Orunia to nie góry, czyli jak poruszać się pomiędzy Dolną a Górną Orunią

Autor: f.botor, Data publikacji: 2009-08-13 15:17:00

Ciągi komunikacyjne pomiędzy Dolną i Górną Orunią są bardzo zaniedbane. Możemy wybierać pomiędzy karkołomnymi wspinaczkami po schodach lub staniem w korkach na ul. Małomiejskiej.

Schody znajdują się na ulicy Diamentowej i w Parku Oruńskim. Mimo, że te ostatnie remontowane były w zeszłym roku, na pierwszy rzut oka widać, że ciągle im oraz scieżce w tzw. zespole przyrodniczo-krajobrazowym wiele brakuje – nie ma ławek, śmietniki są przepełnione, a rury odprowadzające wodę popękane.

- Mieszkam na Dolnej Oruni niedaleko Parku – mówi spacerująca tędy pani Marianna. - Na Górnej są dwa sklepy, do których chodzę regularnie. Jedyny autobus „113“, jedzie po raz ostatni o siedemnastej. Jesli chcę po pracy iść do sklepu, to mam dwa warianty: parkiem – oszczędzając na czasie, ryzykując upadkiem, szczególnie zimą i wiosną lub wybór okrężnej, bezpieczniejszej drogi, której pokonanie zajmuje mi czterdzieści minut. Nawet samochodem. Po południu ulica Małomiejska jest zawsze zakorkowana.

- Schody powinny być wykonane lepiej – wtóruje mąż pani Marianny, pan Andrzej. - Nie dość, że strome, to jeszcze stopnie są niewygodne. Na jednym trzeba postawić dwa kroki. Od strony parku wiosną i jesienią na ścieżce zalega błoto, a zimą ostatni odcinek schodów jest oblodzony.

- Po deszczu z wózkiem nie można tu podjechać – mówi pani Krystyna. - Zimą jest jeszcze gorzej. Trzeba być Pudzianem, żeby tego dokonać. Na dodatek brakuje oświetlenia. Po zmroku boję się tędy chodzić.

Pan Krzysztof: - Najgorszy jest odcinek tuż przed albo za schodami. Tam, gdzie brakuje barierki. Zimą jest bardzo ślisko, a nie ma się czego uchwycić. Kiedyś zimą pomogłem starszej pani, która na czworaka próbowała pokonać ostatnie trzy metry.

Pani Agata: - Na dole gromadzą się kamienie, które są spłukiwane przez deszcze. To bardzo zdradliwe miejsce. Szczególnie schodząc z góry można się poślizgnąć. Cieszę się, że te schody powstały, ale wydaje mi się, że można było zrobić je lepiej.

Schody w Parku Oruńskim wybudowane zostały w 2003 roku przez firmę "Bonsai" wg planu, który powstał na zlecenie Wydziału Środowiska Urzędu Miasta. Projektant i wykonawca wygrali przetarg. W 2008 roku prace odwadniające scieżkę zostały przeprowadzone przez Przedsiębiorstwo Drogowo-Budowlane "Trakt". Do dzisiaj prace nie zostały zatwierdzone przez Wydział Środowiska, w związku z czym Zarząd Dróg i Zieleni nie objął zarządzaniem tego przejścia.

- Zwróciliśmy uwagę projektantowi, że powinien uzpełnić projekt – tłumaczy Inspektor Marcin Tryksza z Wydziału Środowiska. - Z firmą "Trakt" bedziemy prowadzić rozmowy we wrześniu na temat poprawek. Przed zimą zamierzamy je skończyć. Zastosujemy się do uwag mieszkańców. Zamierzamy postawić barierki w miejcach, gdzie ich brakuje. W momencie, kiedy zarządzaniem zajmie się ZDiZ znikną przepełnione śmietniki. Poprawki będą kosztowały około kilku tysięcy złotych, a cała inwestycja, od 2003 roku, kosztowała miasto 400 tys.

Alternatywą dla schodów w parku są przejścia na ul. Diamentowej. Niestety, wyglądają o wiele gorzej. Jedno znajduje się pomiędzy ogródkami działkowymi i zostało stworzone przez i dla działkowców. Drugie znajduje się za Gdańską Spółdzielnią Mieszkaniową. Oba służą od dwudziestu lat jako przejścia „tymczasowe“. Szczególnie często korzystają z nich dzieci ze szkoły i przedszkola na Górnej Oruni.  
Kilka lat temu akcję na rzecz stworzenia bardziej cywilizowanego przejścia przeprowadził pan Mirosław Literski, kierownik administracji Gdańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Zebrał kilkaset podpisów mieszkańców, ale jedyne, co udało mu się załatwić, to mglista obietnica budowy w ciągu pięciu najbliższcyh lat. Budowa na ul. Diamentowej została ujęta w „Długoletnim Planie Inwestycyjnym 2010-2014“.

Pozostaje nam czekać i wspinać się dalej...

 

Tak wygląda "dzikie" przejście od ul. Diamentowej:

A tak człowiek, który nim przeszedł: