To są głodowe limity!

Autor: p.kalbarczyk, Data publikacji: 2012-01-06 09:18:00

Zgodnie z zapowiedziami, rybacy z całego Wybrzeża na kilka godzin zablokowali wczoraj (5.1) Trakt św. Wojciecha. Protestowali przeciwko nieekonomicznym, ich zdaniem, wręcz głodowym limitom połowowym na ten rok. Chcemy uświadomić społeczeństwo, co się dzieje w polskim rybołówstwie – mówili.

– Przede wszystkim chciałbym przeprosić wszystkich mieszkańców Gdańska i wszystkich użytkowników drogi. Wolelibyśmy dialogu a nie blokady. Po prostu domagamy się normalności – tłumaczył Jerzy Wysoczański, wiceprezes Związku Rybaków Polskich i przewodniczący protestu.

Trakt św. Wojciecha na wysokości posesji 3/11 został zablokowany o 12:00. Manifestacja trwała ponad 3 godziny. Podobnie jak we wrześniu, rybacy spacerowali po przejściu dla pieszych przez kilkanaście minut, po czym robili krótką przerwę.

Wszystko odbywało się zgodnie z prawem, nad bezpieczeństwem czuwała policja. Przebieg akcji kontrolował też przedstawiciel prezydenta Gdańska, Grzegorz Bystrzak. – Protest jest legalny, był zgłaszany, została wydana zgoda prezydenta. Obserwujemy, czy wszystko przebiega zgodnie z założeniami. Będziemy tu, dopóki rybacy nie skończą – mówił.

Jeśli chodzi o liczbę protestujących, według Wysoczańskiego, przybyło około 300 rybaków. – Ostrzegałem, że w styczniu „obudzimy się” wszyscy. Jak widać, nasza determinacja jest wielka. Przyjechaliśmy z całego Wybrzeża: Kołobrzeg, Chłopy, Unieście, Jarosławiec, Darłowo, Ustka, Łeba, Jastarnia, Hel, Władysławowo – wyliczał.

Na czas wydarzenia zorganizowano objazdy m. in. ulicami Brzegi i Świętokrzyską. Jak informowali policjanci, aby zachować płynność ruchu, na każdym skrzyżowaniu były patrole.
Mimo wszystko zdenerwowanych kierowców nie brakowało. – Kilka godzin protestu? Chyba sobie żartujecie! – wołano.
Zdarzali się też tacy, którzy cierpliwie czekali w korku. – Każdy protest ma sens, nie przeszkadza mi to. Jeśli będzie trzeba, postoję jeszcze godzinę i posłucham przyjemnej muzyki – zapewniał jeden z kierowców.

Dlaczego właściwie protestowano?
Wrześniowy protest dotyczył kar nałożonych na rybaków w 2007 roku, za przekroczenie limitów połowu dorsza. Wczoraj natomiast protestowano przeciwko limitom zaplanowanym na ten rok oraz przeciw ogólnej sytuacji w rybołówstwie. – Ten protest dotyczy naszego życia – wołali rybacy.

– Problem jest bardzo złożony. Rybacy dostali małe limity połowowe – to są głodowe limity, które wystarczą do kwietnia – maja tego roku – mówił Wysoczański.
– Kwoty połowowe na ten rok są nieekonomiczne. Część rybaków upadnie. Polityka naszego rządu jest nieudolna. W innych państwach potrafią zadbać o rybaka. U nas mamy politykę przeciw rybakom. Wszystko idzie ku zagładzie – żalił się Wojciech Pieper, rybak z Jastarni.

– Mam 18-metrową jednostkę i na ten rok kwota połowowa wynosi 51 ton dorsza do handlu. W Szwecji dla jednostki o 5 metrów krótszej od mojej ten limit wynosi 176 ton. Jestem rybakiem z dziada pradziada. To, co obecnie dzieje się w rybołówstwie, to ręce opadają – mówił.

Protestowano też dlatego, że nie pomogły rozmowy z rządem. – Rozmawiałem z panem Sawickim (minister rolnictwa - przyp. red.), prosiłem, żeby rząd pochylił się nad tym problemem. Usłyszałem, że jeśli coś mi się nie podoba, mogę iść do sądu albo odejść od zawodu. Kim my jesteśmy? – pytał z rozgoryczeniem.

Dlaczego protest akurat na Trakcie św. Wojciecha?
– Chcemy protestować zgodnie z prawem. Rozmawialiśmy z Komendą Wojewódzką Policji. Tu nie ma świateł, więc można chodzić po przejściu. To jest nacisk na marszałka, na wojewodę: zróbcie coś z tym – tłumaczył Pieper.

Manifestacji przyglądało się wielu przechodniów. Ich zdania, podobnie jak kierowców, były podzielone. – Porąbało ich, niech blokują Urząd Wojewódzki! – wołali jedni. – Dobrze robią, powinna z nimi stanąć cała Polska – odpowiadali inni.

Rybacy wzbudzili też wiele emocji wśród pasażerów komunikacji miejskiej. W przeciwieństwie do wrześniowego wystąpienia, teraz nie przepuszczano autobusów (schodzono z pasów tylko, gdy jechało pogotowie). Ci mniej cierpliwi po prostu opuszczali pojazdy i z oburzeniem, na własnych nogach mijali protestujących, nie szczędząc im przy tym słów komentarza. – A za bilety kto mi k… zwróci?! – wołała starsza pani, wysiadająca z autobusu.

Co dalej?
Rybacy zapowiedzieli, że wczorajsza manifestacja nie była ich ostatnim słowem. – Będziemy protestować dalej, znajdziemy inne miejsca – mówili.
– Wierzymy, że te protesty coś zmienią. Gdyby nie to, nie byłoby nas tutaj – podsumował Pieper.