Karty i zespoły kontra przemoc w rodzinie

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-12-01 19:39:00

„Miejcie do nas zaufanie, to nie są dawne Komisje Robotniczo-Chłopskie, tu pracują specjaliści” – zapewniają członkowie gdańskiego Zespołu Interdyscyplinarnego, którego celem jest przeciwdziałanie przemocy w rodzinie. I przedstawiają „nową” Niebieską Kartę i specjalne grupy robocze. Czy faktycznie takie rozwiązania się sprawdzają? Jak to wygląda na Oruni?

Od początku 2011 roku Centrum Interwencji Kryzysowej PCK w Gdańsku podjęło 3735 interwencji (porad psychologicznych i prawnych), w tym 678 związanych z przemocą. Pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Gdańsku udzielili pomocy 24 rodzinom z powodu przemocy w rodzinie.

- W Gdańsku przemoc w rodzinie nie jest jakimś poważnym zjawiskiem. Ale tam gdzie ona występuje, musi zostać zrobione wszystko, aby jej ofiarom została udzielona profesjonalna pomoc – mówi Krzysztof Sarzała, kierownik gdańskiego CIK i przewodniczący powołanego rok temu Zespołu Interdyscyplinarnego.

Jak więc skutecznie ujawniać przemoc w rodzinie, a później chronić pokrzywdzonych i podejmować działania wobec sprawcy?
- Ważnym narzędziem jest tutaj Niebieska Karta, która jest podstawowym instrumentem podejmowania interwencji w rodzinie, w której dochodzi do przemocy – odpowiada Ewa Kamińska, wiceprezydent Gdańska.

Jak w praktyce działa Niebieska Karta?

Jeszcze do niedawna prawo do założenia takiej Karty mieli tylko policjanci i pracownicy socjalni. Teraz mogą to zrobić również lekarze, pedagodzy i przedstawiciele Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Wystarczy podejrzenie, że osoba (dziecko lub dorosły) została dotknięta przemocą w rodzinie. Wypełnia się wtedy specjalny formularz, ten wędruje do przewodniczącego Zespołu Interdyscyplinarnego, zostaje powołana grupa robocza, która zajmuje się konkretnym przypadkiem.

- Każdy w ręku ma tylko jeden element układanki, małą cząstkę tego co naprawdę się dzieje w danej rodzinie. Istotą tej procedury jest zebranie przedstawicieli różnych instytucji: policji, pracowników socjalnych, pedagogów, psychologów. A później powiedzenie im: wykładamy karty na stół, pokażcie co macie, spróbujmy ułożyć z tych puzzli całą mozaikę – tłumaczy Sarzała.

Jeżeli potencjalną ofiarą przemocy w rodzinie jest dziecko, pedagog szkolny może powiedzieć, jak ono zachowuje się w kontaktach z rówieśnikami, pediatra – czy nie jest ono zaniedbywane chociażby pod kątem szczepień. Dzielnicowy przedstawi informacje, kiedy i w jakich sytuacjach policja była wzywana pod dany adres, pracownik MOPS-u odpowie na pytanie, czy rodzina korzysta z pomocy społecznej.

Grupa spotyka się również z potencjalną ofiarą przemocy, a później z domniemanym sprawcą.
- To jest narzędzie pomagania rodzinie, a nie ścigania przestępców. Nie jesteśmy sądem, chcemy rozmawiać zarówno z ofiarami, jak i sprawcami. Szukamy wyjścia z sytuacji – tłumaczy Anna Sobota, zastępca dyrektora  MOPS w Gdańsku.

- Ale czasami faktycznie mogą zdarzyć się przypadki, że działamy wbrew woli rodziny, której członkowie mówią: „dajcie nam spokój, nie mieszajcie się, poradzimy sobie sami”. Jeżeli są sytuacje, że komuś grozi śmierć samobójcza, albo że maltretowane dzieci uciekną z domu i będą się prostytuować, musimy wkroczyć do akcji – nie ukrywa Sarzała.

