Melina na działkach...dla dzieciaków

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-07-27 12:55:00

Zdewastowane altanki z poniszczonymi meblami, stertami ubrań, resztkami jedzenia i wydzielającym przykrą woń barłogiem – w takiej scenerii „mieszkający” na działkach przy ulicy Żuławskiej bezdomni i przychodząca tu okoliczna młodzież lubi się czasem „zabawić”. Są jednak osoby, które postanowiły zainteresować tym tematem odpowiednie służby. Co na to zarządcy tego terenu i policja?

- Walczymy z nimi, to jest zawsze kilka tych samych osób. Wzywamy policję, ale to i tak nic nie daje. Bezdomni, którzy koczują w nie swoich altankach następnego dnia znowu tu wracają. – tłumaczy Romuald Ratajczak, prezes Zarządu Rodzinnych Ogródków Działkowych im. Władysława Sikorskiego.

I opisuje dewastacje, a nawet podpalenia, jakimi według prezesa, mieli dopuścić się tutaj bezdomni.
Jeszcze do niedawna był to jednak problem, który w dużej mierze interesował tylko działkowców.

Wszystko zmieniło się wraz z opowieścią małoletniej mieszkanki Oruni, która odwiedziła położoną przy ulicy Gościnnej świetlicę. Ewa Sasimowska, która jest jej koordynatorem, wysłuchała całej historii.
- Okazało się, że na działkach jest melina, w której dzieci wraz z dorosłymi piją alkohol i palą papierosy. Miało tam chodzić wiele dzieci. Oficjalnie – po to by pomagać bezdomnym. Ale niestety były jeszcze inne przyczyny tego typu wycieczek – wyjaśnia koordynatorka świetlicy w „Gościnnej Przystani”.

Dzieci niechętnie mówią o spotkaniach na działkach.
- Tak, inne dzieciaki tam piły. Ale nie ja – zastrzega się 12-latek, jeden z „imprezowiczów”.

Kilkunastoletni mieszkaniec Oruni: U bezdomnych na działkach za chleb można czasami dostać fajkę. My im czasem jakieś jedzenie przynosimy, nie że się z nimi kumplujemy czy coś. „Rudy” i Krzysiu jest ok. Krzysiu nawet na gitarze gra.

Sasimowska poinformowała o całej sprawie rodziców. Wspólnie z inną opiekunką w świetlicy przeszła się na teren działek.
- Nie spotkałam tam jednak nikogo. Chciałam powiedzieć osobom, które mieszkają w tamtej altance, aby nie sprowadzały dzieci na złą drogę. Ale też próbowałabym im pomóc, jeżeli takiej pomocy by chciały.

Koordynatorka świetlicy zgłosiła  problem do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i Pomorskiego Forum na Rzecz Wychodzenia z Bezdomności. Zadzwoniła do dzielnicowego. Do policji wysłała maila z prośbą o objęcie terenu działek dodatkowymi patrolami.
- Ten rejon jest przez nas stale monitorowany. Ostatnio nie odnotowaliśmy tam większej ilości zdarzeń – mówi Aleksandra Siewiert, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.

Ratajczak: Zaledwie trzy dni temu musieliśmy znowu wzywać policję. Problem ten sam co zawsze: bezdomni, którzy nie chcą się wynieść z naszych działek. Dopiero przy funkcjonariuszach towarzystwo się spakowało i wyszło z altanki.

Wspomniany wyżej „Rudy” to pan Jarek, który na działkach przy ulicy Żuławskiej mieszka już od…17 lat. Przyznaje, że „u niego” w altance młodzież przesiaduje często.
- Piją, palą, ja im tego nie zabraniam. Ale ja im alkoholu nie kupuję, jak coś to papierosy – mówi pan Jarek, którego, jak sam mówi, można spotkać każdego dnia żebrzącego pod kościołem na ulicy Gościnnej.

Z działek przy ulicy Żuławskiej wyprowadzać się nie zamierza. Do noclegowni również iść nie chce.

A co z nastoletnimi „działkowcami”?
- Dzieci z naszej świetlicy już tam nie przesiadują – odpowiada Sasimowska.