpowiedniego zysku z inwestycji i wolą to zrobić w miejscu, które nie kojarzy się z "Orunią". To z kolei powoduje, że ludzie, którzy nawet cenią Orunię za dobrą lokalizację, skomunikowanie i obecne usługi społeczne (szkoły, przedszkola, przychodnię, itd), będą szukali nowego mieszkania na kredyt poza dzielnicą.
Rewitalizacja to tylko początek. Miasto musi mieć konkretny plan na Orunię
Kluz zauważa, że gdy nie ma nowej infrastuktury, nowych budynków mieszkalnych, a ludzie uciekają z dzielnicy, opinia o niebezpiecznej i zdewastowanej dzielnicy jeszcze bardziej się pogłębia.
- W takich sytuacjach potrzebny jest impuls rozwojowy ze strony Urzędu Miasta. Dobrym krokiem jest proces rewitalizacji, ale to dopiero początek. Potrzebne jest wskazanie konkrentych obszarów, przygotowanie ich pod względem prawnym i rozmowy z deweloperami(może jakieś preferencyjne warunki), żeby biznes rozpoczął inwestycję w naszej dzielnicy.
Menadżer Gościnnej Przystani pokłada dużą nadzieję w inwestycji, o której robi się coraz głośniej: - Mam nadzieję, że w trakcie planowania inwestycji PKM na Gdansk Południe uda się zmienić przygotować tereny mieszkaniowe w pasie między Traktem i torami kolejowymi, ul. Sandomierską i Urzędem Wojewódzkim.