Chanat oruński
Autor: f.botor, Data publikacji: 2009-07-22 00:00:00
Rozmowa z Jerzym Dżyrdżysem Szahuniewiczem prezesem Narodowego Centrum Tatarów Rzeczypospolitej, które mieści się w Parku Oruńskim.
Skąd Tatarzy na Oruni?
Tatarzy byli przesiedlani po wojnie w różne miejsca w Polsce, w szczególności na tereny Wrocławia, Podlasia, także Gdańska, Gorzowa Wielkopolskiego, Szczecina. Moja babcia i matka uciekały przed NKWD z Wilna do Wrocławia, we Wrocławiu dopadli ich, ale babci i matce udało się uciec. Wybrały się do Gdańska, mimo tego, że NKWD silnie tu działało, ale "najciemniej pod latarnią". Poza tym Gdańsk był miastem portowym, tu przebywali różni ludzie i między nimi łatwiej było się ukryć. Nie wiem, czy podpowiedziała im to intuicja, w każdym razie w Gdańsku się osiedliły i tu zostały.
A pan był wychowywany w tatarskiej tradycji?
Ja wiedziałem kim jestem. Ale nie ujawniałem się ze względu na polityczne względy. Zresztą, kategorycznie zabroniła mi tego babcia. To babcia rządziła w domu. I tylko ona potrafiła w karbach utrzymać cały ród. Nie mogliśmy mówić, co się dzieje w domu, jak się w domu mówi. Mówiliśmy co prawda po polsku, ale używało się wileńskiej gwary.
A jak pan trafił na Orunię?
Poznałem swoją żonę, a właściwie porwałem ją według tatarskiego obyczaju. Moja żona jest z Oruni i właśnie tu się osiedliliśmy.
Jest również Tatarką?
Nie. Jest Polką. Jej rodzina także pochodzi z przedwojennych rubieży Polski. Dlatego świetnie się dogadujemy. Łączy nas historia, kuchnia i kultura. Moja żona jest co prawda prawosławna, a ja jestem muzułmaninem, ale doskonale rozumiemy jak "poruszać" się na płaszczyźnie kulturowej i religijnej, żeby się wzajemnie nie urazić.
I każde z was trwa przy własnej religii?
Jak najbardziej. Ja nie nigdy nie zamierzałem ingerować w religijność mojej żony. I ona też jest bardzo tolerancyjna i wyrozumiała.
A kiedy przestał pan ukrywać, że jest pan Tatarem?
Wszystko zaczęło zamieniać w latach 80., pod koniec których ujawniłem się. Zacząłem działać, drążyć temat kontynuacji kultury i dziedzictwa narodowego Tatarów. Zależało mi na działaniu nie w obrębie struktury religijnej, ale organizacji świeckiej.
I zaczął pan szukać możliwości zinstytucjonalizowanego, oficjalnego działania?
W 1990 roku powstał Związek RP Tatarów Polskich, w którym po kilku latach zostałem wiceprezesem. Ten związek jest kontynuacją przedwojennej organizacji, która powstała w 1927 roku w Wilnie. Naszym patronem jest Leon Mirza-Kryczyński, który był sędzią Sądu Okręgowego w Gdańsku. W 1939 roku został aresztowany przez hitlerowców i rozstrzelany w Piaśnicy pod Wejherowem.
Nasza organizacja przez długi czas nie miała swojej siedziby. Zaczęliśmy poszukiwać miejsca dla naszych działań. Początek był taki, że budynek, który planowało przekazać nam miasto, okazał się totalną ruiną. Zaproponowaliśmy wtedy, że zagospodarujemy Bramę Nizinną – miejsce w sam raz na muzeum, obok którego można robić przedstawienia na świeżym powietrzu itd. Wybuchła wtedy awantura, że Tatarzy chcą zdobyć bramę miasta. Musieliśmy zacząć poszukiwania na nowo. W ten sposób zwiedziliśmy kilka miejsc, aż w końcu podczas spaceru po Parku Oruńskim pomyślałem o tym miejscu. Zgłosiliśmy się do Rady Miasta i wystartowaliśmy w konkursie. Zebrała się komisja, na którą stawiłem się z moją szabelką, a musi pan wiedzieć, że ta szabla pochodzi z XIII w., jest wykonana ze stali damasceńskiej i walczyła pod Zbarażem. Przez półtorej godziny opowiadałem o tradycji i historii Tatarów, i chyba "zanudziłem" ich do tego stopnia, że przyznano nam jednogłośnie ten budynek. Tutaj był brud, smród i ubóstwo. Razem z moim bratem, Omarem, zabraliśmy się do remontu. Pracowaliśmy codziennie i przy zerowych możliwościach finansowych postawiliśmy ten dom na nogi w ciągu roku. Pomógł nam tez bardzo prezydent Lisicki, który sam jest ze wschodu i rozumie, że Tatarzy to nie jest dzicz z kindżałem w zębach tylko poważni ludzie. On poszedł nam na rękę i podpisał z nami umowę użyczenia.
Na czym polega działalność waszego centrum?
Działamy jako Narodowe Centrum Kultury Tatarów Rzeczypospolitej Polskiej i jest organizacją, która wyłoniła się ze Związku Rzeczypospolitej Tatarów Polskich. Nie ma w Polsce drugiego tak dużego muzeum. Nasza działalność jest non-profit. Mamy bardzo napięty program. Od stycznia do grudnia są to imprezy. Co roku organizujemy Sabantui, czyli narodowe święto Tatarów. W najbliższym czasie – 15 sierpnia, w Dzień Wojska Polskiego, jedziemy wręczać medale Chana Dzelal Ed Dina ułanom z XIII Pułku z Kielc, którzy kontynuują tradycję XIII Pułku Ułanów Wileńskich, gdzie służyło wielu Tatarów. Odznaczymy tam dwunastu żołnierzy. Oprócz tego prowadzimy różne szkolenia, chcemy przekazywać naszą tradycję i pokazywać obyczaje mniejszości tatarskiej. W tym tygodniu np. prowadzimy kurs tradycyjnego tańca dla młodych Tatarów. Odwiedzi nas także mufti Tomasz Miśkiewicz. Jesteśmy otwarci praktycznie codziennie. Z chęcią dzielimy się naszymi obyczajami i tradycjami z każdym. Podczas Dni Sąsiedzkich w Oruńskim Parku przez nasze muzeum przewinęło się 400 osób. Ten dom jest do dyspozycji wszystkich ludzi.
Czyli jesteście otwarci?
Od 600 lat.
Dziękuję za rozmowę.