Kto nas obroni?

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-01-20 16:42:00

Włamują się do mieszkań, przydomowych komórek, kradną biżuterię, pieniądze, rzadziej elektronikę – na Oruni w ostatnich miesiącach miał szereg podobnie wyglądających kradzieży. Wielu mieszkańców uważa, że policja nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Stróże prawa odpierają zarzuty w dość osobliwy sposób. – W innych częściach Gdańska jest jeszcze gorzej – mówią.

- Z mojego domu zginęła biżuteria, srebrna zastawa, futra, wiele pamiątek, które miały dla mnie wartość sentymentalną. Na przykład brzytwa dziadka, czy puszka z czasów jeszcze drugiej wojny światowej, w której trzymałam oryginalne guziki „z orzełkiem” od munduru. Tego już nie ma – wzdycha Irena Rosińska z Traktu św. Wojciecha, której mieszkanie zostało splądrowane tuż po ostatnich świętach Bożego Narodzenia.

- Kiedy przyjechałam do domu i zobaczyłam to pobojowisko, to zemdlałam. Powyrywane szuflady i drzwiczki z komód, zniszczone segmenty, lodówka, łóżko. Wszystko powywracane i podeptane. Jeszcze przez długi czas sprzątałam błoto i odchody, które złodzieje nanieśli tu swoimi buciorami – mimo, że od włamania upłynęło już kilkanaście dni, pani Irena wciąż jest roztrzęsiona. – Boję się wychodzić z domu, boję się, że złodzieje znów mogą tu wrócić – dodaje cicho.

Tego typu dramat przeżyło ostatnio na Oruni więcej osób. Tylko w ostatnich miesiącach na ulicy Nowiny odnotowano kilka włamań (lub prób) do mieszkań i przydomowych komórek, dwa na Trakcie św. Wojciecha, dwa na ulicy Żuławskiej. Straty liczone są najczęściej w dziesiątkach tysięcy złotych.

Policja nie chce udzielać informacji, czy za ostatnimi kradzieżami może stać jedna i ta sama grupa. Funkcjonariusze powołują się na konkretne zapisy prawne i przypominają, że dochodzenie policyjne objęte jest tajemnicą służbową.

Znacznie bardziej rozmowni są mieszkańcy ulicy Nowiny. Ich zdaniem, grasujący w okolicy złodzieje mogą tworzyć jedną ekipę. – Do komórki sąsiada, niedaleko Nowiny 76, ktoś próbował się włamać w ostatnich tygodniach kilka razy - opowiadają. – Po innym z tutejszych włamań policjanci mówili, że to już czwarta, piąta sprawa w ostatnim czasie, w której złodzieje działają podobnie. Biorą biżuterie, pieniądze, ale zostawiają sprzęt elektroniczny – dodaje jeden z mieszkańców, który prosi o zachowanie anonimowości.

- Mój brat, który jest też moim sąsiadem, został okradziony na jakieś 20 tysięcy złotych. Złodzieje weszli do jego domu przez balkon. Policjanci mieli odwiedzić okoliczne lombardy, ale po jakimś miesiącu i tak przyszło powiadomienie o umorzeniu śledztwa –  opowiada Marek Kubicz, mieszkaniec ulicy Nowiny.

Więcej osób ma żal do policjantów. – Jedno z włamań na Nowinach miało miejsce obok sklepu, na którym są kamery. Myśli Pan, że policjanci zabezpieczyli zapis z monitoringu? Jedna z mieszkanek musiała im osobiście wieźć nagranie na komisariat na Platynową. To się nazywa śledztwo, prawda?  - ironizuje jeden z mieszkańców.

Stróże prawa mają w tym przypadku inną wersję. Zapewniają, że na miejsce przestępstwa został wezwany przedstawiciel firmy, która obsługuje sklepowy monitoring.
- Osoba ta zobowiązała się zgrać zapisy z kamery w terminie późniejszym ze względów technicznych, który m.in. polegały na braku w danym momencie odpowiedniego sprzętu do zagrania materiału na miejscu. Mężczyzna wywiązał się z tego zobowiązania, zgrał materiał i przekazał go policjantom przez właścicielkę mieszkania, w którym doszło do włamania. Nagranie to zaraz po dostarczeniu na komisariat zostało przeanalizowane przez policjantów kryminalnych – informuje Magdalena Michalewska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.

