Pierwsze sto dni rady - jaka ocena?

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-09-12 18:58:00

10 września minęło 100 dni od zaprzysiężenia reprezentantów Rady Osiedla „Orunia-Św. Wojciech-Lipce”. Jak wykorzystali ten czas wybrani w maju radni?

O tym co w tym czasie zmieniło się na dzielnicy, a także o pierwszych porażkach i sukcesach, najdziwniejszych postulatach wyborców, barierach w pracy radnego, strategii rozwoju, byciu „listkiem figowym” obecnego systemu i dotychczasowej współpracy z mieszkańcami i urzędnikami – opowiadają członkowie Zarządu nowej jednostki pomocniczej.

Orunia 100 dni temu, Orunia dzisiaj – co zmieniło się w tym czasie na dzielnicy?

Agnieszka Bartków, przewodnicząca Zarządu Osiedla „Orunia-Św.Wojciech Lipce”: Zdaję sobie sprawę, że wizualnie nie zmieniło się tutaj za wiele. Ale wykonaliśmy sporo niewidocznej na pierwszy rzut oka pracy. Musieliśmy przebijać się przez ogrom papierologii, przechodziliśmy szkolenia, na pewno wzrosły nasze kompetencje. Ten pierwszy okres nazwałabym przecieraniem ścieżek. Musieliśmy bardzo szybko nauczyć się  wielu rzeczy, na przykład jak konstruować budżet, czy w jaki sposób pisać wnioski do odpowiednich urzędów.

Mateusz Korsztun, zastępca przewodniczącego Zarządu Osiedla „Orunia-Św. Wojciech-Lipce”: Za nami pierwsze, napisane przez nas wnioski do Wieloletniego Planu Inwestycyjnego. Pracowaliśmy także nad miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Zaangażowaliśmy się ponadto w kilka akcji, takich jak: sadzenie drzewek przy Domu Kultury, czy sianie słoneczników na ulicy Gościnnej.

Minęło 100 dni, tymczasem rada osiedla wciąż nie ma swojej siedziby, radni nie pełnią dyżurów, strona internetowa rady nie jest w ogóle aktualizowana. Czemu tak to wszystko wygląda?

MK: Strona jest cały czas w budowie. Na przełomie września i października wszystko powinno działać już jak należy. Chciałbym przypomnieć, że od dłuższego już czasu działa nasz profil facebookowy. Tam na bieżąco podajemy wszystkie informacje, związane z radą osiedla. Można kontaktować się z nami także drogą mailową lub telefoniczną.
Co do kwestii dyżurów, przed wakacjami mieliśmy jedno spotkanie z mieszkańcami, przyszły na nie… dwie osoby. Później była przerwa wakacyjna, teraz ruszamy już z dyżurami dla mieszkańców.

AB: Jeżeli chodzi o siedzibę, to czekamy na odzew ze strony oruńskiego Domu Sąsiedzkiego. To w gestii zarządzających tym miejscem leży teraz, kiedy rada osiedla będzie mogła tam urzędować. Miasto jest gotowe podpisać stosowną umowę w każdym momencie. Prawdopodobnie, w najbliższym czasie wszystkie szczegóły zostaną dograne i rada osiedla będzie miała swoją siedzibę w oruńskim Domu Sąsiedzkim na Gościnnej 14.

Rada osiedla w Oliwie i rada dzielnicy na Chełmie część pieniędzy z własnych budżetów przeznaczyły na budowę bezpiecznych przejść dla pieszych w swojej okolicy. To konkretna inwestycja. Tymczasem Państwa rada wydaje pieniądze na szkoły i festyny. To dobry pomysł?

AB: Zawsze będą wątpliwości, zawsze będą znaki zapytania. Ludzie będą wskazywać za i przeciw takiej, czy innej propozycji budżetu. Wydając pieniądze na lokalne szkoły chcieliśmy wesprzeć dzieci i młodzież z dzielnicy. Uważam, że to dobra inwestycja.
A co do budżetu, do końca lutego będziemy tworzyć kolejny, tym razem na rok 2012. Będziemy o nim rozmawiać z mieszkańcami. Bo obecnie to jest trochę tak: ktoś powie, że potrzebne jest bezpieczne przejście, ale właściwie czemu akurat we wskazanym przez niego miejscu? A może powinno powstać ono gdzie indziej? Dlatego tak ważna jest dyskusja nad pomysłami. W tym roku nie było na nią czasu, mieliśmy zaledwie kilka dni na przygotowanie budżetu. W przyszłym roku będzie inaczej.

