Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2024-04-05 14:57:00
- Zrobiłam dziś w nocy analizy budżetów obywatelskich, bo nie mogłam długo zasnąć. I tak mi wyszło, że od początku istnienia budżetu obywatelskiego, wywalczyłam w różnych projektach dla dzielnicy ponad 4 mln zł. Uświadomiłam sobie, jak dużo pieniędzy przez te 10 lat Orunia zdobyła. Dzięki temu, że mi się po prostu chciało i chce mi się nadal - mówi w rozmowie z portalem MojaOrunia, Agnieszka Bartków, szefowa rady dzielnicy "Orunia-Św.Wojciech-Lipce", która w wyborach do rady miasta startuje ze wspólnej listy Koalicji Obywatelskiej i Wszystko dla Gdańska.
Piotr Olejarczyk, portal MojaOrunia: Od wielu lat jest pani szefową rady dzielnicy "Orunia-Św.Wojciech-Lipce". Teraz zdecydowała się pani wejść do polityki i kandyduje do rady miasta. To dlatego, że w radzie dzielnicy doszła pani do ściany i nie była w stanie już jej przebić?
Agnieszka Bartków, Komitet Koalicji Obywatelskiej i Wszystko dla Gdańska, okręg numer 1, miejsce numer 7: Krótkie słowo wprowadzenia. Od samego początku włączyłam się w powołanie rady dzielnicy, jeszcze gdy tworzyła się grupa inicjatywna. Dla mnie cały czas ta lokalność była najważniejsza, czyli zadbanie o małą ojczyznę, w której żyję ja, moi sąsiedzi, moi przyjaciele, moja rodzina. Gdy po pierwszej kadencji nauczyłam się być już radną dzielnicy, zaczęłam rozumieć, że będą nam potrzebne coraz większe kompetencje, żeby coś w mieście załatwić. Próbowaliśmy zrobić to przez reformy rad dzielnic w Gdańsku, ale niestety ta reforma nie dała nam wielu kompetencji. Nie spełniła naszych oczekiwań jako radnych dzielnicowych. Nie dała nam potrzebnych narzędzi do pracy. Z racji tego, po rozmowach z różnymi środowiskami, podjęłam decyzję o starcie do rady miasta w Gdańsku.
Jakich narzędzi do walki o interesy mieszkańców brakowało w radzie dzielnicy?
Chociażby możliwości wysyłania interpelacji do miasta. Dlatego, że na takie zapytania urzędnicy mają czas dwa tygodnie i muszą odpowiedzieć. Obecnie, kiedy wysyłam jakieś pismo albo jakiegoś maila z zapytaniem do urzędu, to często już nie dostaję odpowiedzi. Muszę pilnować, żeby tę odpowiedź otrzymać.
Czuła się pani ignorowana przez urzędników?
Czasami tak to wyglądało. Ale nawet nie chodzi tu tylko o radę dzielnicy. Bo przecież zwykły mieszkaniec ma jeszcze gorzej. Nasłuchałam się historii od ludzi, którzy opowiadają mi, że piszą pisma do miasta i nie dostają żadnych odpowiedzi.
Jak rozumiem, idzie pani do miasta, by to zmienić. Ale jedna rzecz. Startuje pani z list Koalicji Obywatelskiej, która w tych wyborach idzie razem z ugrupowaniem prezydent Dulkiewicz. Jako szefowa rady dzielnicy wielokrotnie wchodziła pani w spory z administracją Dulkiewicz i jej ludźmi. Potrafiła ich pani mocno krytykować. Nie boi się pani utraty pewnej niezależności?
To nie była krytyka, a po prostu wskazanie konkretnej potrzeby. Uważam, że powinniśmy rozmawiać też o trudnych tematach. Nie powinniśmy uśmiechać się zawsze, kiedy jest coś do załatwienia. Powinniśmy usiąść do stołu i poważnie porozmawiać. To nie jest darcie kotów, tylko po prostu wskazanie mocnym głosem tej potrzeby, tego priorytetu. Czasami mam wrażenie, że w mieście nas słuchają, ale nas nie słyszą.
