Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2022-05-19 09:43:00
Na niedawno wyremontowanym budynku przy Trakcie św. Wojciecha 93 pojawiły się niemieckie napisy, nawiązujące do historii tego miejsca. - Czy naprawdę trzeba pokazywać takie rzeczy w naszym Gdańsku? - pyta jedna z czytelniczek. - Historii nie da się zamalować - mówi w rozmowie z portalem MojaOrunia przedstawiciel konserwatora zabytków, Ryszard Kopittke.
Na Trakcie św. Wojciecha (na odcinku od Sandomierskiej do Dworcowej) trwają remonty kolejnych kamienic. Część z prac odbywa się dzięki miastu i trwającej rewitalizacji, inne - za sprawą zaangażowania lokalnych wspólnot mieszkaniowych.
Zupełnie innego wyglądu nabrał m.in. budynek przy Trakcie św. Wojciecha 93. Odrestaurowana kamienica cieszy oko, a uwagę przykuwają też odświeżone niemieckie napisy. Nie wszystkim jednak nowe widoki przypadają do gustu.
Jedna z naszych czytelniczek uważa, że pokazywanie niemieckich napisów, które nawiązują do Wolnego Miasta Gdańska, nie powinno mieć miejsca. Pyta, kto wyraził zgodę na taką decyzję?
Odpowiedzi udziela nam Ryszard Kopittke, inspektor ochrony zabytków w Wydziale ds. Zabytków Nieruchomych u Pomorskiego Konserwatora. - Od kiedy tylko postawiono rusztowanie przy kamienicy zacząłem przyglądać się pracom remontowym. Pamiętałem, że na elewacji między oknami widoczne były przedwojenne napisy i ciekawił mnie ich dalszy los. Po oczyszczeniu elewacji wyraźnie – ale pozytywnie, zaskoczeni byli nimi robotnicy i konserwatorzy z budowy. Zapowiedzieli chęć pozostawienia napisów, ‘za’ był również zarządca nieruchomości. Zrobiono szybko krótki program prac konserwatorskich. Opracowaniem zajęła się firma Subtitlas, ta sama która odtwarzała napis przy Jana z Kolna czy Biskupiej. Pomocne były również przedwojenne zdjęcia – szczęśliwie kamienica ta została uwieczniona na dwóch fotografiach. Same napisy miały jasne, gołębiowe tło i pierwotnie zakładaliśmy, że pozostanie ono na boniowaniu.
Kopittke podkreśla, że nie ma nic złego w eksponowaniu takich napisów, bo jest to prawdziwa historia Gdańska. - Te napisy nie są czymś nowym. Były doskonale widoczne już wcześniej, wychodząc spod starej żółtej farby. A to najlepiej pokazuje, że historii nie da się zamalować. Rodzina Janzohn z Berlina była właścicielem kamienicy do końca drugiej wojny. Po raz pierwszy pojawiają się w księgach adresowych w 1904 rok. Johann Janzohn z zawodu był hydraulikiem i instalatorem. Dla mnie jako przewodnika, to doskonały punkt do opowiadania historii o dawnych oruniakach - mówi.
- Takich starych szyldów jest w całym Gdańsku znacznie więcej i wiele z nich zachowało się właśnie na Oruni. Mamy szewca, rzeźnika czy fryzjera na Podmiejskiej, sklep kolonialny na Raduńskiej. Wszystkie napisy są dzisiaj doskonale widoczne. Liczę na to, że przyszłe remonty nas jeszcze pozytywnie zaskoczą. W tej chwili opracowywany jest program prac konserwatorskich słupa ogłoszeniowego z ulicy Gościnnej. Tam też mamy napisy w języku niemieckim, prawdopodobnie z adresem biura plakatowego - dopowiada.
Kopittke przypomina, że język niemiecki był językiem urzędowym w Gdańsku, i to nawet za czasów Rzeczypospolitej. - Dla równowagi, z okresu międzywojennego na Oruni mamy też polski napis – Drukarnia Gdańska, na fasadzie budynku Trakt św. Wojciecha 57. W Gdańsku odnajdziemy niemieckie napisy, w innych częściach Polski zobaczymy cyrylicę. Jakiś tydzień temu odnalazłem odnowiony napis w języku rosyjskim po zakładzie aparatów miedzianych przy ulicy Emilii Plater 9/11 w Warszawie. Rosyjska reklama znajdowała się na kamienicy Barskich w Łodzi, nie wiem czy wciąż istnieje - komentuje.
- My też mamy swoje pamiątki po Rosjanach zdobywających Gdańsk w roku 45. Na Starym Przedmieściu i Ołowiance odnajdziemy charakterystyczne napisy Min niet. Wszystkie te napisy w ubiegłych latach, decyzjami czy to Miejskiego czy Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, pozostały wyeksponowane - punetuje rozmówca portalu MojaOrunia.