Trakt odcięty, najpierw kibice

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-11-29 14:52:00

Zamknięta główna arteria w centrum miasta, setki policjantów, gigantyczne korki, niedziałająca miejska komunikacja, a wszystko to przez… mecz piłki nożnej. Wielu gdańszczan, w tym również mieszkańców Oruni, jest wściekłych na wczorajszą akcję stróżów prawa. Dostaje się także urzędnikom.

To nie był atak terrorystów. Miasta nie nawiedziła też powódź, huragan, czy inny kataklizm. To był po prostu „mecz podwyższonego ryzyka”. Tylko tyle i aż tyle. Wystarczy, aby na nogi postawić setki policjantów. Wystarczy, aby z ruchu wyłączyć centrum miasta na kilka godzin.

- Sympatycy klubu z Chorzowa przyjechali specjalnym pociągiem do Dworca Głównego, a stamtąd wynajętymi autokarami policjanci przetransportowali przyjezdnych na stadion – relacjonuje Joanna Kowalik-Kosińska, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku.

Brzmi niczym sielanka. Sympatycy, specjalny pociąg, wynajęte autokary i uczynni policjanci. Nie zabrakło też prawdziwych emocji. Niestety, nie tylko sportowych.

- Stałem w korku ponad dwie godziny. O przebicie się w kierunku Oruni można było zapomnieć. Tymczasem Grunwaldzka w rejonie Dworca była kompletnie pusta. Policjanci nie wpuszczali żadnych samochodów. Czemu? Bo jaśniepaństwo z Chorzowa przyjechało na mecz – denerwuje się pan Piotr, mieszkaniec Traktu Św. Wojciecha.

Chodziło o to, aby „sympatycy” Chorzowa nie spotkali się z „sympatykami” Lechii Gdańsk. Powitanie mogło być różne. Policja nie chciała ryzykować. Przystąpiła więc do akcji. I to na całego. Zamknęła na blisko półtorej godziny dla ruchu jedno z najbardziej istotnych połączeń w centrum miasta: Podwale Grodzkie. Auta nie mogły też wjeżdżać na wiadukt Błędnik. Efekt?

- Kompletny paraliż miasta. Widziałem jak kierowcy ciężarówek wyskakiwali zdenerwowani z samochodów i pytali policjantów, co się dzieje. Funkcjonariuszów za bardzo to nie obchodziło, kazali im to stali i pilnowali pustych ulic. Czy ktoś pomyślał, ile taki korek generuje strat dla mieszkańców i miasta? Spalona benzyna, ludzie którzy nie mogli dotrzeć na czas do pracy. Obłęd – komentuje pan Piotr.

Nie działała również miejska komunikacja. Oruniaków, którzy chcieli z centrum dostać się na swoją dzielnicę, czekał dłuższy spacer.
- Zero autobusów, nic w stronę Oruni nie jeździło. Trzeba było „z buta” iść na Gościnną – obrazowo opisuje Andżela, mieszkanka Oruni.

Policjanci próbują odpierać zarzuty. Argumentują, że podczas organizacji tego typu masowych imprez, szczególnie tych mających charakter podwyższonego ryzyka, wszyscy muszą liczyć się z utrudnieniami na drogach. Ich zdaniem, nie było wyjścia, ulica musiała zostać zamknięta.

- Gdyby nie zorganizowano przejazdu autokarami kibice musieliby dojechać na stadion środkami komunikacji miejskiej, bądź dojść pieszo. Nikt nie zagwarantuje, że wśród kibiców nie znajduje się grupa chuliganów, pseudokibiców, którzy przyjechali do Gdańska nie po to, by wziąć udział w sportowej imprezie, ale po to, by wszczynać bójki z kibicami drużyny przeciwnej - mówi Kowalik-Kosińska.

Wielu mieszkańców taka odpowiedź nie satysfakcjonuje. Pytają, dlaczego zamknięto aż sześć pasów głównej arterii w mieście? Czy nie było innego rozwiązania?

- Podczas planowania zabezpieczenia imprezy masowej opracowywanych jest zawsze kilka wariantów rozwiązań. Jeden z nich zakładał, że pociąg ze Śląska zatrzyma się na jednej ze stacji bliżej stadionu, co nie spowodowałoby utrudnień w centrum miasta. Niestety Policja nie dostała zgody na tego typu rozwiązanie i trzeba było zorganizować konwój kibiców z Dworca Głównego – argumentujei rzecznik KWP.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że takich wariantów było dwa. Według pierwszej opcji, kibice z Chorzowa mieli być transportowani z Osowej. W drugim przypadku, pociąg miał ich zawieźć jak najbliżej stadionu. Oba pomysły miały nie spodobać się przedstawicielom PKP.

- Policja nie musiała blokować centrum w taki sposób. Wystarczył szpaler policji przy Dworcu i konwój autobusów z kibicami na drodze na stadion – uważa pani Zofia, która jadąc wczoraj na Orunię straciła wczoraj blisko 2 godziny czasu.

- Uważam, że policja mogła to inaczej przeprowadzić. Organizacja akcji była żenująca. Tysiąc policjantów na 1500 kibiców? Nawet więźniowie nie są tak pilnowani. Sam byłem już na kilku wyjazdach Lechii w różnych „gorących” miejscach i nie przypominam sobie takiej kontroli – mówi Mateusz Korsztun, radny osiedla z Oruni, kibic Lechii Gdańsk.

Co na to urzędnicy? Czy miasto nie może wpłynąć na policję, aby w przyszłości podobne akcje wyglądały inaczej?
- To był dopiero drugi mecz tzw. podwyższonego ryzyka w Gdańsku - tak więc można powiedzieć że i dla nas i dla policji jest to pewnego rodzaju nauka. I nauczka. Jak sądzę - możliwe są inne rozwiązania, takie które nie będą blokować całego miasta. Jest to dla nas ważne również w kontekście przyszłorocznych mistrzostw, kiedy kibiców będzie pewnie znacznie więcej – odpowiada Michał Piotrowski, z gdańskiego Biura Prasowego w Gdańsku.

Nie wiadomo, ile kosztowała wczorajsza akcja policji. Wiemy, że w zabezpieczaniu meczu pomiędzy Lechią Gdańsk, a Ruchem Chorzów brało udział tysiąc pomorskich policjantów.

Być może już niedługo czeka nas wszystkich kolejna powtórka z rozrywki. Następne mecze „podwyższonego ryzyka” (niektórzy kibice Lechii Gdańsk mówią, że może to być pojedynek z Jagielonią Białystok) na horyzoncie…