Sentymentalny spacer po ukochanej dzielnicy

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-12-17 14:32:00

Ponad trzydzieści osób przyszło wczoraj do Gościnnej Przystani, aby kupić nową książkę Krzysztofa Kosika „Oruński Antykwariat”. Nie zabrakło interesujących opowieści autora, ale swoje wspomnienia i unikalne fotografie prezentowali również dawni i obecni mieszkańcy dzielnicy.

- Wychowałem się na elitarnej ulicy Ramułta. W okolicy działały dwie szkoły, było pełnowymiarowe boisko, wszyscy się znali, a klucze zostawiało się pod wycieraczką. To była zupełnie inna Orunia – mówił Krzysztof Kosik, autor książki „Oruński Antykwariat”, o której pokrótce pisaliśmy tutaj.

Wczoraj w Gościnnej Przystani odbyła się jej prezentacja. Przed spotkaniem i tuż po jego zakończeniu można było zakupić książkę.
- Budzi się żal za ludźmi, którym już nigdy nie powiesz dzień dobry, za miejscami, których już nie ma. Mam nadzieję, że ta książka Państwa zainteresuje, a może nawet wzruszy – cytował fragment wstępu autor.

Sky Orunia, derby i odwadnianie Żuławskiej
I jak mówił, „Oruński antykwariat” to „sentymentalny spacer po naszej dzielnicy, może zaniedbanej, może nie do końca ładnej, ale z piękną historią i po prostu ukochanej”.

Autor wspominał wczoraj Orunię z dawnych lat. Pojawiły się nawiązania do oruńskiej telewizji Orunia Sky (na wczorajsze spotkanie przyszedł również Zbigniew Klewiado, jej założyciel).
- Orunia miała swoje pięć minut. Pisały o nas gazety, byliśmy na czołówkach wiadomości – przypominał Kosik.

Nie zabrakło również odniesień do dawnych wydarzeń sportowych, z których słynęła dzielnica. Autor podkreślał wspaniałe sukcesy lokalnych szczypiornistów, a także opisywał dawne derby dwóch szkół przy ulicy Smoleńskiej.  – Na te mecze przychodziły tłumy ludzi. Wspaniała atmosfera, wspaniałe emocje. Więcej piszę o tym w książce, którą trzymam przed Państwem – mówił.

I przedstawiał zasiadającego wczoraj na sali Andrzeja Kuchtę, który w latach 60-tych grał w VII Liceum jako rozgrywający i razem ze swoją szkołą odnosił wielkie sukcesy.

Prezentując „Oruński Antykwariat” , Kosik zwracał na uwagę na jego zdaniem, jeden  z najbardziej wzruszających rozdziałów.
- Niemcy, wycofując się z Żuław, zniszczyli umocnienia i groble. Woda stała aż do ulicy Żuławskiej. Po wojnie znalazła się grupa zapaleńców na czele z panem Błęckim, która własnymi siłami odwadniała te tereny. Nie było im łatwo, dookoła miny, brakowało odpowiednich urządzeń. Silnik elektryczny znaleźli na terenie stoczni, gdzie był już przygotowany do wywózki do ZSRR – mówił i pokazywał zdjęcie w książce, na którym widać całą ekipę (rok 1946) „oruńskich odwadniaczy” .

O sztuce...psucia dzielnicy

Autor wspominał jeszcze dawną Gościnną 14, miejsce wczorajszego spotkania, a kiedyś przestrzeń, w której salezjanie organizowali pokazy filmów, zabawy, lekcje religii, a także przedstawienia. Wielkie wrażenie zrobiły na nim jasełka z 1958 roku. – Profesjonalna scenografia, wspaniała oprawa muzyczna, kurtyna, Herod i bezlitośnie nacierająca na niego Śmierć – opisywał.

Oprócz miejsc, były też wspomnienia o oruńskich postaciach – księżach Stanisławie Salomonowiczu, Tadeuszu Kujawie, dawnych lekarzach z Oruni, a także Antonim Turzyńskim - wesołym konduktorze z „szóstki”, który miał słabość do częstochowskich rymów.

Autor przedstawił również swoją teorię odnośnie „psucia dzielnicy”.
- Wydaję mi się, że wraz z budową nowego osiedla na Żuławskiej i Związkowej, a więc w latach 60-tych rozpoczęły się zmiany na gorsze w naszej dzielnicy. Z całym szacunkiem do osób, które tam się wprowadziły, ale taki napływ nowych ludzi sprawił, że staliśmy się sobie mniej znani. To był początek końca tamtej Oruni.

I dodawał.
- Orunia nigdy nie miała szczęścia do urzędników. Trzeba być mistrzem świata, aby teren zaledwie dwa kilometry od Starówki, teren tak pięknie położony między żuławskimi polderami, a wzgórzami morenowymi, teren, który ma swoją bogatą historię, piękny park, aby to wszystko doprowadzić do tak kiepskiego wyglądu – nie krył emocji Kosik.

Lepsza przyszłość?

Co ciekawe, na spotkaniu pojawił się również Grzegorz Sulikowski, kierownik gdańskiego Referatu Rewitalizacji. W rozmowie z nami zapewniał, że Orunia jest w czołówce dzielnic, które w następnych latach mają być rewitalizowane. Najszybciej zmiany mogą przyjść jednak dopiero po 2013 roku.

- Wszystko uzależnione jest od funduszy europejskich. Nie zapominajmy jednak, że na Oruni cały czas coś się jednak dzieje. Jest Gościnna Przystań, rewitalizowana jest kuźnia, inne podmioty, na przykład arcybiskup Głódź też robią tutaj coś pozytywnego – mówił urzędnik, który, jak wspomniał, na przełomie lat 60 i 70. przyjeżdżał na Orunię z drużyną piłki ręcznej Wybrzeże.

– Na Oruni było ciągle jeszcze wtedy dużo konnych wozów. Tu żyło się jakby nieco innym tempem. Więzi społeczne były zupełnie inne, było małomiasteczkowo. Dzielnica miała swój klimat – mówił Sulikowski.

Udało nam się porozmawiać także z innymi uczestnikami spotkania. W większości byli to dawni lub obecni mieszkańcy dzielnicy. Kilku z nich zgodziło się na wywiad – w następnych tygodniach zamierzamy opublikować kolejne wspomnienia oruniaków.  Jeden z panów podzielił się z nami unikatowymi zdjęciami, na których widać chociażby dawną Jedności Robotniczej (dzisiejszy Trakt Św. Wojciecha) jeszcze przed jej poszerzeniem! Będziemy publikować i te fotografie.