MK: Czy inwestowanie w nowe ławki na dzielnicy nie jest ważne? To przecież również konkretna inwestycja, która ułatwi życie wielu ludziom. Trzeba też pamiętać, że nasza dzielnica ma zupełnie inne problemy niż wymienione w pytaniu rejony Gdańska. Orunia nie jest bogatą dzielnicą, zdecydowaliśmy się na wsparcie lokalnych szkół. Wiemy, że te pieniądze nie zostaną zmarnowane i trafią do rzeczywiście potrzebujących.

„Budowa basenu”, „remonty chodników”, „remonty ulic” – komentujący na MojejOruni.pl wskazują inwestycje, które ich zdaniem powinny zostać zrealizowane przy pomocy rady osiedla. Wiemy, że budżet rady nie jest za wysoki i środków na realizację tych postulatów trzeba szukać gdzie indziej.  Pytanie, czy i gdzie Państwo ich szukają? Za jaką inwestycją „chodziliście” Państwo przez te ostatnie kilka miesięcy?


AB: Tam gdzie to możliwe, czy jest to WPI, czy plany zagospodarowania przestrzennego, staramy się lobbować za konkretnymi inwestycjami. Cały czas wraca temat profesjonalnego kompleksu sportowego tuż obok dawnego liceum numer 7 (przy ulicy Smoleńskiej – przyp. red.). Aby taka inwestycja była możliwa, najpierw trzeba dodać odpowiednie zapisy w miejskich planach i my to już zrobiliśmy.

MK: Pracujemy m.in. nad projektem reorganizacji przejścia dla pieszych na skrzyżowaniu Sandomierskiej z Traktem Św. Wojciecha. Korzystamy z wiedzy znajomych planistów. Nasze pomysły zamierzamy przedstawić Zarządowi Dróg i Zieleni. Nie wykluczamy również, że fragment takiej inwestycji, na przykład budowę wysepki, moglibyśmy sfinansować z budżetu rady.

„Wołanie na puszczy, radni i tak wiedzą lepiej”, „radni i tak nic nie mogą”, „ten budżet to wywalanie pieniędzy  w błoto” – czytelnicy portalu MojaOrunia.pl często nie oszczędzają Państwa rady. Ta krytyka jest uzasadniona? I czy byli Państwo przygotowani na tak ostrą ocenę?

MK: Zaraz, zaraz, ale kto woła? Przez te kilka miesięcy zgłosiło się do nas zaledwie kilka osób…

AB: Każdy może podpisać się pod artykułem niczym Gall Anonim i nas skrytykować. Ale powinien też napisać, dlaczego mu się nie podoba nasze działanie i podać swoją propozycję. A tymczasem są to komentarze na zasadzie: rada robi coś źle …i koniec. Ludzie, którzy nas krytykują nie do końca się orientują w tym co nas ogranicza, oraz jakie mamy kompetencje.
Nasza rada działa zaledwie kilka miesięcy, ocenić ją będziemy mogli dopiero za pewien czas. Teraz możemy powiedzieć, że wciąż pracujemy nad tym, aby zmieniać naszą dzielnicę na lepsze.  

„Rady osiedli i dzielnic to nic więcej jak tylko listek figowy obecnego systemu. Rady nie mają wystarczających uprawnień, z naszym głosem urzędnicy w ogóle nie muszą się liczyć.” – wypowiada się dla naszego portalu Lidia Makowska, szefowa Rady Dzielnicy „ Górny Wrzeszcz”. Zgadzają się Państwo z taką opinią?