W skrajnych przypadkach zostaje złożone zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

W 2010 roku gdańscy policjanci i pracownicy społeczni założyli łącznie prawie 650 Niebieskich Kart.  W tym roku funkcjonariusze tylko z I „oruńskiego” Komisariatu uczynili to prawie 70 razy.
- Najczęściej sprawy dotyczą mieszkańców Chełmu i nowych osiedli z południowych rubieży Gdańska. Na Oruni prowadzonych jest kilkanaście Niebieskich Kart – mówi Adam Orlikowski z I Komisariatu w Gdańsku.

I choć teoria Niebieskich Kart i Zespołu Interdyscyplinarnego brzmi interesująco, w praktyce nie zawsze wszystko działa, tak jak w oficjalnych komunikatach. Uczestniczący w grupach roboczych psycholodzy, z którymi rozmawialiśmy, mówią nam wprost: nie wszyscy traktują problem przemocy w rodzinie poważnie.

Z ich opowieści wynika, że policjanci, a czasem nawet szkolni pedagodzy i lekarze uważają, że regularne bicie dziecka nie jest niczym nagannym, a przeciwnie stanowi odpowiedni środek wychowawczy.  

Innym problemem jest również kwestia biurokracji. Nie wszystkim chce się wypełniać czasochłonne formularze, a później jeszcze uczestniczyć w naradach grup roboczych. Wiele spraw, gdzie istnieje podejrzenie przemocy w rodzinie, jest po prostu bagatelizowanych. Takie informacje płyną od psychologów, którzy proszą nas o zachowanie anonimowości.

- Stoi przed nami proces uczenia lekarzy, pielęgniarzy, pedagogów. Musimy uczulić ich na problem przemocy w rodzinie. Musimy przekonywać, że Niebieska Karta to dobre i potrzebne rozwiązanie – przyznają członkowie Zespołu Interdyscyplinarnego.

Nina Markiewicz-Sobieraj, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 16, nie chce przesądzać o zasadności pomysłu zakładania Niebieskich Kart przez pedagogów szkolnych.
- Każda nowość zastanawia, zobaczymy czy przyniesie ona efekty. Mogę powiedzieć, że u mnie w szkole nie odnotowaliśmy przypadku, gdzie wystąpił problem przemocy w rodzinie – mówi.

I przypomina o tym, że na Oruni od dłuższego czasu funkcjonuje już lokalny Zespół Interdyscyplinarny, który działa z ramienia Stowarzyszenia Inicjatyw Lokalnych. W jego skład wchodzą różne instytucje, między innymi MOPS, policja, pedagodzy. Zespół zajmuje się nie tylko problemami przemocy, a na przykład złym zachowaniem dziecka, lub trudną sytuacją materialną danej rodziny.

Są jednak i tacy, którzy wskazują, że w radzeniu sobie z przemocą w rodzinach potrzeba jeszcze innych działań.

- Trzeba tworzyć świetlice środowiskowe, należy finansować warsztaty dla rodziców, na których specjaliści pokazywaliby różne metody wychowawcze. W Gdańsku brakuje jednak przestrzeni i środków finansowych na tego typu działania. Zamiast tego buduje się stadiony, tunele i inne megalomańskie inwestycje naszych władz – uważa pani Karolina, pedagog z gdańskiej szkoły.

- Brakuje profilaktyki, brakuje miejsc, gdzie rodzice mogliby zwracać się z problemami wychowawczymi. W świetlicy Gościnnej Przystani jeżeli jest jakiś problem, zapraszamy rodzica, wspólnie staramy się znaleźć wyjście z sytuacji. My nie nakazujemy, nie mamy takiej władzy, ale taka wczesna rozmowa może być bardziej pożyteczna niż interwencja post fatum – komentuje Ewa Sasimowska, koordynatorka świetlicy w oruńskiej Gościnnej Przystani.