Pytam o to, bo ktoś może powiedzieć: "Bartków, świetna szefowa rady dzielnicy, ale teraz pójdzie do rady miasta i zapomni o Oruni, bo interes partyjny".
Nie ma takiej opcji. Planuję wejść do rady miasta, bo jest tak dużo spraw do załatwienia. Okręg wyborczy numer 1, w którym jest także Orunia, stanowi powierzchniowo 40 procent miasta. 11 dzielnic, które mają podobne problemy. Rozwiązując je globalnie, możemy za jednym zamachem załatwić potrzeby tych 11 dzielnic.
To pokażmy te najważniejsze rzeczy do załatwienia.
Chociażby poprawa zagospodarowania podwórek, czyli wreszcie zrobienie porządku w mieście. Kto zarządza podwórkami? Czy są na to pieniądze z budżetu miasta? Kto odpowiada za zmiany? Gdańskie Nieruchomości? Ktoś inny? Przy rewitalizacji podkreślam i wskazuję potrzebę, żeby pewne zadania przejmowały inne jednostki miejskie. Tereny w zarządzie Gdańskich Nieruchomości wyglądają kiepsko, bo w GN brakuje środków na ich utrzymanie. Trzeba wreszcie odczarować te stare dzielnice, gdzie bardzo dużo terenów jest w zarządzie Gdańskich Nieruchomości. Trzeba zrobić inwentaryzację z prawdziwego zdarzenia i skupić się na priorytetach. Kłuje mnie w oczy chociażby duża liczba dachów do modernizacji. Potrzeba programu, który powstrzyma degradację kamienic, by mogły doczekać prawdziwych remontów.
A jest Pani za wyburzaniem niektórych kamienic na Oruni?
Wiele zależy od konsultacji z historykami, którzy wskażą czy ten budynek ma wartość historyczną, czy też jej nie ma. Poprzedni konserwator to była niestety skrajność, bo on nie godził się na żadne zmiany na Oruni. Teraz potrzebujemy takiego kompromisu, żeby też całą dzielnicę, jedną, drugą i trzecią rozwijać. Uważam, że to, co trzeba zachować, to trzeba zachować. I trzeba wówczas znaleźć na to środki jak najszybciej. Bo jeżeli takie zabytki będą czekały w kolejce latami, to po prostu nie doczekają remontów. Po takiej inwentaryzacji komunalnego mienia, oczekiwałabym nadania skali priorytetu dla poszczególnych budynków. Żeby było jasne, co i kiedy zostanie wyremontowane.
Myślę sobie, co taka inwentaryzacja zmieni. Bo miasto i tak będzie tłumaczyć, że nie ma pieniędzy na remonty kamienic. Czy w takiej dzielnicy jak Orunia, gdzie jest bardzo dużo mieszkań komunalnych, nie należy przywrócić tej 90 procentowej bonifikaty? Żeby lokator mógł wykupić takie mieszkanie za 10 procent wartości rynkowej.
Problem w tym, że remont takiego lokalu czy całego budynku to bardzo duży ciężar dla lokatora czy małej wspólnoty. To są kolosalne pieniądze, by to wszystko utrzymać. Jeżeli jest budynek bez termomodernizacji, to koszt nawet ogrzania takiego budynku przekracza często budżety mieszkańców.
Dlaczego w ostatnich latach na Oruni powstało tak mało inwestycji deweloperskich? Czy "deweloperka" to szansa na rozwój tej dzielnicy i na oderwanie się od statystyki, która pokazuje, że Orunia się wyludnia?
