Ogień na Trakcie, potrzebna pomoc
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-02-21 17:59:00
Dziś (21 II) przed godziną 13 wybuchł groźny pożar w jednym z warsztatów samochodowych na Trakcie św. Wojciecha. Ogień zniszczył także sąsiedni sklep i szklarnię. To nie koniec złych wiadomości - aż na 70 tysięcy złotych oszacowano wstępnie straty w pobliskim Domu dla Dzieci.
- Prawie się popłakałem, kiedy zobaczyłem jak bardzo zniszczony jest nasz Dom. My, a także szereg osób, prywatnych firm, fundacji, także miasto, my wszyscy nie szczędziliśmy wysiłków, aby to miejsce dobrze służyło poszkodowanym przez los dzieciom. Niestety, straty są bardzo poważne. Na szczęście dzieciom nic się nie stało – mówi Piotr Wróblewski, szef Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, która prowadzi kilka Domów dla Dzieci.
O jednym z nich pisaliśmy tutaj. To właśnie ten, położony przy Trakcie św. Wojciecha 377A był dziś świadkiem dramatycznych wydarzeń.
- Spalił się jeden z warsztatów samochodowych. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, sytuacja była wciąż niebezpieczna. Istniało poważne ryzyko, że ogień rozprzestrzeni się na pobliskie budynki. W palącym się zakładzie wybuchały butle z gazem – relacjonuje nam kapitan Jacek Noga z oruńskiej jednostki straży pożarnej.
Wybuchy były na tyle potężne, że powybijały większość okien Domu na Trakcie. Zniszczony został również dach budynku. Mieszkające tu dzieci (najmłodsze z nich mają zaledwie kilka lat) musiały zostać ewakuowane. – Te dzieci i tak już w życiu wiele przeszły, a teraz jeszcze coś takiego. Można powiedzieć, że one ponownie straciły swój dom. Tu się czuły bezpiecznie, tu wracały do normalnego życia. Zrobimy wszystko, aby otoczyć je jak najlepszą opieką – zapewnia psycholog z Domu na Trakcie.
Ogień zniszczył także sąsiedni sklep. Można tu było kupić między innymi samochodowe nawigacje i anteny CB. – Wbiegł jeden z pracowników, krzycząc, że się pali. Wzięliśmy tyle sprzętu ile się da i wybiegliśmy na zewnątrz. Po chwili była tu już straż pożarna. Mój budynek jest poważnie nadpalony, straciłem też wiele towaru, którym handluje. Na szczęście byłem ubezpieczony – mówi nam Pan Paweł, właściciel sklepu.
Tyle szczęścia nie miała pani Renata, współwłaścicielka pobliskiej firmy ogrodniczej. – Pożar dotarł i do nas. Spaliła się moja szklarnia. Liczymy straty. Nie mieliśmy ubezpieczenia – komentuje.
Na miejscu pracowali technicy kryminalni. Mężczyźni nie chcą przesądzać o przyczynie pożaru. – Za wcześnie, aby coś jednoznacznie stwierdzić. W tej sprawie będzie musiał wypowiedzieć się biegły - tłumaczył nam jeden z nich.
Według nieoficjalnych informacji, właściciel spalonego zakładu miał trzymać u siebie łatwopalny podtlenek azotu. On sam temu kategorycznie zaprzecza. – Nic takiego nie miało miejsca. To było po prostu zwarcie w instalacji elektrycznej – przekonuje pan Robert.
- Co mogę powiedzieć? To dla mnie dramat. Żona w ciąży, a ja straciłem miejsce pracy. Musimy podsumować straty – dodaje.
W zakładzie spaliło się kilka samochodów. Niegroźnie ucierpiał też jeden z pracowników.
Pożar zmobilizował też wielu ludzi. Pojawiły się firmy i instytucje, które wyraziły chęć pomocy dzieciom z opisanego wyżej Domu. Gdańskie Melioracje przysłały na miejsce swoich ludzi, aby uprzątali Dom na Trakcie. Być może uda się również znaleźć część środków na pokrycie strat w placówce dla dzieci. Ale wciąż potrzeba jeszcze większego wsparcia.
- Wstępnie oszacowaliśmy szkody na 70 tysięcy złotych, ale jeżeli okaże się, że szczególnie mocno ucierpiał nasz dach, straty mogą być jeszcze większe – uważa Wróblewski. – Jeżeli ktoś chciałby nam pomóc, na przykład kupić farbę, czy inne materiały potrzebne do remontu, będziemy mu bardzo, bardzo wdzięczni – dodaje szef GFIS.