Z wizytą w Urzędzie

Autor: gosc19.52, Data publikacji: 2011-06-27 07:12:10

W zeszłą sobotę w budynku Urzędu Miasta odbył się VII Dzień Otwarty. Tłumów nie było…

Z reguły idziemy tam z przymusu, czekając w długich kolejkach i psiocząc na urzędników. Najczęściej bywamy w pokoju, w którym bez numerka nie mamy się co pokazywać.

Ale jest taki jeden dzień w roku gdy jest inaczej. Przychodzimy w sobotę, nie czekamy w długich kolejkach, panuje luźna atmosfera a urzędnicy wydają się być bardziej ludzcy. Odwiedzamy nieznane na co dzień pokoje, w których wyjątkowo otrzymujemy odpowiedź na każde pytanie.

Tym wyjątkowym dniem jest tzw. Dzień Otwarty. Jest to specyficzna impreza, w czasie której mocno, niczym gąbka chłoniemy propagandę sukcesu.

Choć była to już VII edycja to po raz pierwszy wziąłem w niej udział. Inaczej ją sobie wyobrażałem (zapomniałem telefonu, uciekł mi autobus a do tego padało), ale nie narzekam. Dzięki kiepskiej pogodzie nie było tłumów i można było sobie pozwolić na dłuższą pogawędkę z urzędnikami.

Na początek zawitałem w pokoju 107. Na środku stało kilkanaście plansz, na których były umieszczone informacje na temat inwestycji planowanych , zrealizowanych oraz w trakcie realizacji. Gdy obejrzałem już wszystkie, postanowiłem się zapoznać z planami zagospodarowania przestrzennego na Oruni, Św. Wojciechu i Lipcach. W tym celu podszedłem do biurka po prawej stronie ze sporawym ekranem  i poprosiłem urzędniczkę o pokazanie mi terenu jednostki.

Można powiedzieć, że wymieniliśmy się wiedzą. Ja pokazałem jak duży teren obejmuje Orunia-Św. Wojciech-Lipce a urzędniczka podzieliła się pewnymi informacjami na temat PZP. Kolejnym celem były stoły z kilogramami „materiałów promocyjnych”.  Ja wziąłem tylko malutką książeczkę o planach rozwoju miasta do 2015 roku i chciałem się udać do wyjścia, ale…jedna z pań dała mi do rozwiązania rebus.

Choć za tego typu zagadkami nie przepadam, to „rozpracowanie go” nie było dla mnie większym problemem. Powiedziałem hasło, a w zamian otrzymałem papierową torbę z materiałami promocyjnymi (ekologiczna torba zakupowa, plakat, książeczki,magnes, nasiona…). Podziękowałem, wyszedłem na korytarz, gdzie czekał na mnie urzędnik z informacjami o miejskim Wi-Fi. Choć na Oruni powstaną tylko dwie strefy miejskiego Internetu to rozmowie nie było końca. 

Gdy dowiedziałem się chyba wszystkiego, udałem się na parking, gdzie według wcześniejszych planów miał trwać festyn. Obejrzałem wszystkie namioty, pogłaskałem pieski ze schroniska i oczekiwałem na loterię. Ta nauczyła mnie, że cwaniactwo popłaca. Byłem chyba jedynym frajerem, który ze szklanej kuli wyjął tylko jeden los.

Trafiłem na „długopis promocyjny”. W sumie nie najgorzej bo mogłem trafić naklejkę „jestem z Gdańska”… Jako, że mój tasiemiec domagał się obiadu wyruszyłem w kierunku przystanku skąd już tradycyjnie uciekł mi autobus…