W ostatnich 10 latach ubyło nam w dzielnicy pięć tysięcy mieszkańców. Miasto powinno zrobić szczegółową analizę, która da odpowiedź, dlaczego tak się dzieje. I nie chodzi o analizy ogólnogdańskie, a o badania konkretnych dzielnic. Przecież mówimy o Oruni, dzielnicy tuż przy centrum Gdańska. Nie jesteśmy obrzeżami miasta, urbanistycznie należymy do Śródmieścia. Dziwi więc, że jest tutaj tak mało inwestycji.
Ma pani teorię, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego deweloperzy nie chcą inwestować?
To nawet niekoniecznie muszą być deweloperzy, to mogą być drobni prywatni inwestorzy. Ktoś, kto chce wybudować blok czy dwa bloki. Dochodzą do mnie sygnały, że takie firmy interesują się inwestowaniem na Oruni. Tylko pytanie, czy miasto ich do tego zachęca, czy zniechęca?
Jaka jest odpowiedź?
Wydaję mi się, że jest tak wiele procedur, że małemu inwestorowi prywatnemu jest naprawdę ciężko je wszystkie spełnić. Wiem jednak, że to się musi zmienić. W dzielnicy mamy szereg terenów tak zwanych plomb, gdzie takie budynki zabudowy pierzei mogłyby w ciągłości być zabudowane. Teraz zaś mamy zdegradowaną tkankę miejską i te tereny czekają na inwestycje. Czekają, ale nic się nie dzieje. W rezultacie mamy na Oruni niezagospodarowane miejsca, które straszą. Dzielnica leży przecież przy głównej, międzynarodowej linii kolejowej. Jeżeli wjeżdżamy do Gdańska pociągiem i patrzymy za okno, to widok woła o pomstę do nieba.
Pojawił się wątek kolei. Wie pani, że muszę o to zapytać. O bezkolizyjny przejazd na Oruni. W Gdańsku chyba nie ma osoby, która tak bardzo interesuje się tym tematem i tak mocno zabiega o tę inwestycję. Ma pani poczucie, że to walka z wiatrakami? Czy też jest pani dobrej myśli, że ta inwestycja wreszcie się rozpocznie?
Gdybym w to nie wierzyła, to bym nie walczyła o tę inwestycję. Będę konsekwentnie dążyć do celu. Mieszkam za torami i potrzebę budowy bezkolizyjnego przejazdu odczuwam jeszcze mocniej. Tu jest nas pięć tysięcy mieszkańców i jeżeli dzwonimy po karetkę do swoich najbliższych, to przeżywamy coś, czego nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić. Boimy się, że karetka nie zdąży na czas, bo po prostu utknie na szlabanach.
Pani walczy nie o jeden bezkolizyjny przejazd, a o trzy.
Tak. Zawsze będę to powtarzać. Tu chodzi minimum o trzy bezkolizyjne przejazdy. Mam niestety obawę po odejściu jednego z dyrektorów wydziału programów Inwestycyjnych który doskonale rozumiał ten temat, że znów musimy na nowo pilnować tej inwestycji.
Czemu "znów"?
W 2019 r. projekt budowlany dla tej inwestycji był właściwie na ukończeniu. Odszedł wtedy nasz prezydent, zmieniła się władza w Gdańsku. Później na horyzoncie pojawił się plan PKM Południe i nasz projekt bezkolizyjnych przejazdów został zamrożony. I nie został zrealizowany. Tylko raz miasto podjęło próbę pozyskania dotacji, subwencji rządowych na budowę przejazdu na Oruni. Kolejnego razu już nie było, ponieważ na horyzoncie pojawiła się dyskusja o PKM Południe. Co mocno mną wstrząsnęło, to fakt, że na początku zabrano stuprocentową rezerwę pod bezkolizyjny przejazd pod PKM Południe. Oczywiście po dyskusjach i negocjacjach udało się wynegocjować żeby tę przestrzeń współdzielić na zasadzie drogowo-kolejowej. Tutaj na pewno dużą rolę odegrał pełnomocnik ds. kolei, który nam pomógł. Obecnie jest wiceministrem do spraw w Ministerstwie Infrastruktury i nadal na niego liczę, że będzie nas wspierał. Mieliśmy przyjemność się spotkać i odniosłam wrażenie, że on nas rozumie. Rozumie, jak na Oruni się teraz żyje, gdy nie ma przejazdu przez tory.
