Hulajnoga kontra autobus, znak Stop nie pomógł. Jak poprawić bezpieczeństwo na przejściach?

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2024-06-25 10:34:00

— Kierujący hulajnogą 36-latek nie dostosował się do znaku Stop i zderzył się z jadącym autobusem — mówią portalowi MojaOrunia o sytuacji na skrzyżowaniu Starogardzkiej z Traktem św. Wojciecha. Przy okazji tego wypadku wróciła kwestia poprawy bezpieczeństwa przejazdów na Oruni, gdzie krzyżują się ścieżki kierowców aut i jednośladów. Mamy komentarz z rady miasta.

Do wypadku doszło w poniedziałek o godzinie 5:30. Na skrzyżowaniu Starogardzkiej z Traktem św. Wojciecha autobus potrącił 36-latka. Mężczyzna wjechał na skrzyżowanie na hulajnodze.

Gdańscy policjanci mówią portalowi MojaOrunia, że 36-latek (jak wynika ze wstępnych ustaleń) nie dostosował się do znaku stop.

Mężczyzna został przewieziony do szpitala. Na ten moment nie mamy informacji o jego stanie zdrowia.

Przy okazji wypadku wróciła kwestia poprawy bezpieczeństwa przejazdów na Oruni. Mowa szczególnie o przecięciach wzdłuż Kanału Raduni, gdzie Trakt św. Wojciecha przecina droga pieszo-rowerowa. Już wcześniej pisaliśmy o tym, że budowa przejścia w rejonie Podmiejskiej budziła sporo kontrowersji, teraz pojawiła się kwestia wjazdu na mostek, właśnie na Starogardzkiej, gdzie doszło do opisywanego tutaj wypadku.

- Mnie ciekawi, ile na godzinę mogła rozwinąć prędkości ta hulajnoga. To powinno być sprawdzane podczas wypadku — komentuje w rozmowie z nami Agnieszka Bartków, radna miasta z Oruni.

Na ten moment funkcjonariusze nie podają nam takiej informacji.

Bartków wskazuje na rozwiązanie, które zaproponował jeden z mieszkańców. — Rozwiązaniem są barierki, które wymuszają na rowerzystach zmniejszenie prędkości przed skrzyżowaniem — mówi.

Zanim Bartków trafiła do rady miasta, przez lata była szefową lokalnej rady dzielnicy. — Już podczas projektowania tego mostu na Starogardzkiej jako rada dzielnicy proponowaliśmy sygnalizację świetlną lub przesunięcie przejazdu rowerowego za przejście. Tak, aby rowerzyści (szczególnie rozpędzone rowery elektryczne) nie mieli wjazdu na wprost. Urzędnicy zaproponowali jedynie znak stop. To jak jest przestrzegany widzimy na przestrzeni ostatnich kilku lat — komentuje.

Bartków obiecuje, że sprawy tak nie zostawi. Mówi, że już z oficjalnym pytaniem zgłosiła się do miasta. Czeka na odpowiedź urzędników.