To nie taniec, TU się walczy
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-08-08 15:25:00
Taneczna, ale i niebezpieczna Capoeira, wymagające precyzji i refleksu Karate, nietypowy sposób przemieszczania się z miejsca na miejsce - Parkour. I jeden człowiek. Z Oruni. Nie tylko ćwiczy swoje umiejętności. Teraz chce ćwiczyć innych. Na swojej dzielnicy. Ktoś chętny?
Salto do tyłu? Poziome (tak, poziome) zawieszenie całego ciała na drabince? Gwiazda bez rąk, czyli tzw. aerial? Niczym kilkadziesiąt lat do tyłu, odpowiedź jest tutaj jedna: trzy razy tak. Oficjalna i nieoficjalna. Żadna propaganda nie jest potrzebna. 25-letni Łukasz Oleński, całe życie mieszkający na Oruni, jest po prostu dobry w tym co robi. I tego typu trików potrafi znacznie więcej.
Najpierw ćwiczył Karate – tu dorobił się niemal brązowego pasa. Później przyszedł czas na równie absorbujący Parkour – poruszanie się przez miasto już nigdy nie było takie samo.
Zamiast spacerować jak „normalni ludzie”, Łukasz i kilkuosobowa ekipa z Oruni wybrała zdecydowanie bardziej oryginalny sposób na przejście z „punktu A do B”. Skakanie na ściany, salta nad murkami, kręcenie się na drabinkach – najczęściej podobne ewolucje w ich wykonaniu można było zobaczyć w Śródmieściu i na Oruni Górnej.
Niekiedy grupa „atakowała” okolice Parku Oruńskiego. Czasem ktoś wzywał policję, niektórym popisy traceurów (tak nazywa się osobę uprawiającą Parkour) kojarzyły się z chuliganką i wandalami. Stróże prawa nie za bardzo jednak wiedzieli, za co w tym przypadku mają wręczać mandaty. Na krótkiej pogadance się kończyło, oruńska ekipa „przemieszczała” się nadal.
W tym ekstremalnym i podnoszącym adrenalinę bieganiu nie mogło być mowy o ochraniaczach. – Krępują ruchy – wyjaśnia Łukasz. Poważniejsze kontuzje omijały jednak członków ekipy. Szczęście opuściło Łukasza podczas egzaminów do Akademii Wychowania Fizycznego. – Poszło mi kolano. To była przewlekła sprawa. Wolałem zrezygnować z Parkoura i znaleźć coś, co mniej obciąża kolana – wyjaśnia Łukasz.
„Coś” udało się znaleźć bardzo szybko. I to na Oruni, początkowo treningi odbywały się w tutejszym Domu Kultury na ulicy Dworcowej. Od kilku lat Łukasz zdobywa umiejętności w Capoeirze. Ta wywodząca się z Brazylii sztuka walki często kojarzona jest… z tańcem.
- Na początku w ogóle tego nie rozumiałem. Dwóch facetów, otoczonych kołem ludzi, giba się jak małpy, skacze i udaje pajaców – uśmiecha się Łukasz.
Ale już na drugim treningu instruktor szybko wyprowadził go z błędu. Krótka walka z Łukaszem i ten ostatni w mgnieniu oka wylądował na macie.
- Capoeira tym różni się od innych sztuk walki, że nie jest statyczna. Jesteś cały czas w ruchu, twoją obroną są uniki. Nogi nabierają tutaj naprawdę sporej prędkości, siła kopnięć jest duża, niekiedy dochodzi do niebezpiecznych nokautów – tłumaczy mój rozmówca.
Łukasz zaczynał od pierwszego, szarego sznura (odpowiednik pasów w Karate). Na specjalnej uroczystości otrzymał przydomek: Fogo (ogień). Biorąc pod uwagę, że niektórzy muszą zadowolić się określeniami typu: Pardal (wróbel), czy Calango (jaszczurka), trafił całkiem nieźle. Obecnie w Capoeirze jest już na trzecim szczeblu – może dumnie dzierżyć sznur (cordo) żółto-pomarańczowy. Podobnych stopni wtajemniczenia jest tutaj kilkanaście. Ostatni, biały kolor zarezerwowany jest dla wielkich mistrzów Capoeiry. W Polsce jeszcze nikt nie dostąpił tego zaszczytu.
- Wszystkie trzy, „moje” dyscypliny wymagają poświęcenia, wysiłku i wyrzeczeń. Każda z nich uczy pokory, pokazuje, że zawsze możesz być lepszy w tym co robisz – komentuje mój rozmówca.
O tym będą mogli przekonać się również uczestnicy sierpniowych treningów w oruńskiej Gościnnej Przystani. Łukasz wraz z kilkoma swoimi znajomymi chce bezpłatnie uczyć tutaj Capoeiry. Mój rozmówca podkreśla, że przyjść na trening może każdy.
- Legendarny mistrz Capoeiry, Vincente Pastinha powiedział kiedyś, że ta sztuka walki jest dla wszystkich. Nie mogą jej trenować tylko ludzie, którzy tego nie chcą – mówi Łukasz.
Ale przestrzega tych, którzy myślą, że trening od razu polegać będzie na akrobacjach i „fruwaniu w powietrzu”.
- Najważniejsze są podstawy. Rozciągamy się, ćwiczymy najważniejszy krok w Capoeirze – ginga, początkowo może to wydawać się mało spektakularne. Ale warto przyjść i spróbować swych sił – zachęca Łukasz.
Pierwsze zajęcia już w najbliższy czwartek w Domu Sąsiedzkim (Gościnna 14). Ich start zaplanowano na godzinę 17:30.