Czy można powiedzieć, że taki przejazd na Oruni już na pewno powstanie? Czy jednak znów może coś się nie udać?
Myślę, że projekt uda się zrobić. Tylko pytanie, co zrobi wtedy miasto i włodarze? Czy znajdą subwencje rządowe lub jakieś inne środki na jego realizację? PKM Południe będzie realizowało swoją część, a miasto będzie musiało znaleźć środki na zrealizowanie bezkolizyjnych przejazdów.
Na Oruni jest pani bardzo znana. Ale startuje pani do rady miasta, a w okręgu tych dzielnic jest 11. Nie obawia się pani, że sama Orunia to może być zbyt mało, by dostać się do rady miasta?
Ja generalnie mieszkam i żyję od dziecka w okręgu numer 1. Urodziłam na Zielonym Trójkącie. Tam wychowywałam się do dwudziestego trzeciego roku życia. Znam dobrze Letnicę, Nowy Port. Tam było też moje przedszkole, przychodnia, poczta. Poruszałam się po tych dzielnicach i widzę, że mają one podobne problemy. To nie jest tak, że my jakoś mocno się różnimy. Że Orunia jest diametralnie inna niż Nowy Port, czy Olszynka i Młyniska. Ostatnio zaczęłam współpracę z radą dzielnicy z Przeróbki. Będąc drugą kadencję w Komitecie Rewitalizacji ocieram się też o problemy chociażby Nowego Portu i nie widzę jakiejś dużej różnicy między naszymi dzielnicami.
Jaką wystawiłaby pani ocenę prezydent Dulkiewicz w tej kadencji?
Neutralną. W skali od jeden do sześciu, to byłaby trójka. Uważam, że każdemu trudno byłoby udźwignąć ciężar po stracie prezydenta Adamowicza i mierzyć się z porównaniami do poprzednika. Prezydent Adamowicz miał wieloletnie doświadczenie, a w ostatniej kadencji już zupełnie inne nastawienie. To była wręcz złota kadencja dla społeczników, dla ludzi pracujących oddolnie. Jest potencjał w pani prezydent Dulkiewicz, ale pewnie jeszcze musi nabyć doświadczenia.
Dlaczego warto zagłosować akurat na Panią?
Dlatego, że zawsze staram się słuchać wszystkich mieszkańców i staram się te sprawy załatwiać w urzędach. Nie jest to obecnie łatwe, ponieważ to wymaga pracy społecznej. Ja zawodowo jestem w zupełnie innej branży. Jestem BHP-owcem. Zależy mi na Oruni, Lipcach, Św. Wojciechu. Ale też weszłam w relacje z innymi dzielnicami, gdzie widzę podobne problemy. Zależy mi, żeby lepiej nam się tu żyło, żeby tych inwestycji było tutaj tak samo albo i więcej niż w innych dzielnicach. Kiedy walczysz o budowę chodnika 10 lat i wreszcie ci się to udaje, bo wygrałaś w budżecie obywatelskim, to czujesz wielką satysfakcję. Takich drobnych rzeczy, z których ja się cieszę, jest mnóstwo.
Zrobiłam dziś w nocy analizy budżetów obywatelskich, bo nie mogłam długo zasnąć. I tak mi wyszło, że od początku istnienia budżetu obywatelskiego, wywalczyłam w różnych projektach dla dzielnicy ponad 4 mln zł. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, bo cieszyłam się z drobnych inwestycji. A dzisiaj uświadomiłam sobie jak dużo pieniędzy przez te 10 lat Orunia zdobyła. Dzięki temu, że mi się po prostu chciało i chce mi się nadal.