Oruńskie "oczko" profesora
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2011-12-18 11:40:00
Historie na temat Parku Oruńskiego i Kanału Raduni, wiele interesujących zdjęć dawnej Oruni, plan dzielnicy z 1942 roku, opis swojej nowej książki – to echa wykładu profesora Jerzego Sampa, który miał miejsce w ubiegły piątek (16.12) w budynku Spółdzielni Mieszkaniowej „Orunia”.
- W dawnych latach bardzo dbano o czystość Kanału. Żaden gospodarz nie ważył się zanieczyszczać jego wód. Każdego kto zostałby złapany na uprawianiu takiego procederu, czekał okrutny los. Taki człowiek stawał się banitą, był oznakowany, nie mógł liczyć już na żadne miłosierdzie, bardzo często umierał jako nędzarz – tłumaczył historyk. Posłuchać wykładu przyszło ponad 20 osób.
Wiele uwagi w swoim wystąpieniu profesor Samp poświęcił właśnie Kanałowi Raduni. Historyk wskazywał na interesujący aspekt.
- Wał Kanału Raduni to jedno wielkie muzeum. Tam drzemie historia dawnej Oruni – przekonywał.
Artefakty w szlamie i wyjątkowe drzewo...
W przeszłości dno Kanału było regularnie sprzątane. Szlam i porosty trafiały na pobliski wał. A razem z nieczystościami przerzucane były niewielkie, dziś już historyczne artefakty.
- Można powiedzieć, że wał Kanału ma swoje warstwy. W nich znaleźć można wiele interesujących przedmiotów, chociażby połamane fajki. I to z różnych, czasem naprawdę odległych okresów. Na podstawie tego typu znalezisk można stwierdzić, kiedy były tu prowadzone prace – wyjaśniał historyk.
W wykładzie profesora znalazły się także odniesienia do Parku Oruńskiego. Historyk przypominał, że za czasów Johanna Czirenberga, burmistrza Gdańska i właściciela Parku, oruński zieleniec wyglądał zupełnie inaczej. W XVII wieku urządzony był on na barokową modłę i miał o jeden staw więcej niż obecnie. Tamte czasy, jak mówił profesor Samp, może pamiętać jedno z najstarszych drzew w Parku, olbrzymi dąb, które spotkać można niedaleko siedziby Tatarów.
- Nie ma drugiego tak wspaniałego Parku, przy całym szacunku do Parku Oliwskiego. Jego położenie jest absolutnie wyjątkowe. Mamy Górę Pięciu Braci, dawniej kultowe pogańskie wzgórze. Jest Góra Płaczu z wielkim, charakterystycznym kamieniem na szczycie. Nie można też zapominać o Glinianej Górze, na której kiedyś była wieża widokowa. Przy dobrej pogodzie można było stamtąd dostrzec nawet zamek w Malborku – emocjonował się profesor.
Oruńskie "oczko" w przygotowaniu
Historyk opowiadał też o swojej następnej książce. Tekstów ma być w niej 21, a więc, jak mówił profesor, „będzie to prawdziwe oczko”. Pojawią się w niej motywy ściśle związane z Orunią.
Będzie o przedwojennym kowalu przy ulicy Gościnnej i związanej z nim kryminalnej historii, na którą Jerzy Samp natknął się kiedyś w dawnej prasie niemieckiej. Pojawi się historia o dawnym przytułku „dla źle prowadzących się dziewcząt”, który do 1945 roku istniał na granicy Lipiec i Oruni.
W książce znajdziemy również rozdział o „Leniwej Pannie”, nierozłącznie związanej z Parkiem Oruńskim. Opisane zostaną także interesujące miejsca: Ptaszniki (dzisiejszy rejon ulicy Ptasiej) i Czarcia Waza (teren położony w wąwozie, w pobliżu obecnego osiedla Moje Marzenie).
Profesor nie chciał zdradzać za wielu szczegółów swych opowieści. Nieco więcej powiedział jednak na temat fragmentu książki, w którym opisuje on dawną gospodę „Harmonia” - dzisiaj mieści się tutaj Szkoła Muzyczna (przy ulicy Gościnnej).
- Skąd właściwie wzięła się nazwa „Harmonia”? Otóż w XVIII wieku nocował tutaj car Piotr I, którego gdańszczanie nie darzyli symaptią. On sam nazywał siebie Europejczykiem, starał się zerwać z Moskwą, wybudował nową stolicę – Sankt Petersburg. I kiedy stacjonował na Oruni, urządzano dla niego występ grajka na harmonii. Car poczuł się dotknięty do żywego: co? Ktoś na harmoszce gra? I tak się przyjęło później nazywać to miejsce, właśnie od tej nieszczęsnej harmonii – uśmiechał się profesor.
Najbliższa książka Jerzego Sampa ma ukazać się w przeciągu kilku miesięcy, przed Świętami Wielkanocnymi.
Zdjęcia, plany i komentarz
Na piątkowym spotkaniu historyk pokazywał zebranym fragmenty swojej kolekcji. Można było zobaczyć zdjęcia dawnej Oruni. Był też plan dzielnicy… z 1942 roku, na który profesor przypadkowo natrafił w Niemczech. Plan wykonał gdańszczanin, a jego matka była rodowitą orunianką i mieszkała nieopodal miejsca, w którym urodził się Jerzy Samp.
W rozmowie z nami profesor podzielił się jeszcze innymi materiałami. Zobaczyliśmy unikatowe zdjęcia z czasów stanu wojennego, które Jerzy Samp wykonał „zza firanki” swojego oruńskiego mieszkania przy Trakcie Św. Wojciecha. Fotografie ukażą się w kolejnych pracach profesora. Historyk zgodził się na publikacje innego zdjęcia – jest to oruńska widokówka z okresu międzywojnia, na której widać dworek u wejścia do Parku Oruńskiego.
Profesor odniósł się również do krytycznych pod jego adresem komentarzy, które znalazł na naszym portalu.
- Ktoś pytał: Co właściwie Samp zrobił dla Oruni, choć zna tyle ważnych osobistości? Chciałem pokazać mój artykuł z 1972 roku: „Oruńskie epitafium”. Już jako student publikowałem teksty w lokalnej prasie i zwracałem uwagę chociażby na Park Oruński. Robiłem wszystko, aby go ratować – przekonywał.