AB: Trzeba pamiętać, że urzędnicy to też ludzie. Wielu z nich chce z nami współpracować…

MK: Przykładowo Wydział Środowiska, Zarząd Dróg i Zieleni…

AB: Ważne jest podejście do całej sprawy. Trzeba pamiętać, że wszystkich naszych postulatów nie da się załatwić. To po prostu niemożliwe i często nie chodzi o złą wolę urzędników, a na przykład o brak pieniędzy. Absolutnie nie czujemy się „listkiem figowym” obecnego systemu. Urzędnicy nam pomagają, czujemy wsparcie, trzeba podziękować prezydentowi Adamowiczowi, że ułatwił powstanie tylu jednostek pomocniczych w mieście…

Z opublikowanego na łamach naszego portalu wywiadu z prezydentem Adamowiczem wynika, że rady osiedla i dzielnic faktycznie nie mają wielkiej mocy sprawczej. Chcą Państwo powiedzieć, że jest inaczej? Że rady osiedla i dzielnic w Gdańsku faktycznie mają się dobrze i nic nie trzeba tutaj zmieniać?


AB: Tego nie powiedziałam…

MK: Na pewno jest dużo zbędnej papierologii. Wiele rzeczy trzeba konsultować z urzędnikami. Zabiera to dużo czasu.

AB: Oczywiście, że można wiele spraw poprawić, ot chociażby statut rad osiedli i dzielnic. Wymaga on poprawek. Liczę, że zmiany pójdą w tym właśnie kierunku.

Były radny Krzysztof Kosik w opublikowanym na łamach naszego portalu wywiadzie mówił, że w kontaktach z urzędnikami „czasem trzeba uderzyć pięścią w stół”. Potrafią to Państwo zrobić? Jeżeli tak, to w jakiej sytuacji?

AB: Nie było jeszcze ku temu okazji. Myślę, że wszystko jest do dogadania. Staramy się współpracować z urzędnikami, ale przy okazji chcemy walczyć o swoje.

Jaką strategię rozwoju dzielnicy ma Państwa rada? Czy będzie to podejście na zasadzie: od budżetu do budżetu? Czy mają Państwo w planach stworzenie koalicji na rzecz rozwoju tej części miasta? Jeżeli tak, to z kim?


MK: Powołaliśmy w naszej radzie szereg komisji. I to właśnie one mają być tym głównym ciałem, w którym toczy się praca na rzecz dzielnicy. Członkowie komisji skupiają się na danych tematach i patrzą nie tylko przez pryzmat naszego budżetu, a budżetu całego miasta. Będziemy wysyłać pisma, a w nich wskazywać urzędom, policji i straży miejskiej, co należy poprawić w naszej okolicy. Mogą to być prośby o częstsze patrole, czy o wyremontowanie chodnika.

AB: Budżet to jedno, praca poza nim to druga, równie ważna kwestia. Opiniowanie planów zagospodarowania przestrzennego, WPI, remontów na dzielnicy – to nasze zadanie. Rada ma być również łącznikiem między urzędem, a mieszkańcami. Urzędnicy często nie wiedzą, co w danej dzielnicy się dzieje, chcemy przedstawiać im nasze problemy i wskazywać rozwiązania. Mamy w planach organizacje spotkań, na których mieszkańcy będą mogli porozmawiać z przedstawicielami konkretnych urzędów.

Ewa Łapińska, przedstawicielka rady z Nowego Portu mówiła kilka miesięcy temu, że w jednostkach pomocniczych jest często tak: wybrano do nich kilkunastu radnych, a pracuje zaledwie kilku z nich. Jak to wygląda w RO „Orunia-Św. Wojciech-Lipce”?

MK: U nas wygląda to inaczej. Podzieliliśmy się na komisję, każdy za coś odpowiada. Chęci są naprawdę wielkie. Pracują właściwie wszyscy.

Nie ma konfliktów?

AB: Właśnie nie. Na sesjach ktoś przedstawia problem, później jest nad nim dyskusja, następnie przychodzi czas na konkretny wniosek. Niemal zawsze jesteśmy jednomyślni przy głosowaniu nad danym projektem.

MK: Nasza rada jest jak jedne ciało. Może jest tak dlatego, że właściwie każdy z nas działał wcześniej w grupie inicjatywnej. Tam się poznaliśmy.

Najdziwniejszy postulat, który usłyszeliście Państwo od mieszkańców?

MK:  „Zburzyć mur” –  mieszkanka przedstawiła wniosek, że mamy się tym zająć.  Niestety nie wiemy, o jaki mur chodzi, a także dlaczego i w jaki sposób mamy go zburzyć.

Dziękuję za rozmowę.