Zieleń na „Dolnej” w dołku
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2009-08-24 13:46:00
Dwa tygodnie temu pisaliśmy o zielonych inwestycjach na Oruni Górnej. Wszystko pięknie, ale co z Dolną? – pytali nasi czytelnicy. Zapytaliśmy i my.
Do 30 czerwca spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe oraz rady osiedla mogły starać się o dofinansowanie projektów urządzenia przydomowej zieleni. Sprawę priorytetowo potraktowały spółdzielnie i wspólnoty z Oruni Górnej. O szczegółach pisaliśmy tutaj.
„Dolna” bez odzewu
Natomiast instytucje z Oruni Dolnej w tym względzie nie wykazały się zaangażowaniem. Czyżby na tych terenach inwestycje zielone nie były potrzebne? Chyba nawet największy optymista, znający oruńskie realia, nie ma wątpliwości, że jak najbardziej są one tutaj wskazane. Wystarczy kilku minutowy spacer po tej okolicy, aby o tej smutnej prawdzie się przekonać. Nieskoszone trawy, chaszcze wychodzące aż na chodnik, powyrywane drzewka, wielkie połacie niezagospodarowanych terenów, brak placów zabaw, brudne piaskownice – lista „grzechów” jest całkiem spora. Jak to możliwe, że kiedy pojawiła się okazja, aby ten zły stan nieco poprawić, żadna instytucja z „Dolnej” nie wykazała inicjatywy?
Nie jest źle
- O takim konkursie dowiedziałem się z telewizji jakieś kilka dni temu – mówi Mirosław Literski, kierownik Administracji Osiedla numer 1 Gdańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. - Mogę powiedzieć jednak, że takich wielkich potrzeb, jeżeli chodzi o zieleń, to tutaj nie mamy. Przez kilka ostatnich lat regularnie nasadzamy krzewy i dbamy o to, aby na naszych terenach wszystkie zielone ubytki były na bieżąco uzupełniane. Nasz budżet na zieleń jest dość skromny i zamyka się w około trzech tysiącach złotych rocznie – dodaje kierownik.
Na pytanie, czy nie warto było wziąć udziału w miejskim konkursie, chociażby po to, aby uzyskać więcej środków na zagospodarowanie terenu zielenią, mój rozmówca odsyła mnie do Grażyny Orłowskiej, kierowniczki działu technicznego Gdańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
- Nie wzięliśmy w tym konkursie udziału ze względu na wymogi formalne w nim postawione, a także dlatego, iż najzwyczajniej w świecie to się nam nie opłacało. Aby stworzyć taką koncepcję projektu, musielibyśmy wydać sporo pieniędzy i wcale nie wiadomo, czy środki uzyskane od miasta pokryłyby ten koszt - mówi Grażyna Orłowska.
Trzeba przyznać, że jest to tłumaczenie nad wyraz osobliwe, zważywszy przykład innych spółdzielni i wspólnot, które wzięły udział w konkursie. W ich przypadku żadnych problemów z „opłacalnością” projektów nie było.
Gdańska Spółdzielnia Mieszkaniowa obejmuje na Oruni m.in. ulice Raduńską, Diamentową, Piaskową, Perłową i Granitową.
Zieleń to nie my
Z Naszej Wspólnoty, instytucji, która administruje nieruchomościami na Oruni Dolnej i jest m.in. odpowiedzialna za wiele budynków położonych na ulicach Trakt Św. Wojciecha, Związkowej i Ramułta, otrzymujemy taką oto odpowiedź:
- Nasza Wspólnota administruje budynkami, a nie terenami wokół nich. Zielone inwestycje nas nie dotyczą – mówi Elżbieta Kałużna, kierownik z Naszej Wspólnoty.
Zrób to sam
Terenami, wokół budynków zarządza Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych. Jest to jednak miejska instytucja, która ze względów formalnych nie mogła brać udziału we wspomnianym konkursie. Spytaliśmy jednak GZNK o zielone inwestycje na Oruni Dolnej.
- Należy pamiętać, że pieniądze z miejskiej puli na inwestycje zielone są ograniczone. Nie są one w stanie pokryć wszystkich naszych potrzeb – odpowiada Tadeusz Piotrowski, rzecznik GZNK. - Dlatego namawiam zawsze wszelkie wspólnoty, aby dzierżawiły od miasta tereny wokół swoich nieruchomości i urządzały je po swojemu. Koszt dzierżawy jest naprawdę niewysoki. Można taki teren zagospodarować zielenią, można wykorzystać jako miejsce parkingowe. Najważniejsze, że to nie urzędnicy, a sami mieszkańcy decydują o wyglądzie swoich podwórek – dodaje rzecznik.
Czyżby więc i w tym przypadku sprawdzała się stara zasada „umiesz liczyć, licz na siebie”? Ale przecież na Oruni Górnej...