Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2023-07-01 17:30:00
Park Oruński zmienił się dziś w średniowieczną arenę, bo z wielką pompą świętowano dziś blisko siedem wieków Oruni. Portal MojaOrunia, który na tym wydarzeniu odbierał nagrodę, rozmawiał z Krzyżakiem, polskim rycerzem i katem. Zobaczcie zdjęcia z imprezy.
- To jest moje hobby, odskocznia od rzeczywistości. Człowiek przenosi się w czasie. Możemy być tym, kim chcemy. Po kolejnych miesiącach bycia rekonstruktorem historycznym człowiek zaczyna myśleć w innych kategoriach. Tworzy sobie inny świat w głowie — opowiada mi 62-letni mężczyzna, który przedstawia się: brat Arnold Szwarc.
"Brat" to Tomasz Stężała, autor książek historycznych, m.in. Wojny Bogów. W sobotę ten mieszkaniec Elbląga pojawił się w Parku Oruńskim, przebrany za Krzyżaka. - Dlaczego zostałem Krzyżakiem? Nasz region był w posiadaniu zakonu krzyżackiego. Musiałem zostać Krzyżakiem.
Pokolenie od Krzyżaków, Czterech Pancernych i Klossa
Rozmawiamy w trakcie wielkiej imprezy z okazji 650-lecia Oruni. Do Parku zawitało dziś blisko 150 rekonstruktorów historycznych. Rycerzy, łuczników, mieszczan i rzemieślników. Brat Arnold paraduje w krzyżackim habicie, który wyszyła ma żona. Ma również kaptur, pas, torbę (kaletka), a u pasa wisi mu sztylet i paternoster. - To mój trzeci sezon rekonstrukcyjny. Ale od urodzenia interesowałem się historią. Jestem z tego pokolenia, które wychowało się na Krzyżakach, później na Czterech Pancernych i Hansie Klossie. Historia zawsze była obecna w moim życiu.
Dopowiada: - Jeśli chodzi o rekonstrukcję historyczną, to dominuje XV wiek, czyli Grunwald. Ta impreza na Oruni jest wyjątkowa, bo to jest wiek XIV. Uzbrojenie, stroje powinny być więc nieco inne, bardziej prymitywne. Tak jak mój krzyżacki habit. Ja przedstawiam osobę, której strój od XIII do XV wieku niespecjalnie się zmieniał. To taki strój domowy.
Skoro rozmawiałem z Krzyżakiem, warto porozmawiać też z polskim rycerzem. Jednego z nich znajduje, gdy przebiera się po walce. Bo na dzisiejszej imprezie ustawiono coś na kształt ringu bokserskiego, ale zamiast rękawic i spodenek, były miecze i zbroje. Rycerze się nie oszczędzali. Publika nagradzała brawami co lepsze ciosy. Nad wszystkim czuwał sędzia.
Rycerz jak Terminator
- Historią interesowałem się o dziecka. Ale chciałem posmakować żywej historii, poczuć ją na sobie. A same walki rycerskie interesowały mnie też jako sport. Tu mogę przekuć dwie pasje, sport i historia, w jedno — mówi Kamil Paczkowski z Torunia.
Ten młody mężczyzna walczy pod sztandarem dawnych oddziałów z Kujaw i Torunia. Trenuje fechtunek. Jest wysportowany, ćwiczy także kalistenikę. Opowiada mi o rynsztunku rycerza. - Początek XV wieku. Miecz to była lekka sprawa. Dwuręczny ważył tak około 1,3 kg. Najcięższe były topory, kopie, młoty i włócznie.
Pokazuje mi swoje rękawice. - Najdroższe, tak około tysiąc złotych. Idealnie dopasowane, bardzo ruchome.
Demonstruje, jak swobodnie może poruszać żelaznym kciukiem. Na myśl przychodzi mi scena z pierwszego Terminatora, gdzie Arnold naprawia sobie metalową rękę. À propos fantazji, to Kamil przyznaje, że jest fanem gier RPG, m.in. Gothica, ale to nie gry przyciągnęły go do rekonstrukcji historycznej.
Kat z sentymentem do Oruni
Na imprezie można też spotkać rekonstruktorów, którzy traktują to zajęcie bardziej z przymrużeniem oka. - Mam takie rogi do picia. Wikingowie i Słowianie kiedyś z nich pili. Raz na imprezie XVII-wiecznej ktoś mówi: nie no to nie pasuje, bo wtedy to tak nie pili. Jak nie pili? A to w XXI-wieku u mnie będą pić z rogów. Kiedyś na jarmarku w Lublinie robiłem za Krzyżaka. Kupiłem na militarce dwa ćwiczebne granaty. Powiesiłem sobie na tasiemkach na kapelutku. Przychodzi taki mądruś i mówi, a co to Krzyżak z granatami? A z grantami - mówię. A co to za granaty? Czarne, krzyżackie. A pod Grunwaldem tak nie było - się kłóci. - A byłeś? - się go pytam - mój kolejny rozmówca to wulkan energii i prawdziwy gawędziarz.
Przedstawia się: Zbyszek Wolak, brat Kwas. W Parku Oruńskim robi dziś za kata. Ma nawet dyby. - Wziąłem się za katostwo, ale nie takie krwawe. To jest tak trochę na wesoło.
- Stałem też, jak było otwarcie kuźni - podkreśla.
"Brat Kwas" ma sentyment do Oruni, bo tu mieszkał. Konkretnie na rogu Rejtana i Traktu św. Wojciecha. - Mieszkałem w wielu miejscach, ale to Orunię wspominam najlepiej. Dlaczego? Bo tu mieszkają ludzie z charakterem. Konkretni. Ludzie, którzy tu nie mieszkają, opowiadają różne, dziwne rzeczy o przestępczości. Pierdy węża. Jak się nie wcina między wódkę a zakąskę, to ma się święty spokój. Trzeba szanować innych, to inni też cię szanują.
Sobotnia impreza nawiązywała do historii powstania Oruni. Była nawet inscenizacja uroczystego nadania nazwy Orunia (1334 r.) przez marszałka zakonu brata Dytryk von Altenburg. To było dla nas miłe zaskoczenie, ale i nasz portal został wywołany na scenę. Piszący te słowa zyskał specjalny glejt z honorowym tytułem "mieszkańca osiedliska Orunia", m.in. za to, że "jest swoistym Gallem Anonimem, kronikarzem tej dzielnicy". Wyróżnienie wręczał pomysłodawca imprezy, radny dzielnicy Jacek Hołubowski.