I zapewnia, że policja robi wszystko, aby sprawcy włamań trafili za kratki. Tego typu deklaracje bledną jednak, kiedy spojrzy się na poniższą statystykę: w 2011 roku w Gdańsku ogólna wykrywalność przestępstw typu kradzieże z włamaniem wyniosła 17,8%. Oznacza to, że na pięć włamań, tylko jedno z nich (w przybliżeniu) doczekało się rozwiązania innego niż dostarczany ofiarom dokument: „śledztwo umorzone”.

A i ta statystyka nie do końca ukazuje skalę problemu. Mieszkańcy Oruni, z którymi rozmawiam, przekonują mnie, że znają sytuacje, w których obrabowani ludzie nie zgłaszają się na policję. – Na Trakcie św. Wojciecha włamali się niedawno do jednego z mieszkań. Trzeci raz w ostatnich latach. Właściciel dał sobie spokój z policją, zawracanie głowy, i tak zawsze dostawał pismo, że sprawców nie wykryto – mówi mi jedna z mieszkanek Traktu.

- Kto nas obroni? Policja nie daje rady, a my sami też nie możemy się bronić przed złodziejami – argumentuje kolejna z poszkodowanych niedawno osób.

I nawiązuje do historii, opisywanej także na naszym portalu. Zdaniem mieszkanki, nie wszystko wyglądało tak, jak przedstawiali to policjanci. - Kiedy ostatnio zatrzymaliśmy dwóch sprawców, których podejrzewaliśmy o włamanie do jednego z domów, to niemalże okrzyknięto nas bandytami. Na portalu MojaOrunia.pl pisaliście, że chcieliśmy kogoś linczować. Było zupełnie inaczej – mówi wzburzona.

– Trzech facetów niby uprawia jogging i nawet nie są zdyszani? I na widok mieszkańców uciekają w różne strony? Bzdury. Ale policjanci zadecydowali, że nic na nich nie mają i ich wypuścili. A przecież można było porównać ślady, które zostawili włamywacze na miejscu przestępstwa – kręci głową z niedowierzaniem mieszkanka ulicy Nowiny.

Policjanci z I Komisariatu przyznają, że ich rejon jest w niechlubnej czołówce, jeżeli chodzi o kradzieże i włamania (także samochodów). Ale to nie Orunia jest pod tym względem najgorsza.
- Znacznie więcej zdarzeń notujemy na Chełmie i w południowych dzielnicach Gdańska. Porębskiego, Dulina, Bergiela – jeden z policjantów wylicza ulice, na których w ostatnim miesiącu doszło do włamań do mieszkań. Lista jest jednak znacznie dłuższa.

- To nie jest tak, że policja nic nie robi i nie interesuje się wykryciem sprawców. Zatrzymujemy kogoś, ale decyzję, co się dzieje dalej w danej sprawie i tak podejmuje prokuratura. Każda niejasność idzie na korzyść osoby zatrzymanej – mówi policjant z oruńskiego komisariatu, który prosi o zachowanie anonimowości.

Według policjanta, problemem jest również jeszcze jedna kwestia.
- Nie tak dawno na osiedlu 5 Wzgórz okradziono jedno z mieszkań. Wyniesiono wtedy między innymi 42 calowy telewizor. Wszystko działo się w biały dzień, ale nikt nic nie widział. Nie wiem, czy ludzie nie chcą, czy boją się mówić. Często brakuje nam świadków – dodaje funkcjonariusz.

Na wyjaśnienie swoich spraw wciąż czekają obrabowani mieszkańcy Traktu św. Wojciecha, Nowiny i Żuławskiej. Wśród nich wspomniana wyżej pani Irena.
- Wie Pan, gdyby policja złapała tego kogoś, co mnie okradł i zrujnował mi życie i gdybym mogła stanąć z tą osobą twarzą w twarz, powiedziałabym mu tylko jedno: sumienia nie miałeś, kiedy nam to robiłeś, ale ono kiedyś cie dopadnie i tym zapłacisz.