Działkowcy lekko nie mają

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-08-02 18:06:00

Najpierw plaga podpaleń i dewastacji, później trwający do dziś „atak” złodziei i bezdomnych, teraz leżące odłogiem i straszące swym wyglądem tereny – tak w skrócie wygląda najnowsza historia kilkudziesięciu działek w rejonie ulic Żuławskiej i Wschodniej. A przecież kiedyś miejsce to wyglądało zupełnie inaczej. Czy jest szansa „powrotu do przeszłości”?

- Obecnie niemal każdego dnia złodzieje okradają nasze działki. Sen z powiek spędzają nam także bezdomni. Wyrzucamy ich z altanek, ale oni ciągle wracają. Nie możemy sobie z nimi poradzić. Rozważaliśmy wynajęcie ochrony, ale koszty są zbyt wysokie – opowiada Romuald Ratajczak, prezes Zarządu Rodzinnych Ogródków Działkowych im. Władysława Sikorskiego. I zaznacza, że problemów którym trzeba tutaj stawić czoło jest znacznie więcej.

Kradnie się tu wszystko: metalowe studzienki, miedziane kable, garnki z altanek, ziemniaki, a nawet… trakcje linii energetycznej. Jak mówią działkowcy, nie ma dnia aby coś komuś tutaj nie zginęło.

Opisywany tu teren przy Związkowej i Wschodniej (ROD im. Władysława Sikorskiego obejmuje też 170 działek przy ulicy Równej) jest podzielony na 75 działek. Aż 50 z nich leży odłogiem. Powód jak wyżej – złodzieje. Ale nie tylko.
- Na Wschodniej wszystko zaczęło się psuć na przełomie 2005 i 2006 roku. Grupa wandali regularnie podpalała nam wtedy altanki. Zdarzyło się, że w ciągu jednej nocy spalili nam ich aż jedenaście – opowiada Teodor Osiński, który przez dziewięć lat pełnił funkcję prezesa Zarządu ROD im. Gen. Wł. Sikorskiego.

Na początku 2006 roku ktoś w jeden dzień ściął mechaniczną piłą 60 drzewek owocowych. Wkrótce doszło do kolejnych dewastacji. Nie ustawały również podpalenia. Działkowcy do dziś twierdzą, że za tym zmasowanym atakiem wandali stał ktoś „wyżej”. Ich zdaniem, teren przy Wschodniej i Żuławskiej miał zamiar przejąć jeden z lokalnych przedsiębiorców. – Chcieli nas stąd wykurzyć, aby za psie pieniądze móc kupić nasze działki i zrobić tu swoją inwestycję – mówią.

Plan (jeżeli takowy rzeczywiście istniał) się jednak nie powiódł. Działkowcy pozostali na swym miejscu. Ale nie wszyscy.
- Po podpaleniach i dewastacjach ludzie zaczęli rezygnować ze swoich działek. Teren opustoszał. Działki i ścieżki zarosły chwastami. Bardzo szybko pojawili się tutaj inni „lokatorzy” – bezdomni i złodzieje. Rozkradano nam ogrodzenia, siatki, włamywano się do altanek  – wspomina Osiński.

Taki stan trwa właściwie do dziś. Na leżących odłogiem działkach, a także na niektórych alejkach wszystko porośnięte jest wysokimi chaszczami. Gdzie niegdzie walają się worki ze śmieciami, opony i stare ubrania. Jest jeszcze inny, niezbyt przyjemny dla powonienia problem. Działki na Wschodniej i Żuławskiej były już kilkukrotnie zalewane fekaliami przez kolektor ściekowy, który biegnie wzdłuż pobliskiej przepompowni.

W okolicy znaleźć można wiele nadpalonych i zdewastowanych altanek. Na początku bieżącego roku w jednej z nich znaleziono martwego mężczyznę.

- A przecież jeszcze w latach 90-tych było tu naprawdę pięknie. Na teren działek wchodziło się z prawdziwą przyjemnością. Ładnie, czysto, przystrzyżone ścieżki, alejki miały nawet swoje nazwy. Ludzie lubili tu spędzać swój czas – przypomina sobie Osiński.

Swój czas nadal lubi tu spędzać pani Maria, która związana jest z tym miejscem od ponad 40 lat (Ogródki funkcjonują od lat 50-tych). Tam gdzie działkami opiekują się ludzie, okolica prezentuje się dużo schludniej.
- Mam tu trochę warzyw, kwiatów, swoje grządki. Wszystkiego jeszcze mi nie pokradli. Na złodziei nie ma siły, ale ja mojej działki nie zostawię – mówi pani Maria, mieszkanka Oruni.

Zarząd Ogrodów zapewnia, że robi wszystko, aby miejsce to wróciło do czasów swojej świetności.

- Od strony Żuławskiej mamy w planach zbudować nowe, betonowe ogrodzenie. Zrezygnowaliśmy też z opłaty inwestycyjnej, po to aby przyciągnąć kolejnych działkowców. To są naprawdę fajne tereny i wierzę, że jeszcze kiedyś będzie tu inaczej wyglądało – komentuje Ratajczak.